Ważna analiza Jana Filipa Staniłki. Geopolityka Majdanu. Jaka jest natura tamtejszego kryzysu? Kto może pomóc Ukrainie uniknąć bankructwa?

PAP/EPA
PAP/EPA

Ostatnie krwawe wydarzenia w Kijowie potwierdziły, że prezydent Janukowycz słusznie cieszył się opinią chwiejnego i głupiego polityka. Uparcie chciał trwać w pozycji równego dystansu do Rosji i do Europy, która w ostatnich latach zapewniała wielkie profity jemu, jego synowi i jego klienteli (tzw. „Rodzinie”). Jednak stary stan równowagi nie jest był możliwy do utrzymania. Moskwa oczekiwała integracji gospodarczej, a młode elity społeczne, stanowiące trzon protestu na Majdanie parły do integracji z Europą. Janukowycz – co paradoksalne - pacyfikując Majdan trzy razy, trzy razy go reanimował, wzmógł i zamienił w zryw republikański.

Nieoczekiwany dla wszystkich wybuch Majdanu, stał się kłopotem dla Europy oraz zaskoczeniem dla Niemiec, które po cichu inwestowały w partię Witalija Klliczki i dostawy energii z kierunku zachodniego, ale nie były jeszcze gotowe do energicznych działań. Co gorsza dla Moskwy, Majdan zaczął ponownie przyciągać uwagę USA, które odegrały kluczową role w zwycięstwie Pomarańczowej Rewolucji, ale wycofały się z regionu po wojnie w Gruzji. To Amerykanie zrobili wolnościowy klip z piękną dziewczyną, który obejrzało 8 mln ludzi.

Upadek prezydenta otwiera tylko kolejny rozdział ukraińskich problemów. Aby zrozumieć możliwe nowe punkty równowagi na Ukrainie należy zadać sobie kilka kluczowych pytań.

Czym jest Majdan?

Po pierwsze, należy zapytać, czym jest EuroMajdan? Z badań Fundacji Demokratyczne Inicjatywy wynika, że o ile większość uczestników kijowskich manifestacji stanowią mieszkańcy stolicy, to wśród „stałej załogi” Majdanu pod koniec grudnia aż 80% stanowili przyjezdni (42% tej liczby to mieszkańcy zachodniej Ukrainy, a 31% – centralnej części kraju). Około 30% „załogi” stanowili młodzi specjaliści z wyższym wykształceniem oraz studenci, ale aż 14% robotnicy, których wśród uczestników wieców było tylko 7%.

Z drugiej strony, trudno nie porównywać Majdanu do Siczy Zaporoskiej, czyli swoistej republiki wolnych chłopów-żołnierzy, którzy uciekali za porohy przed uciskiem wielkich ruskich magnatów takich, jak Wiśniowieccy, Potoccy czy Ostrogscy. Majdan jest zarówno społecznym ruchem protestu, jak i wylęgarnią młodych elit, które zgłaszają obywatelskie aspiracje. Jednocześnie ma on ten sam problem, co Kozacy – nie ufa żadnym obecnym politykom, a jednocześnie nie umie wyłonić z siebie przywódców zdolnych do uczestnictwa w oficjalnej polityce, bez utraty zaufania.

Po tym, jak wywodzący się z establishmentu przywódcy pomarańczowej rewolucji (Tymoszenko, Juszczenko) zdradzili ją, EuroMajdan nie ufał żadnym partiom. O jego względy zabiegają trzy – partia skompromitowanej Tymoszenko, partia niemiecka Witalija Kliczki oraz partia neobanderowców. Ta nieufność jest zupełnie zrozumiała, ale ostatecznie drogą do trwałej zmiany zawsze jednak jest instytucjonalizacja ruchu zmiany. Zatem jeśli cały ten wielki wysiłek oporu mam mieć jakiś głębszy sens, elita Majdanu powinna powołać do życia trwałą, inkluzywną organizację.

