Czy twarde słowa ministra „za wcześnie na film o Smoleńsku” nie są próbą wydania instrukcji niezależnym ekspertom i urzędnikom PISF, jak mają z filmem postąpić? TYLKO U NAS!

Fot. Maciej Pawlicki
Fot. Maciej Pawlicki

List Otwarty producenta filmu fabularnego pt. „Smoleńsk” do ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczpospolitej Polskiej.

 

Szanowny Panie Ministrze,

Ze zdumieniem przeczytałem dziś w dzienniku „Rzeczpospolita” Pana wypowiedź na temat filmu fabularnego „Smoleńsk” w reżyserii Antoniego Krauze, którego mam honor być producentem.

Jak Pan Minister wie, niemal wszystkie polskie filmy fabularne i znaczna część filmów dokumentalnych jest współfinansowana ze środków publicznych, rozdzielanych przez Polski Instytut Sztuki Filmowej. Pan Minister jednak, z wysokości Swego urzędu, zechciał starania twórców o dofinansowanie na produkcję filmu „Smoleńsk” ocenić jako „problem”:

Problem polega na czym innym. Antoni Krauze podkreślał, że nie będzie zwracał się o środki publiczne, bo chce zrobić film kompletnie niezależny, pozostający w dużej odległości od narracji oficjalnej czy publicznej. Muszę powiedzieć, że nabrałem jeszcze większego szacunku dla tego wysiłku. Okazało się jednak, że z tego zamiaru nic nie wyszło.

Ostatnie zdanie nie jest prawdziwe. Zbiórka trwa (www.fundacjasmolensk2010.pl), przynosi bardzo realne efekty, umożliwiła rozpoczęcie produkcji i nie ma powodu, by odnosić się do niej lekceważąco i deprecjonować finansowy wysiłek oraz determinację tysięcy Polaków, faktycznych współproducentów naszego filmu, którzy – na skalę absolutnie niespotykaną w dziejach polskiej kinematografii – zaangażowali się, by film powstał.

Z wypowiedzi Pana Ministra wyłania się jednak niebywała sugestia, że filmy, które ubiegają się o dotację publiczną, muszą być zgodne z „narracją oficjalną”. A te, które chcą być „kompletnie niezależne” nie powinny tego robić.

Czy aby ten – wierzę, że nieprzemyślany – komentarz Pana Ministra nie jest wezwaniem do tworzenia drugiego obiegu, bo tylko on może być niezależny od punktu widzenia aktualnej władzy? Czyżby Pan Minister otwarcie przyznawał, że władza nie pozwoli na powstawanie narracji niezgodnych z jej wolą? Panie Ministrze, ciarki po plecach, mróz po kościach. Przecież taka sugestia – wierzę, że niezamierzona – przypomina najgorsze czasy komunistycznej polityki propagandowej, która kaganiec cenzury nakładała nie tylko na gotowe dzieła, ale także na scenariusze, a nawet same pomysły. W wolnej Rzeczpospolitej ustawodawca, na wniosek środowiska polskich filmowców, powołał Polski Instytut Sztuki Filmowej, którego zadaniem jest wspieranie produkcji polskich filmów. A przede wszystkim wspieranie polskich filmów mówiących o najważniejszych dla narodu sprawach. Zwłaszcza filmów najwybitniejszych twórców polskiego kina.

Katastrofa smoleńska jest najważniejszą polską tragedią od czasu II wojny światowej, a zjawisko nazwane „katastrofą posmoleńską”, czyli bezprecedensowy podział Polaków na dwa oddalające się od siebie obozy, jest zjawiskiem groźnym dla tożsamości, bytu i przyszłości polskiego narodu.

Ustawową zasadą istnienia Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej jest zapewnienie swobody twórczej, a więc niezależność od bieżącej władzy, od jej humorów i bieżących interesów politycznych. Czy przytoczoną powyżej wypowiedzią sugeruje Pan Minister, ze ta konstytutywna zasada Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej powinna ulec zmianie?

Mówi Pan Minister:

Sugestia zamachu odbiera filmowi podstawowy atut.

Jak to się ma, Panie Ministrze, do oficjalnego stanowiska polskiej prokuratury, która nie zakończyła śledztwa (co oczywiste, bo nie mając podstawowych dowodów, zrobić tego nie może), a niedawno stwierdziła, iż żadnej opcji nie wyklucza? Zatem także – nie wyklucza świadomej ingerencji osób trzecich. Czy scenariusz, który także żadnej opcji nie wyklucza – zdaniem Pana Ministra – utracił „podstawowy atut”? I jakiż to „atut”?

