Polowanie zostało odwołane, co nie oznacza końca nagonki. Ataki na Macierewicza będą napędzać kampanię PO, SLD i naganiaczy Palikota

fot. PAP/Tomasz Gzell
fot. PAP/Tomasz Gzell

Co za niespodzianka! Premier łaskawca ogłosił: nie będzie komisji śledczej ws. likwidacji WSI. Niektórzy odetchnęli tak głęboko, że w Warszawie – gdzieś na odcinku między Belwederem, a Pałacem Prezydenckim – czuć było mocny powiew. I nie wydaje się, by wśród tych, którym ulżyło był Antoni Macierewicz.

W związku z niedoszłą komisją śledczą kilka spraw wymaga uściślenia. Przede wszystkich – dla ułatwienia dyskusji, bo temat, mimo decyzji Donalda Tuska będzie żywy przynajmniej do eurowyborów – należy ostatecznie ustalić terminologię. Komisja ds. likwidacji WSI czy Komisja ds. Macierewicza? Wydaje się, że w związku z intencją pomysłodawców, najbardziej adekwatna byłaby hybryda obu określeń – Komisja ds. likwidacji (politycznej) Antoniego Macierewicza. W myśl zasady: uruchomić nagonkę, upolować i wypatroszyć.

Sprecyzowanie nazwy pozwala zrozumieć dlaczego komisji nie będzie. Owszem, poszczekać można, puścić ogary w las, ale wiadomo, że gdyby doszło do prawdziwego polowania (na otwartym terenie komisji), to Macierewicz stałby się „myśliwym” - dysponując rozległą wiedzą o usiłującej powstać z grobu nieboszczce WSI  oraz powiązaniach ze służbami wielu osób ze świecznika. W obronie własnej mógłby poważnie zranić salonową zwierzynę spod różnych żyrandoli. I to nie on byłby „likwidowany”.

Niejedna aureola spadnie

– zapowiadał Joachim Brudziński z PiS, gdy ważyły się losy komisji.

Ostrzeżenie nie zostało zlekceważone. Swoją drogą, warto byłoby usłyszeć wyjaśnienie na mocy jakiej procedury Tusk-premier może rekomendować lub nie powstanie komisji śledczej. Jasne, że ma prawo do tego jako lider parlamentarnego ugrupowania, ale decyzję ogłosił po posiedzeniu rządu, wyraźnie powołując się na funkcję premiera.

Polowania nie będzie, co nie oznacza jednak końca nagonki. Ataki na Macierewicza będą napędzać kampanię wyborczą Platformy, SLD i naganiaczy Palikota. Nie chodzi przecież o to, by złapać króliczka, ale by gonić go.

Służę radą, jakie gremium - w zastępstwie komisji - mogłoby zająć się tropieniem zbrodni Macierewicza. W służbach zbrojnych działa ciało o poważnej nazwie Centrum Doktryn i Szkolenia. Nie zwróciłoby mojej uwagi, gdybym nie informacja, iż – wśród rozlicznej działalności doktrynalnej – CDiS para się prowadzeniem swoistej księgi skarg i wniosków żołnierskich. Zbiera skargi i błyskawicznie przystępuje do akcji.

Wśród spektakularnych interwencji była misja „grupy roboczej” do Afganistanu, uruchomiona po zgłoszeniu jednego z żołnierzy, że ślizgają mu się buty.  Efektem akcji było wprowadzenie „nakładek w postaci spirali”, dzięki którym buty przestały się ślizgać.

Opowieść – przytoczona podczas obrad sejmowej komisji obrony przez ważnego generała - wywołała zdziwienie Ludwika Dorna.

Można było to zlecić dowódcy, zastępcy dowódcy, czy komuś, kto zajmuje się zaopatrzeniem. Wystarczyłby jeden telefon, żeby wiedzieć, czy but się ślizga, czy nie. Można to ewentualnie sprawdzić. Żeby to sprawdzić, można wziąć takie buty, zamrozić coś w lodówce i poślizgać

– radził na przyszłość b. marszałek Sejmu.

Skoro CDiS poradził sobie z butami, dałby też radę Macierewiczowi. Wystarczyłoby „żołnierskie” zgłoszenie – od zwierzchnika sił zbrojnych Bronisława Komorowskiego, starszego marynarza Leszka Millera albo może od kaprala Lecha Wałęsy. Hasło: „poślizgać” Macierewicza.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.