Gospodarczy model antyrozwojowy

Po drugie, należy zapytać o instytucjonalny model życia społeczno-gospodarczego na Ukrainie. Odwoływanie się do analogii z dalekiej przeszłości pokazuje także, że tak w XVII w, jak i dziś jest to wzorcowy system instytucji ekstrakcyjnych, w których ci, którzy dzierżą władzę zajmują się bogaceniem samych siebie, kosztem dobrobytu tej władzy poddanych. W takim systemie instytucjonalnym do władzy dąży się w celu uzyskania dostępu do dystrybucji środków publicznych i przekierowania ich do kieszeni swojej i wspierającej nas piramidy klientów. To daje skuteczność, ale też powoduje regularne bunty społeczne.

Ukraina ma jeden z najgorszych systemów polityczno-gospodarczych, nie tylko w Europie, ale i na świecie. Jego istotą jest drapieżne państwo (predatory state), które zamiast inkluzywnych działań opartych o zrównoważone inwestycje we wzrost i spójność, zbudowane jest na prywatyzacji instytucji państwowych, pogoni za rentą (rent-seeking) i systemowej korupcji.

Każdorazowi władcy wykorzystują publiczne zasoby gospodarcze do wzbogacenia swoich politycznych patronów (droga do bogactwa Rinata Achmietowa, Wiktora Pinczuka, czy Dmytro Firtasza), albo samych siebie (Julia Tymoszenko, Wiktor Janukowycz). W porównaniu z Ukrainą, autorytarna Białoruś Aleksandra Łukaszenki jest gospodarczym rajem. Ukraina jest krajem bez zagranicznych inwestorów, ale za to w światowej czołówce państw skorumpowanych. Białoruś tymczasem w pierwszej dziesiątce rankingu Doing Business.

Po drugie, dla zapewnienia sobie popularności w biedniejącym społeczeństwie, politycy od lat utrzymują posowiecki system przywilejów socjalnych, które nie wydobywają ludzi z ubóstwa, lecz trwale uzależniają ich od wsparcia państwa. Chodzi tu przede wszystkim o niebywale kosztowny system dopłat do cen energii i ciepła dla gospodarstw domowych (ale przemysłu też) oraz o systematyczne podwyższanie świadczeń emerytalnych i pensji urzędniczych. Każdorazowi władcy Kijowa boją się urealnić ceny energii dla biednej ludności, bo grozi to destabilizacją kraju. Kiedy w zeszłym roku taki ruch wykonał rząd Bułgarii, ludzie nie schodzili z ulic przez pól roku.

Po trzecie, w konsekwencji Ukraina ma jedną z najbardziej energochłonnych gospodarek na świecie. Dość powiedzieć, że zużycie energii na $1000 wypracowanego PKB jest tam dwa razy wyższe, niż w Rosji i jakieś 10 razy wyższe, niż w UE. W sytuacji, gdy w miksie energii pierwotnej udział krajowego węgla spadł do 30%, a udział importowanego z Rosji gazu wzrósł do 40% przy utrzymaniu 17% energii nuklearnej, każdy ruch cen zakupu gazu jest zagrożeniem dla suwerenności kraju. Ten patologiczny system prowadzi do tego, że ludzie i przedsiębiorstwa nie mają bodźców do zmniejszenia zużycia energii, a samo państwo regularnie ugina się pod ciężarem zobowiązań płatniczych wobec Rosji ($8-12 mld rocznie, czyli 8-10% PKB).

Po czwarte, z powodu gigantycznych kosztów energii kupowanej od monopolistycznego dostawcy, tj. Rosji, Ukraina utrzymuje w praktyce sztywny kurs hrywny do dolara. Jest to jeden z największych możliwych absurdów gospodarczych, jakie można sobie wyobrazić. Upłynnienie kursu, mogłoby bowiem wyraźnie poprawić konkurencyjność ukraińskiego eksportu i nasilić bodźce dla poprawy wydajności. Jednak na kilka lat odbiłoby się na konsumpcyjnych możliwościach importowych, a więc na popularności władz. Sanacji gospodarki można także dokonać przy sztywnym kursie – jak pokazał to niedawny przykład Łotwy – ale tylko jeśli odważnie tnie się wydatki publiczne na pensje i emerytury. Na Ukrainie mamy do czynienia z czymś dokładnie przeciwnym.

Po piąte wreszcie, modele biznesowe oligarchów zbudowane są na socjalizacji kosztów ich własności (posowieckie kombinaty górnicze, hutnicze, przemysł maszynowy), ekstensywnej i rabunkowej gospodarce tego, co od państwa wynajęte (wielkie gospodarstwa rolne) oraz rencie (pośrednictwo bankowe i w handlu energią). Na Ukrainie wszyscy pośrednio lub bezpośrednio żyją na koszt państwa. Tworzy to system patologicznych bodźców, w których bierni, biedni i starsi żyją w stałym lęku o swoją przyszłość, a nieliczni bogaci bogacą się w zawrotnym tempie. Kraj się wyludnia i starzeje. W latach 1991–2013 ludność wiejska zmniejszyła się aż o 15,9% (o 2,7 mln mieszkańców), wobec spadku ludności miejskiej o 10,6% (o 3,7 mln osób).

Skąd kryzys? Trzecie pytanie brzmi, jaka jest natura kryzysu na Ukrainie.

Absurdalny model gospodarczy wpędził Ukrainę w problemy, które nasilają się od 2 lat. Wcześniej w trakcie kryzysu globalnego 2009 r. ukraińska gospodarka zmalała o 15%, cofając się do poziomu z tragicznych lat 90-tych. Pensje od lat maleją. Poziom życia na Ukrainie jest niższy, niż na Białorusi, i praktycznie dwukrotnie niższy, niż w Polsce. Wyższe taryfy za gaz, będące karą za pomarańczową rewolucję, dotacje do jej nieumiarkowanego zużycia, ciasna polityka kredytowa oraz ujemny bilans handlowy popsuty ratowaniem niskiego kursu hrywny, wydrenowały rezerwy finansowe państwa nagromadzone w lata 1999-2009, z poziomu $40mld do $17 mld.

Ostatnie lata Ukraina przeżyła na kroplówce Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ale $15 mld pomocy się skończyło, a jej przedłużenie obwarowane zostało warunkami takimi, jak wygaszenie dopłat do energii, wprowadzenie systemu zamówień publicznych, zmniejszenie indeksacji pensji i emerytur. Każdy z tych punktów uderzał w główne filary klientelistycznego ustroju.

W związku z tym, prezydent Janukowycz przyjął „propozycję” Władimira Putina, aby dołączyć do Eurazjatyckiej Unii Celnej, w zamian za kolejne $15 mld pomocy i obniżenie cen gazu o 1/3 (oficjalnie jest to zapłata za dzierżawę Sewastopola). Ale jednocześnie dał się zapiąć na krótką smycz, bo cena gazu będzie rewidowana co kwartał, a kolejne transze ukraińskiego długu miały być wykupione dopiero wtedy, kiedy zostanie zlikwidowany „problem terrorystów i faszystów”.

Co więcej, aby utrzymać władzę za rosyjskie pieniądze Janukowycz miał rozprawić się z Majdanem siłowo. Rosjanie mu w tym wydatnie pomagali, np. przysyłając na Majdan snajperów i prowokatorów. Putin chciał bowiem, aby przed wyborami prezydenckimi Janukowycz miał krew na rękach. Miało mu to uniemożliwi dialog z opozycją i Majdanem oraz zmusić do sfałszowania nadchodzących wyborów.

