Pod rządami D. Tuska nasz kraj coraz bardziej traci możliwość uniezależnienia się od dostaw strategicznych surowców energetycznych. Niedługo okaże się, że w wyniku już obecnie zwiększającego się deficytu energetycznego, będziemy zmuszeni do zakupu drogiej energii elektrycznej z kierunku zachodniego.
Po dnie Bałtyku, przy akceptacji obecnego premiera i Ministra Spraw Zagranicznych, biegnie już Gazociąg Północny, okalający Polskę w związku z tranzytem gazu do Niemiec. Istotnie opóźniona, z dużą dozą prawdopodobieństwa o ponad rok, jest budowa gazoportu w Świnoujściu – dziedzictwa śp. Prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego, który proroczo przewidział obecną sytuację oraz instrumentalne wykorzystywanie dostaw gazu przez Kreml.
Według niedawno ogłoszonego raportu Najwyższej Izby Kontroli, przez najbliższe lata, nie możemy liczyć na zwiększone wydobycie gazu łupkowego, gdyż obecny rząd przez ostatnie 6 lat nie był w stanie przygotować odpowiedniego otoczenia prawnego, organizacyjnego i administracyjnego, dla prowadzenia tego typu działalności wydobywczej.
Tym wszystkim zjawiskom towarzyszą gwałtowne zmiany geopolityczne. Dla przykładu, Francuzi czynią istotne starania, gwarantujące im niezależność na płaszczyźnie dostaw gazu, zabezpieczając sobie jego import z krajów Afryki Północnej. Na południu Europy powstaje Gazociąg SouthStream, ograniczający państwom Europy Środkowowschodniej możliwość dywersyfikacji dostaw gazu z innych kierunków – razem z Gazociągiem Północnym zamknie on w gazowe kleszcze państwa byłego bloku wschodniego.
Pomiędzy państwami „starej Unii” trwają intensywne prace nad budową tzw. „mostów energetycznych”, czyli instrumentów umożliwiających wzajemne uzupełnianie dostaw gazu lub prądu, w przypadku ich braku w jednym z państw. Z kolei Komisja Europejska coraz silniej naciska na Polskę, abyśmy ograniczali działalność tych sektorów polskiej gospodarki i energetyki, które oparte są na węglu, co odbywa się pod pozorem walki z efektem cieplarnianym. Na skutek nieudolności rodzimej dyplomacji, kierowanej przez R. Sikorskiego, Polska została osamotniona w swych dążeniach do współpracy energetycznej w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Obecna koalicja rządowa PO-PSL odstąpiła od realizacji planów rządu Jarosława Kaczyńskiego, których celem było zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego kraju. Ilustracji tych zaniechań jest bardzo wiele, a jednym z przykładów może być zapowiedź likwidacji ważnej dla stabilności dostaw prądu, a tym samym utrzymania dodatniego bilansu energetycznego kraju – Elektrowni „Dolna Odra”, która znajduje się niedaleko Szczecina i jest jednym z podstawowych dostawców prądu między innymi dla całego obszaru metropolitarnego.
Zatrważające są w tym kontekście działania Komisji Europejskiej, która realizując postanowienia pakietu klimatycznego, wymusza na Polsce likwidację bloków energetycznych, opartych na spalaniu węgla. W wyniku tego już za kilka lat w naszym kraju może zabraknąć prądu. Szacuje się, że w najbliższej dekadzie polski deficyt energetyczny sięgnie pułapu 6.000 MW. Prognozy te nie uwzględniają jednak prawdopodobnej sytuacji, gdy któraś z obecnie funkcjonujących elektrowni ulegnie awarii – wtedy też niedobór ten może się jeszcze znacząco pogłębić. Dane te są znane naszemu Ministerstwu Gospodarki, co potwierdził niedawno J. Piechociński, w trakcie jednego ze swoich publicznych wystąpień.
Oczywiście wicepremier Piechociński, zamiast zabiegać o kondycję polskiej energetyki w Brukseli, zajmuje się urąganiem opozycji i jej liderowi. Przedstawiciele koalicji PO-PSL nie przeciwstawiają się realizacji niszczycielskich dla naszej gospodarki unijnych regulacji z dziedziny efektu cieplarnianego. Dzieje się to oczywiście w sytuacji, gdy rządy innych państw członkowskich UE, dbając o swoje narodowe interesy, chronią wrażliwe sektory swoich gospodarek. Tymczasem D. Tusk i J. Piechociński podejmują starania skutkujące likwidacją bloków energetycznych o mocy kilku tysięcy megawatów, co ma mieć miejsce – według deklaracji rządu – do końca 2016 r. Polska znajdzie się zatem w sytuacji niedoboru energii elektrycznej. Skutkować to będzie poważnymi konsekwencjami dla rozwoju gospodarki, w tym ograniczeniem wydobycia węgla w polskich kopalniach oraz likwidacją tysięcy miejsc pracy. Wobec zamiarów wyłączania kolejnych bloków produkujących prąd oraz braku rozsądnych perspektyw inwestycyjnych, Polska będzie skazana na jego bezpośredni import.
Sytuację taką z pewnością wykorzystają Niemcy. Kraj ten, manipulując unijną polityką dotyczącą walki z efektem cieplarnianym, rozpoczął szereg inwestycji w tradycyjne źródła energii, w tym również budowę lub modernizację bloków energetycznych napędzanych węglem.
Już dzisiaj spalana jest w tych instalacjach prawie połowa węgla brunatnego, wykorzystywanego w całej Unii Europejskiej. Niemcy doszli również do wniosku, że tzw. alternatywne metody pozyskiwania energii mogą mieć charakter jedynie komplementarny, uzupełniający tradycyjną produkcję. Po części jest to związane z wysokimi kosztami oraz niską efektywnością i niestabilnością produkcji energii ze źródeł odnawialnych – w Niemczech bardzo często uruchamiane są obecnie stare elektrownie mazutowe, gdyż fermy wiatrowe nie są w stanie zaspokoić bieżącego zapotrzebowania. Wylicza się, że na skutek nowych inwestycji, nasz zachodni sąsiad będzie w najbliższym czasie (do końca 2015 r.) dysponował nadwyżką bilansu energetycznego rzędu 6.000 MW, co spowoduje, że w jakiś sposób ów nadmiar będzie musiał zagospodarować.
Najpewniej pierwszym klientem Niemiec stanie się Polska oraz polscy odbiorcy. W tym kontekście znamienna jest wypowiedź byłego przewodniczącego Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej T. Tomczykiewicza, który podczas jednego z posiedzeń komisji sejmowej, oświadczył, że polski ujemny bilans energetyczny może być zrównoważony w drodze importu. Taki stan rzeczy wywoła dwie zasadnicze konsekwencje. Po pierwsze, energia importowana zza zachodniej granicy będzie dużo droższa, aniżeli rodzima, co uderzy w kondycję naszej gospodarki i w sposób niewspółmierny obciąży i tak już kulejące budżety polskich rodzin. Po drugie, taki stan całkowicie przekreśla suwerenność energetyczną naszego kraju, uzależniając nas od dostaw energii elektrycznej z innych państw.
To czarny scenariusz dla Polski, gdyż bezpieczeństwo energetyczne każdego kraju uzależnione jest od własnej jej produkcji. To z kolei oddziałuje na gospodarkę całego kraju oraz zapewnia stabilność dostaw dla wszystkich krajowych odbiorców. Ostatecznie zatem za politykę D. Tuska, zapłacimy my wszyscy, sowicie dorzucając się do niemieckiego budżetu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/184560-niemcy-wyprodukuja-prad-i-zarobia-a-polacy-za-ten-prad-zaplaca-zaplaca-slono-bezpieczenstwo-energetyczne-kazdego-kraju-uzaleznione-jest-od-wlasnej-produkcji