Kiedy w sierpniu 2008 r. na Tbilisi jechały rosyjskiej czołgi, prezydent Lech Kaczyński zorganizował wyprawę do Gruzji prezydentów państw Europy Środkowowschodniej, by w ten sposób powstrzymać inwazję Moskwy. Dziś, gdy za sprawą Kremla dławiony jest demokratyczny zryw na Ukrainie, obecny prezydent RP ma problem z tym, by dodzwonić się skutecznie do Kijowa.
Może połączył się z sekretariatem i gdzieś w tle usłyszał głos prezydenta Ukrainy:
Komorowski? Powiedzcie, że biorę prysznic!
Wiktor Janukowycz nie pierwszy raz lekceważy Komorowskiego. Wystarczy przypomnieć sytuację sprzed pół roku, kiedy Janukowycz nie pofatygował się do Łucka na uroczystości 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej, z których polski prezydent wrócił obrzucony jajkiem. Czy można się więc dziwić temu, jak teraz potraktował Komorowskiego?
To była dla niego [Komorowskiego] bezsenna noc. Prezydent próbował dodzwonić się do Janukowycza, żeby przestrzec go przed eskalacją działań. Nie udało się. Próby będą ponawiane
– żalił się w RMF FM prezydencki doradca, Tomasz Nałęcz.
Komorowski uparcie wykręcał numer do Kijowa i wreszcie - cóż za sukces! - udało mu się z Janukowyczem połączyć.
Prezydent Bronisław Komorowski przeprowadził w dniu dzisiejszym rozmowę telefoniczną z Prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem. Prezydent zaapelował do Prezydenta Ukrainy o natychmiastowe wstrzymanie użycia siły i powrót do negocjacji z opozycją w sprawie politycznego rozwiązania kryzysu na Ukrainie bez formułowania jakichkolwiek warunków wstępnych. W trakcie rozmowy prezydent Janukowycz zarysował scenariusz politycznego rozwiązania kryzysu
- zakomunikowała z dumą Kancelaria Prezydenta.
Skutek? Nad Majdanem nadal unosił się dym, a do Kijowa zbliżały się wojskowe posiłki ze wschodniej Ukrainy.
Trudno o lepszą ilustrację tego, jak nisko upadliśmy w hierarchii krajów, które cokolwiek znaczą w europejskiej polityce. Nie chodzi o to, by Bronisław Komorowski wyprawiał się – sam czy w szerszym gronie – z odsieczą na Majdan. Takiego bohaterstwa od obecnego prezydenta nie wymagamy. Przywołanie sposobu, w jaki działał śp. Lech Kaczyński dobitnie pokazuje natomiast jedno – żeby liczyć się na międzynarodowej arenie trzeba odwagi, determinacji i konsekwencji w polityce zagranicznej.
Trzeba posunięć niekonwencjonalnych, inicjatyw poruszających opinię publiczną, a nie ćwierkania Radosława Sikorskiego na Twitterze i unijnych wojaży Donalda Tuska, których plonem - zamiast choćby namiastki pomysłu rozwiązania kryzysu na Ukrainie – stała się medialna „wrzutka”, że premier ma szansę na wysoki stołek w Brukseli.
Dopiero gdy Berkut dziesiątkami rozstrzeliwuje demonstrantów na Majdanie, Tusk wzywa do sankcji wobec Janukowycza, a Sikorski ogłasza (a jakże - na Twitterze), że wybiera się do Kijowa. Czy nie za późno?
Wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, później może i czas na mój kraj, na Polskę
– przestrzegał śp. Lech Kaczyński w sierpniu 2008 r. na wiecu w Tbilisi.
Nie wolno o tym zapomnieć!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/186055-komorowski-powiedzcie-ze-biore-prysznic-zalosne-dodzwanianie-sie-do-janukowycza-pokazuje-ile-znaczymy-dzis-w-europie