Ktoś w Telewizji Polskiej uznał, że Jacek Karnowski nie ma prawa uczestniczyć w programie Jana Pospieszalskiego „Bliżej”. Na zasadzie jakiejś nieokreślonej wendety. Powodów tej wendety nie sposób logicznie i racjonalnie wytłumaczyć oraz uzasadnić, bo wszystko opiera się na insynuacjach i nieistniejących związkach przyczynowo-skutkowych.
To zresztą nieważne, bo ani wendeta nie ma żadnego sensu, ani decyzja o wykluczeniu dziennikarza nie ma żadnego uzasadnienia. Jest natomiast ta decyzja złamaniem przez telewizję publiczną wszelkich reguł, powinności i zapisów ustawowych. Mamy zatem do czynienia z decyzją absolutnie bezprawną i bezprecedensową, która dla TVP może mieć katastrofalne skutki.
W Telewizji Polskiej mogą występować Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak, Jerzy Urban i wysocy oficerowie zbrodniczych tajnych służb PRL, agenci i ludzie mający najciemniejsze z ciemnych życiorysy, ale nie może występować niezależny dziennikarz. Zresztą były pracownik TVP, szef „Wiadomości”. Nie może występować nie dlatego, że ktoś układa sobie w głowie jakieś fikcyjne łańcuchy zdarzeń, bo to mało inteligentny pretekst, lecz dlatego, że ktoś w Telewizji Polskiej może sobie pozwolić na jawną dyskryminację i ostentacyjne łamanie prawa oraz zasad.
Najważniejsze jest to, że w TVP już można się zachowywać tak jak w stanie wojennym. Dotychczas stosowano w niej różne formy miękkiego dyskryminowania ważnej części opinii publicznej, teraz postanowiono sprawdzić, czy da się pójść dalej. I okazuje się, że da się. Teraz powinno być już z górki. Celem wydaje się taka homogenizacja przekazu, żeby nie zmieściła się w TVP żadna prawdziwa odmienność, czyli także realna różnorodność. Jak za czasów PRL, gdy telewizja i radio wybierały sobie koncesjonowanych, „konstruktywnych” krytyków. I reprezentowały zwarty ideowo przekaz uosabiany w TVP przez takie postacie jak Marek Barański a w Polskim Radiu przez Jerzego Małczyńskiego („Tu Jedynka”).
Opinia publiczna sobie z tym bezprecedensowym aktem „militaryzacji” TVP w stylu ekipy Jaruzelskiego-Kiszczaka poradzi, bo widzowie mają wybór i mogą odwrócić się od TVP. Bez większej straty zresztą. W fatalnej sytuacji są natomiast pracownicy TVP, szczególnie dziennikarze. Najpierw chciano ich przerzucić do jakiejś firmy zewnętrznej, żeby ich po roku wyrzucić. Czyli potraktowano ich jak niewolników na plantacji, kompletnie nie licząc się z ich zdaniem. Po takim przeczołganiu stawia się ich teraz wobec decyzji o jawnej dyskryminacji przedstawiciela niezależnych mediów. Dyskryminacji represyjnej z kompletnie wydumanych powodów. Jeśli pracownicy TVP będą milczeć w takiej sytuacji, za chwilę założą sobie sami sznury na szyję, bo milczeniem dadzą asumpt włodarzom TVP do „sczyszczenia” ich bez żadnych oporów i pretekstów. Żeby zrobić z TVP maszynkę propagandową jak za czasów Gierka i Jaruzelskiego.
Czy dziennikarze i pracownicy TVP chcą firmować działania swoich szefów, które nie są może otwarcie „weryfikacjami” w stylu stanu wojennego, ale mogą prowadzić do podobnych skutków? To nie jest prywatna telewizja, choć i ta ma ustawowe powinności i obowiązki wobec widzów, lecz publiczna instytucja (choć formalnie spółka prawa handlowego), która nie może stosować represyjnej cenzury i dyskryminacji.
TVP nie może działać tak jak w czasach PRL, gdy jakiemuś towarzyszowi czy generałowi nie spodobał się ktoś na ekranie, więc ten ktoś dostawał wilczy bilet, a ludzie, którzy go wpuścili do studia wylatywali z pracy. TVP ma dbać o różnorodność i reprezentować wszystkie ważne grupy społeczne i ich poglądy. Nie może natomiast prowadzić ideologicznych i politycznych wojen, bo jeśli pójdzie drogą „militaryzacji”, to przez chwilę będzie orężem politycznej wojny, ale szybko sama się zniszczy. Decydując o niewpuszczeniu Jacka Karnowskiego na wizję zrobiła na tej drodze milowy krok.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/182758-tvp-nie-moze-dzialac-tak-jak-w-czasach-prl-gdy-jakiemus-towarzyszowi-czy-generalowi-nie-spodobal-sie-ktos-na-ekranie-wiec-ten-ktos-dostawal-wilczy-bilet