Jednak Majdan rósł w siłę z każdą próbą jego policyjnej pacyfikacji, wojsko odmówiło udziału w jego zmiażdżeniu, a animowany z Moskwy terror zmusił Zachód do reakcji. Aktem psychologicznego przełamania było porozumienie wynegocjowane przez trzech ministrów z Polski, Niemiec i Francji. Miało ono charakter zgniłego kompromisu, ale jednocześnie pokazało słabość Janukowycza i oddało kontrolę nad sytuacją parlamentowi. W tym momencie trwanie prezydenta zawisło na wsparciu oligarchów. Ci opuścili go jednak, w trosce o swoje aktywa, które mogłyby zostać zamrożone przez UE. Swoje „kreski” w parlamencie przekazali opozycji i ta dokonała zmiany ustroju.

Kto pomoże?

Jednak wraz odejściem głupiego ukraińskiego prezydenta, problemy Ukrainy bynajmniej nie zniknęły. Kraj ma w skarbcu rezerwy wystarczające na dwa miesiące importu. Czwarte pytanie brzmi zatem: kto może pomóc Ukrainie uniknąć bankructwa?

Pierwsza opcja to oczywiście „bratnia pomoc” rosyjska. Jest niemal pewne, że w marcu Rosjanie ponownie podwyższą ceny gazu, na który idzie jakieś 8% ukraińskiego PKB. Następnie zaproponują jej trwałe obniżenie oraz wykup kolejne transzy ukraińskich obligacji pod warunkiem wprowadzenia ustroju federalnego, czyli regionalizacji państwa. Towarzyszyć temu będzie embargo handlowe i eskalacja separatystycznych działań na Krymie, Chersoniu i Doniecku i żądanie. To zmniejszy zachętę do reform, pozwoli Moskwie wziąć w opiekę rosyjską mniejszość na wschodzie. W odwodzi zawsze jest jeszcze Julia Tymoszenko.

Druga opcja, to pomoc Zachodu, poprzez kolejną pożyczkę MFW. Ale taka pomoc, aby była sensowna musi – dla dobra samych Ukraińców – wiązać się z pakietem głębokim reform, których fundusz od dawna się dopomina. Najlepiej włącznie z likwidacją skorumpowanej milicji, co skutecznie przeprowadził w Gruzji prezydent Saakaszwili. Jednak Majdan nie wyłonił żadnego lidera zdolnego przeprowadzić aż tak głębokie zmiany. Z kolei polityka partyjna, oparta o jednomandatowe okręgi wyborcze jest igrzyskiem oligarchów.

Trzecia opcja, to pomoc z Chin. Z jednej strony, Kraj Środka jest dziś silnie obecny gospodarczo na Białorusi, ale też i ogarniętych kryzysem państwach UE (Węgry, Grecja, Hiszpania). Z drugiej strony, nie wiadomo, czy po zapłaceniu z góry $270 mld Rosnieftowi za wieloletnie dostawy ropy, chce pakować się w tak zapalną dla Rosji sprawę. No i nie wiadomo, czy będzie w zamian oczekiwał jakichś reform lub koncesji (np. ziemi uprawnej).

Uciekając przed terapią szokową, Ukraina zafundowała sobie strukturalny kryzys polityczny, społeczny i gospodarczy. Na skutek dwóch dekad unikania zmian z powodu lęku przed utratą władzy, mamy dziś na Ukrainie bunt młodej klasy średniej z najbogatszego miasta - Kijowa i ludności z terenów dawnej Rzeczpospolitej. Wraz z rozwojem sytuacji, aspiracją Majdanu stawała się suwerenność obywatelska oraz tzw. normalne życie – bez korupcji i w dostatku. Ukrainę jej na drodze do społecznego ustroju Zachodu może utrzymać jedynie sojusz wody z ogniem, czyli jakaś forma politycznej współpracy elit Majdanu, opozycji i największych oligarchów.

Taka współpraca teoretycznie jest możliwa, ale tylko pod aktywnym patronatem USA i Niemiec. Należy jednak pamiętać, że nikt nie ma większego interesu w destabilizacji Ukrainy i większego arsenału środków do tego, niż Rosja. Jaki zatem scenariusz wydaje się Państwu bardziej prawdopodobny?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.