Swą wypowiedź zechciał Pan Minister uzupełnić tak:

Uważam, że filmy o bardzo trudnych faktach, bardzo bolesnych, lepiej realizuje się z pewnego dystansu. Trzeba pamiętać, że tam, gdzie są poważne kontrowersje, gdzie są silne emocje i niezagojone rany, lepiej poczekać i je ostudzić, rany opatrzyć. Z mojego punktu widzenia za wcześnie na film o Smoleńsku.

Doceniam fakt, że zechciał Pan Minister wrócić do tematu naszego filmu, który budzi tak żywe zainteresowanie opinii publicznej w Polsce, przyszłych widzów oraz mediów. Kiedy kilka miesięcy temu był Pan Minister łaskaw powiedzieć, że „nie wyobraża sobie zrealizowania teraz na ten temat dobrego filmu”, przyjąłem tę wypowiedź pozytywnie, jako wyraz podziwu dla twórcy, Antoniego Krauzego, który sobie jednak taki film wyobraża. Tak to już jest, Panie Ministrze, zwłaszcza w polskiej historii ostatnich dwustu lat, że twórcy mają od urzędników wyobraźnię większą. Co ma swoje dobre i złe strony. Zatem – z całym szacunkiem dla dokonań Pana Ministra – to Antoni Krauze zrealizował wiele wybitnych filmów na temat polskiej trudnej rzeczywistości. A ostatni z nich, „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł” Agnieszka Holland niedawno nazwała jednym z najlepszych filmowych obrazów PRL-u. Można domniemywać, że – gdyby o jego powstaniu decydowała komunistyczna władza – film „Czarny czwartek” by nie powstał. Bo zbyt bolesnego tematu dotyka.

Zapewne pamięta Pan Minister słowa Adama Mickiewicza, który w III części „Dziadów”, w scenie Salonu Warszawskiego przestrzegał przed strachliwym oportunizmem twórców, którzy unikają mówienia o sprawach dla Polaków najważniejszych. „Niech się temat świeży jak figa ucukruje, jak tytuń uleży”.  Na pierwszy film o Katyniu czekaliśmy 70 lat. Czy do takiego czasowego dystansu mamy dążyć?

Zapewne pamięta Pan Minister, że Andrzej Wajda rozpoczynał realizację „Człowieka z żelaza” niemal natychmiast po wydarzeniach, o których opowiadał, a premiera gotowego filmu odbyła się w 9 miesięcy po tychże wydarzeniach. Ówczesny minister kultury peerelowskiego rządu, który decydował o powstaniu filmu, nie uznał, że temat zwycięstwa Polaków nad komunizmem musi się „ucukrować”, choć dla wielu był on niewątpliwie bolesny.

Wielokrotnie, bardzo stanowczo deklarował Pan Minister szacunek dla niezależności twórców. Nawet wówczas, gdy ich – finansowane za pośrednictwem Pana decyzji przez polskich podatników – dzieła w drastyczny sposób obrażają uczucia religijne osób wierzących, stanowiących przecież większość Polaków. Rozumiem zatem, że niezależność twórców ceni Pan bardzo wysoko.

Wobec faktu, że właśnie w tej chwili eksperci Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej czytają scenariusz naszego filmu i wkrótce, wraz z władzami PISF, podejmą decyzję o dofinansowaniu lub odmowie dofinansowania jego produkcji, czy twarde słowa ministra „za wcześnie na film o Smoleńsku” nie są próbą wydania instrukcji niezależnym ekspertom i urzędnikom PISF jak mają z filmem postąpić? Jeśli tak, byłaby to oczywiście sytuacja skandaliczna i w wolnym, praworządnym państwie niedopuszczalna. Wierzę jednak, że nie miał Pan Minister takiej intencji, a tak dokładna koincydencja terminu rozpatrywania wniosku i słów Pana Ministra jest całkowicie przypadkowa.

Wierząc w kompetencję i niezależność ekspertów oraz praworządność urzędników Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej, ufam, że zechce Pan Minister przyjąć zaproszenie na premierę naszego filmu, już wkrótce.

Łączę wyrazy szacunku

Maciej Pawlicki

CZYTAJ TAKŻE:

Zdrojewski: "Z mojego punktu widzenia za wcześnie na film o Smoleńsku"

Na film o Smoleńsku poczekamy 700 lat? Minister Zdrojewski uważa, że jest na niego za wcześnie

 

 

http://wpolityce.pl/wydarzenia/72211-zdrojewski-z-mojego-punktu-widzenia-za-wczesnie-na-film-o-smolensku

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.