"Fikcja, fałsz, urojenia". Tak określany jest w USA serial "Nasze matki, nasi ojcowie", który zbierał pochlebne recenzje w środowisku "Gazety Wyborczej"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Kolejna miażdżąca krytyka w Stanach Zjednoczonych spotkała propagandowy serial „Nasze matki, nasi ojcowie”. Nie wiadomo nawet jakie będą losy Olivera Mahrdta, który podjął się w USA roli promotora filmu.

W zasadzie nie wiem, dlaczego ten film Niemcy zdecydowali się dotować

- powiedział po projekcji.

Po ostrej krytyce "New York Times", który jednak nie wspomniał o tym, że Niemcom się "pomyliło" i na miejscu swoich ojców i matek zabijających Żydów i innych ludzi dla relaksu, zaprezentowali Polaków z AK, przyszedł czas na pokaz w nowojorskim kinie studyjnym.

Niemiecki dziennikarz Hannes Stein – korespondent „die Welt” w Stanach Zjednoczonych, musiał chyba przeżyć szok, gdy po projekcji podczas dyskusji panelowej spotkał tylko jedną osobę, która nie miała pretensji do twórców filmu. Była to młoda Meksykanka, która przyznała, że… nic nie wie na temat historii Europy. Ci, którzy cokolwiek wiedzieli, a nie byli Niemcami mieli o „Naszych matkach, naszych ojcach” inne zdanie.

Aliny Grossmann, znana historyk, znawczyni relacji żydowsko-niemieckich, autorka książki wydanej w 2007 r. „Żydzi, Niemcy i sojusznicy” nie kryła poglądów:

Film ten jest historią, którą Niemcy w drugim pokolenia po Holokauście sami sobie opowiadają. Fikcja. (w oryginale słowo „Lebenslüge”, które oznacza też fałsz i urojenia – przyp. red.)

Były publicysta „Newsweeka” - Andrew Nagorski powiedział, że film w kilku miejscach zdejmuje z Niemców odpowiedzialność za Drugą Wojnę Światową, między innymi w scenie, gdy jako antysemitów Niemcy pokazali nie swoje matki i swoich ojców, lecz Polaków z Armii Krajowej. Zwłaszcza w scenie, w której polscy partyzanci zatrzymują pociąg z ludźmi wiezionymi do obozu koncentracyjnego; nie wypuszczają ich lecz zostawiają w zamkniętych wagonach swojemu losowi

Dla tych scen nie ma historycznego precedensu i stanowią one krok wstecz, są fikcją. „Nasze matki, nasi ojcowie” stanowią krok wstecz w stosunku do lat 90., gdy powstawała wystawa na temat zbrodni Wehrmachtu

- relacjonuje autor artykułu „die Welt” słowa Nagorskiego. Znacznie gorzej na film zareagowali świadkowie historii, którą fałszuje film. Jego twórcy mieli pecha – na sali był 90-letni weteran Armii Krajowej, który opowiadał panelistom o okupacji niemieckiej i ratowaniu Żydów przez jego oddział.

„Die Welt” pisze także o starszej pani w kapeluszu:

która była jako młodziutka dziewczyna więźniarką niemieckiego obozu koncentracyjnego, nie mogła zrozumieć, jak mógł powstać taki kłamliwy film.

Potem głos zabrał starszy pan, także były więzień obozu, który powiedział:

Ani razu nie zobaczyliśmy w tym filmie Niemców rozstrzeliwujących ludzi.

Jak relacjonuje korespondent „die Welt”:

Podczas, gdy to mówił, cały czas płakał.

A teraz dla porównania fragment tego co napisał o filmie Paweł Wroński, publicysta „Gazety Wyborczej”:

Serial "Nasze matki, nasi ojcowie" to miał być film antypolski, wybielający niemiecką historię i żenująco słaby. Zobaczyłem serial dobrze zrobiony, poruszający. Gdy słyszę urzędowo oburzone patriotyczne głosy o poniżeniu Polski, konieczności odwołania prezesa TVP za jego emisję, mam wrażenie, że chodzi nie o ten film.

Szkoda klawiatury na komentowanie tego…

Tekst o ostrej krytyce serialu w USA czytaj w oryginale.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych