Kilka dni temu na portalu Onet pojawiła się taka informacja:
Bank Goldman Sachs stoi za obaleniem reżimu Muammara Kaddafiego w Libii? "The New York Times" pisze, że bankierzy z Wall Street byli w stanie osiągnąć to, czego przez kilkadziesiąt lat nie osiągnięto wskutek wprowadzanych sankcji - doprowadzili do rewolucji, a w konsekwencji upadku autokratycznych rządów. (…) Wśród wielu czynników związanych z wyzwoleniem narodu libijskiego nieczęsto mówi się o działalności amerykańskiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs, przypuszczalnie prowadzonej na polecenie Departamentu Obrony lub, co najmniej, za ich milczącą zgodą. Chociaż żaden dowód tej współpracy między bankiem a Stanami Zjednoczonymi oficjalnie nie istnieje, trudno jest przymknąć oko na skuteczność, z jaką bankierzy zrealizowali swój cel. (…) Narodowy libijski fundusz inwestycyjny (LIA) twierdzi, że Goldman Sachs doprowadził do strat dla narodu w latach 2007-11 o wartości ok. jednego miliarda dolarów zyskując na transakcjach kwotę w wysokości ok. 350 milionów dolarów.
Tak przy okazji, dla przypomnienia, Goldman Sachs to instytucja, która dokonała ataku na polską złotówkę w roku 2009, a pracownikiem tego banku był wówczas były premier za rządów PiS Kazimierz Marcinkiewicz. Rok temu Marcinkiewicz wspólnie z Giertychem, Michałem Kamińskim, Niesiołowskim, Libickim, stworzyli coś co nazwali Instytut Myśli Państwowej. Jeszcze tylko nie wiadomo do końca o myśl jakiego państwa chodzi…
Ja jednak nie o tym. Na coś innego chciałem zwrócić uwagę.
Otóż w roku 2012 zadłużenie zagraniczne Polski wyniosło (dane oficjalne NBP) 365 mld dolarów. To teraz wróćmy do tego fragmentu artykułu Onetu w którym jest mowa o tym, że kwota straty 350 milionów dolarów mogła być jedną z przyczyn wybuchu rewolucji w Libii. W Polsce mamy dług ponad 1000-krotnie wyższy niż jakieś tam głupie 350 milionów dolców, które doprowadzić miały do rewolucji w Libii i co? I nic się nie dzieje! Ba, dziś przemknęła mi wiadomość, że jakaś tam agencja uznała rating Polski w najbliższej perspektywie za stabilny. Widocznie jeszcze wiele jest do wykrojenia z tego naszego tortu, a dodatkowo nikt się tutaj nad Wisłą nie wkurza, że jest notorycznie okradany. Cóż, mamy w końcu premiera, który o niebo przerasta tego prostego urzędnika biurowego co to pracował w roku 2009 w Goldman Sachs.
Obsługa zadłużenia zagranicznego wyniesie nas w roku 2014 jakieś 12 miliardów złotych. Obsługa, nie jakaś tam realna spłata długu, bo oczywiście dług nadal będzie rósł. I co? I nic się nie dzieje. Nikogo ta informacja nie elektryzuje, tłum nie rzuca się do obalania reżimu kretynów. Dojarka funkcjonuje jak należy, perspektywa jest stabilna.
I teraz rodzi się tylko jedno pytanie: Kiedy? Kiedy dokręcanie śruby stanie się na tyle uciążliwe, że wybuchnie bunt? Kiedy ludzie nie mając już nic do stracenia - i to sformułowanie traktujmy dosłownie, bo ktoś kto nic nie posiada niczego nie może stracić – w końcu się zbuntują i powiedzą „koniec” wszystkim tym okrągłostołowym „elitom”? To co wydaje nam się jeszcze dziś niemożliwe może się zrealizować w perspektywie kilkunastu miesięcy, może nawet i dłużej i potrwa kilka lat. To się stanie. Dziś nie wiemy tylko kiedy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/185102-kiedy-w-polsce-wybuchnie-rewolucja-kiedy-ludzie-nie-majac-juz-nic-do-stracenia-w-koncu-sie-zbuntuja-i-powiedza-koniec-wszystkim-tym-okraglostolowym-elitom