Gontarczyk we "wSieci": "Myślałem, że szkodliwa dla polskiej przestrzeni publicznej twórczość Zychowicza niczym mnie już nie zaskoczy. Niestety niedawno trafiłem na jego tekst "Burdel w Auschwitz"

Myślałem, że szkodliwa dla polskiej przestrzeni publicznej i pamięci historycznej twórczość Piotra Zychowicza niczym mnie już nie zaskoczy. Niestety niedawno trafiłem na kolejny jego tekst, "Burdel w Auschwitz" - pisze na łamach "wSieci" (numer od poniedziałku w kioskach) historyk Piotr Gontarczyk.

W artykule czytamy:

Kilka dni temu wygłosiłem dwa wykłady o historii Polski w stolicy Irlandii. Zaproszenie do Dublina przyszło od mieszkających tam rodaków – głodnych wiedzy, ale i nieukrywających zagubienia po lekturze dzieła Piotra Zychowicza „Obłęd ’44”. Trudno się dziwić: książka robi wrażenie kompetentnego wywodu, który systematycznie rozprawia się z narodowymi mitami. Pozory jasności argumentów i żelaznej logiki nie pozostawiają pola na wiele pytań i wątpliwości. Tym bardziej że poglądy odmienne od swoich autor pomija, zakłamuje albo opisuje jako „argumenty warszawskich praczek dyskutujących o polityce nad baliami z brudnymi kalesonami” (s. 84). Poziom nagromadzenia obraźliwych terminów i pomówień, który w cuglach dystansuje komunistyczną propagandę z lat 50., winien dyskwalifikować „Obłęd ’44” z publicznej debaty. Można tylko żałować, iż tak się na samym początku nie stało.

Przypomnijmy, że wcześniej Zychowicz napisał książkę „Pakt Ribbentrop–Beck”, w której twierdzi, że Polska w 1939 r. nie powinna walczyć z Niemcami, tylko wspólnie z nimi podbić sowiecką Rosję. W zasadzie od historycznego publicysty należałoby oczekiwać wiedzy, jak zakończyła się taka wyprawa na Wschód z 1941 r. koalicji wielu państw na czele z armią hitlerowskich Niemiec. Niezbyt wyszukana wydaje się też wiedza o kampanii Napoleona z 1812 r., który skończył nie lepiej niż potem Hitler, mimo wsparcia solidnego kontyngentu Polaków. Ale tu przecież nie jesteśmy w świecie doświadczenia historycznego i wiedzy, tylko piszemy własną, bajkową wersję historii. Wedle niej Adolf Hitler może być nawet dobrym wujkiem i, jak przekonuje Zychowicz, wielkim miłośnikiem Polaków. Jeśli ich potem mordował, to tylko z powodu „syndromu odrzuconego kochanka”. W sumie nie ma co się taką twórczością specjalnie denerwować. Papier jest cierpliwy: zniósł wcześniej chyba nieznany temu autorowi hymn Hitlera na rzecz przyjaciół Słowian pt. „Mein Kampf”, zniesie i publicystykę Zychowicza.

(...)

Myślałem, że generalnie szkodliwa dla polskiej przestrzeni publicznej i pamięci historycznej twórczość Piotra Zychowicza niczym mnie już nie zaskoczy. Niestety w drodze
na wykłady do Dublina przeczytałem kolejny jego tekst, opublikowany w jednym z miesięczników historycznych. Autor zajął się niemieckim obozem koncentracyjnym w Oświęcimiu. Istniał tam barak numer 24, w którym grupa kobiet świadczyła usługi seksualne. Tak, część z nich przed wojną była zawodowymi prostytutkami. Co do nich Zychowicz nie ma wątpliwości, komentując kwestię jednym zdaniem: „Były oznaczone [w obozie] jako ASO, czyli element aspołeczny. Za drutami wykonywały więc tylko swój zawód”. Nie przyjmuję do wiadomości, że te więźniarki z KL Auschwitz „wykonywały tam tylko swój zawód”. Jeśli pamięć mnie nie myli, to prostytutki parały się swoim zawodem raczej dobrowolnie, dla zysku, bez odbierania wolności i zagrożenia życia. Ale najwyraźniej w zamknięciu tych kobiet w obozie i czerpania korzyści z ich niedoli miłośnik sojuszu z Hitlerem nie widzi niczego przesadnie złego. Może po prostu uważa, że miejsce „pedałów” i prostytutek jest w obozach koncentracyjnych? Nie wiem. Ale chyba różnimy się w tej kwestii co najmniej gustem i wrażliwością.

