Rewolta ludowa na Ukrainie czyni cuda w Polsce. Najpierw zradykalizował się premier Tusk, utwardzając stanowisko wobec Putina. Musiało to wywołać szok u tych, którzy obserwowali to, co działo się przez wcześniejsze sześć lat (reset stosunków z Kremlem i inne bajki). Teraz radykalizuje się prezydent Komorowski, a właściwie jego doradca - Roman Kuźniar. Ale przecież chyba nie we własnym imieniu. Polski lud musi być w głębokim szoku z powodu tych przemian (w skali porównywalnej z „Przemianą” Franza Kafki). Dlatego lud może spytać: kto i dlaczego przestawił wajchę i co to oznacza?
Wszyscy mają jeszcze w uszach słowa prezydenta Komorowskiego sprzed kilku dni:
Proste wyeliminowanie prezydenta [Janukowycza] w sytuacji, kiedy nie ma jeszcze rządu ukraińskiego, a podpis prezydenta jest niezbędny dla wprowadzania ustaw, w tym ustawy o powrocie do starej konstytucji, decyzji o powołaniu rządu, w zasadzie skazywałoby Ukrainę na nierząd, na rozpad struktur państwa i na bezradność.
Minęły 24 godziny od wypowiedzenia tych słów i okazało się, że „proste wyeliminowanie” jest całkiem proste. Stąd zapewne świeży radykalizm prof. Kuźniara.
Roman Kuźniar, doradca prezydenta Komorowskiego ds. międzynarodowych, jest znany z tego, że heroicznie walczy z amerykańskim imperializmem oraz NATO jako jego narzędziem. Natomiast życzliwie patrzy na politykę zagraniczną Moskwy. Można nawet powiedzieć (na podstawie tego, co dotychczas pisał i mówił), że jest polityką Moskwy zauroczony. A jak wiadomo, gdy ma się w najbliższym otoczeniu osobę zakochaną, jej nastrój przechodzi także na innych. Nie dziwota zatem, że cała kancelaria prezydenta w sporym stopniu przejęła nastrój zakochanego prof. Kuźniara.
Musiało być szokiem dla wielu, gdy 24 lutego 2014 r. z rana, na antenie RMF FM Roman Kuźniar mówił o Siergieju Markowie, jednym z najważniejszych ideologów putinizmu i człowieku prezydenta Rosji: „To człowiek o mentalności stalinowskiej”. I ten stalinowiec Putina używa „języka wczesnych lat pięćdziesiątych”, a generalnie to jest „mentalność bardzo jaskiniowa”. Jaskiniowcy na Kremlu to jest jednak nowość w wydaniu tego doradcy prezydenta RP ds. międzynarodowych. Tak wielka nowość, że zasadne jest mówienie o przełożeniu wajchy.
W tym wszystkim nie chodzi jednak o Romana Kuźniara, lecz o prezydenta Bronisława Komorowskiego. Przez dużą część ukraińskiego kryzysu prezydent milczał. Tak jakby go w ogóle nie było w Polsce. Ale skoro zradykalizował się premier Tusk, nie było wyjścia. Nikt nie lubi przecież pytań w stylu: dlaczego prezydent RP milczy w kwestii polityki Rosji wobec zbuntowanych Ukraińców, Majdanu czy całej Ukrainy? Przez jakiś czas można udawać, że się takich pytań nie słyszy, ale taka strusia strategia na dłuższy dystans profitów nie daje. Bo rodzi np. pytanie o to, czy prezydent nie ma odwagi, żeby ocenić działania Moskwy? W takiej sytuacji milczenie wywołuje fatalne skojarzenia.
Na razie Bronisław Komorowski odważył się uznać prawo Ukraińców do buntu przeciw zorientowanemu na Moskwę Janukowyczowi. Ale to tylko dlatego, że Janukowycz nie jest już Moskwie do niczego potrzebny. Jeśli prezydent ograniczy się tylko do tego, żeby pozwolić na radykalizację swemu doradcy Romanowi Kuźniarowi, pozostanie za duży kontrast między nim a premierem Tuskiem. I utrwali się pracowicie ukształtowany w ostatnich latach wizerunek polityka spolegliwego wobec Rosji, a przynajmniej bardzo wobec niej ostrożnego. A to rodzi pytania o przyczyny tej ostrożności. Jeśli jednak przesunięcie wajchy objęłoby też prezydenta, Moskwa mogłaby zacząć wypuszczać jakieś nieprzychylne komunikaty. A dotychczasowy przebieg obecnej prezydentury dowodzi, że Bronisław Komorowski wolał takich pretekstów nie stwarzać.
Mamy więc sytuację dość groteskową, czyli zmianę wajchy wynikającą z politycznych okoliczności, a nie z woli rządzących Polską polityków. Ani premier Tusk, ani prezydent Komorowski nie chcieli wajchy przestawiać, ale kryzys na Ukrainie sprawił, że przestawiła się sama. Donald Tusk skorzystał z okazji, zaś Bronisław Komorowski wciąż nie wie, jak zareagować. Co oznacza, że sam może nie zareagować wcale, ograniczając się do grania swoimi ludźmi. Ale to jest oczywiście ryzykowne w perspektywie kampanii prezydenckiej 2015 r. Bo rywale do prezydentury mogą takie zachowanie przenicować na wszystkie strony i utrwalić w społeczeństwie przekonanie, że coś jest w tym wszystkim nie tak.
Tak czy owak zawaliła się ze szczętem i zamieniła w kupę gruzów dotychczasowa polityka wobec Rosji prowadzona zarówno przez prezydenta, jak i premiera. Donald Tusk chce uciekać do przodu, choć nie wiadomo, ile to potrwa, bo nie wiadomo, co mu to da w odbiorze społecznym. Natomiast Bronisław Komorowski zachowuje się tak jak zwykle, czyli nie wie jak się zachować. A prezydent niewiedzący, co czynić w chwili prawdziwego kryzysu nie robi dobrego wrażenia na wyborcach. Można pilnować żyrandola, gdy nic się nie dzieje i nie tracić w oczach opinii publicznej. Ale pilnowanie tegoż żyrandola, gdy trzeba działać, bo są realne zagrożenia jest po prostu czymś kompromitującym. A już bezradność w polityce wobec Rosji jest kompromitująca w dwójnasób.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/186448-bunt-ukraincow-przestawil-wajche-w-polityce-polskich-wladz-wobec-rosji-ale-prezydent-wciaz-pilnuje-zyrandola-zamiast-jednoznacznie-ocenic-dzialania-putina
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.