W tokijskim szpitalu zmarł Hiroo Onoda, japoński żołnierz z drugiej wojny światowej, który złożył broń dopiero w... 1974 roku

faz.net
faz.net

Historia zmarłego dziś na atak serca 91-latka jest niesamowita. W 1944 r. rozpoczął on służbę na filipińskiej wyspie Lubang. Gdy rok później amerykańskie wojska zajęły ją, ukrył się w dżungli, gdzie przetrwał nie tylko do 2 września 1945 r., czyli do dnia kapitulacji Japonii, ale „trochę” dłużej.

Nad dżunglą, w której przebywał Onoda Amerykanie zrzucali ulotki z informacją, że wojna skończyła się. Jednak na żadną z tych ulotek Japończyk nie natknął się. Walczył więc dalej tocząc działania partyzanckie. Zabił 30 osób.

Władze Filipin nie mogąc sobie poradzić z „nieuświadomionym żołnierzem” poprosiły władze Japonii o pomoc. Tokio wysłało więc na Lubang kilku przełożonych Onody z czasów wojny, którzy po zapuszczeniu się w dżunglę znaleźli go i przekonali do poddania się. Zdjęcia ze „schwytania” w pełni uzbrojonego żołnierza japońskiego, w ogóle niezdradzającego objawów „stresu pola walki” obiegły cały świat.

Po powrocie do Japonii w marcu 1974 r. Onoda (prawdopodobnie ze wstydu, że jego kraj poddał się wbrew rycerskiemu kodeksowi Bushido) wyemigrował do Ameryki Południowej, gdzie zamieszkał na farmie.

Po kilku latach pogodził się w końcu z przegraną i wrócił do ojczyzny, w której założył szkołę, w której zwalczano „słabość moralną Japonii”.

W 1996 r. odwiedził wyspę, na której zostawił spory kawał życia, a potem był już tylko emerytem opisującym w mediach swoje wojenne przeżycia.

Slaw/ "faz.net"

O HIROO ONODZIE NAPISAŁ M.IN. NIEMIECKI "FAZ".

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.