Zamiast polemizować z taką interpretacją historii, zajmijmy się pozostałymi kobietami, które przed trafieniem do obozu prostytutkami nie były, a do baraku 24 dostały się na skutek zbrodniczej polityki hitlerowców. Pisze o tym sam Zychowicz: „Kobiety te zgłosiły się dobrowolnie podczas rekrutacji urządzanej w barakach. Dlaczego? Po prostu chciały przeżyć. Znajdowały się na granicy śmierci głodowej, wyczerpane z powodu katorżniczej pracy, zawszone, brudne, bite przez kapo i strażników”.

(...)

Przyznam szczerze, że po lekturze tekstu przez kilka dni byłem mocno poruszony. I bynajmniej nie chodziło o morale kobiet z baraku 24. Bardziej zmartwił mnie dziennikarz,
który – nie przymierając głodem, nie będąc bity przez kapo i strażników – napisze i „podkręci” wszystko (nomen omen) na sprzedaż. Jeżeli jego sytuacja naprawdę jest aż tak zła, a potrzeby tak duże, to poddam jeszcze jeden pomysł na publikację. W archiwum Yad Vashem znalazłem kiedyś porażającą relację o życiu seksualnym w innym niemieckim obozie koncentracyjnym (którym, to tutaj nie jest ważne). Tam ładniejsze kobiety szukały „swojego Pana” pośród strażników, kapo i pomniejszych obozowych łajdaków. Nikt ich siłą do tego nie zmuszał, ale „opiekun” zwiększał szanse na przeżycie. A tak w ogóle ze względu na głód, stres, niepewność jutra, załamanie w obozowej rzeczywistości jakichkolwiek wartości seks był tak powszechny, że po zmroku w barakach kobiet „wszystko się trzęsło”.

To tragiczny, czasem skrywany fragment losu ludzi, którym odmówiono człowieczeństwa. Ale gdy odrzuci się martyrologiczne interpretacje, pojawi się możność dobrego „sprzedania tematu”. Przypominam, że tu poszukiwanie „opiekuna” i łatwość nawiązywania stosunków seksualnych miały miejsce bez bicia, administracyjnego przymusu i „kurwiej michy”. Przy traktowaniu ludzi i historii à la Zychowicz da się z tej sprawy zrobić mocny tekst i jeszcze „podkręcić” go szokującym tytułem, by „opylić” parę dodatkowych egzemplarzy. Rzucamy na okładkę rozkraczone nogi i zapowiedź: „Żydowskie orgie w obozie”. Albo: „Radosne kopulantki z kacetu”. No, przynajmniej: „Dziwki 1944”. Autor znów będzie mógł medialnie pobrylować i na chwilę oderwać się od pisania tak ważnych dla naprawy Rzeczypospolitej i oczekiwanych przez społeczeństwo dzieł historiozoficznych „Zimowi głupcy 1863” i „Raj wariatów 1830”.

(...) wcale mi nie do śmiechu, i myślę, że czas najwyższy nieco wyraźniej zaprotestować. Najpierw była zgraja nieudaczników, pijaków i zdrajców z Komendy Głównej AK. Teraz ofiary nazizmu – więźniarki KL Auschwitz – okazały się przede wszystkim uśmiechniętymi, wymalowanymi konsumentkami „kurwiej michy”. Coś mi się wydaje, że to jeszcze nie koniec. Kto następny padnie ofiarą tego moralnego nihilizmu napędzanego mało chwalebnymi żądzami barbarzyństwa?

Cały artykuł Piotra Gontarczyka - w najnowszym numerze "wSieci". Polecamy!

CZYTAJ TAKŻE: W najnowszym wydaniu tygodnika wSieci: kulisy bankowej pułapki. Maria Wiernikowska na wojnie z oszukańczym bankiem

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.