Parlamenty narodowe dostały w 2009r., na mocy Traktatu Lizbońskiego nowe kompetencje – mogą pokazywać Komisji Europejskiej żółtą kartkę.
W ten sposób izby krajów członkowskich wspólnoty mają czuwać, by propozycje legislacyjne KE nie naruszały zasady subsydiarności. Powodem takiego działania jest problem z samokrytyką Komisji, która sama nie potrafi ograniczać swoich działań. Parlamenty narodowe, mają więc odegrać w UE większą rolę, co z pewnością wywoła wiele kontrowersji i zamieszanie.
Protokoły numer 1 i 2 do traktatu lizbońskiego przewidują, że KE musi poczekać osiem tygodni między momentem ogłoszenia propozycji legislacyjnej a jej złożeniem do rozpatrzenia przez Radę UE. Ten czas parlamenty narodowe mogą wykorzystać na analizę aktu prawnego i przesłanie do UE uzasadnionej opinii kwestionującej zasadność propozycji UE.
- czytamy w dzienniku „Rzeczpospolita”.
Oczywiście, nie wszystko wygląda tak różowo. Jeżeli pomimo wymaganego progu 1/3 izb parlamentarnych KE uzna, że jej propozycja jest dobra, to wcale nie musi wycofywać swojego projektu. Wówczas do gry wchodzi pomarańczowa kartka – oznaczająca protest połowy izb parlamentarnych i całkowity upadek legislacyjnej próby KE. Jednak aby doszło do takiej sytuacji, potrzebne będzie szerokie porozumienie państw wspólnoty, co powoli przestaje być możliwą kwestią.
Każdy kraj posiada po dwa głosy. W krajach o systemie dwuizbowym każda z izb parlamentu posiada jeden głos. Dlatego polski Sejm i Senat posiadają po jednym – pytanie czy polski parlament zacznie z tego aktywniej korzystać?
Wcześniej takie sytuacje oczywiście się zdarzały. W 2012 roku polski Sejm dołączył do przyznania KE pierwszej żółtej kartki w historii organizacji. Karta dotyczyła rozporządzenia w sprawie wykonywania prawa do podejmowania działań zbiorowych w kontekście swobody przedsiębiorczości i swobody świadczenia usług (tzw. Monti II). Ostatecznie projekt został wycofany przez Komisję Europejską. Podkreślmy jednak ważną rzecz - polski rząd dołączył. Nie byliśmy wówczas krajem, który bezpośrednio zgłosił krytykę.
Częściej to KE przyznaje żółtą kartę Polsce: za opóźnianie wprowadzania unijnego prawodawstwa, opóźnienia w reformowaniu i liberalizacji rynku energetycznego, prowadzenie gospodarki wodne niezgodnej z unijnymi standardami, czy stałe upomnienia za nierealizowanie unijnych założeń ws. stosowania przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy.
Jednak wróćmy do sprawy żółtych kartek przyznawanych Komisji Europejskiej. Czołowe kraje UE, oczywiście nastawione mocno na dalszą integrację i skupienie procesu decyzyjnego w Brukseli, już teraz obawiają się, że wejście do gry parlamentów narodowych, zakłóci i tak już skomplikowani proces decyzyjne wspólnoty.
Oczywiście, taka sytuacja doprowadzi do dalszych przegrupowań unijnych sojuszy. Francja najprawdopodobniej jeszcze bardziej oddali się od Berlina, a Wielka Brytania, będzie mocniej niż dotychczas akcentować swoją odrębność wobec Brukseli. Unia, która zdaniem ekspertów powinna stać się bardziej niemiecka, zostanie więc jeszcze bardziej podzielona, bowiem już teraz część krajów członkowskich obawia się rosnącej siły Niemiec, co zdaniem przywódców tych państwo – doprowadza do nierównego rozwoju Europy.
W pewnym momencie państwa peryferyjne, ale również Francja – mogą zażądać od Niemiec transferu funduszy bądź euroobligacji, aby uzyskać zniwelowanie w różnicy w poziomie rozwoju, co naturalnie oznaczałoby osłabienie siły Niemiec. W takiej sytuacji euro może się wykoleić.
– mówi Jacek Bartosiak ekspert ds. stosunków międzynarodowych.
Wreszcie pojawia się pytanie o polskie stanowisko w kwestii żółtej kartki? Czy nasz kraj, będzie częściej stosować prawo do krytyki unijnych projektów, narażających polskie interesy? Czy marszałkowie Kopacz i Borusewicz są zdolni wykonać odważny krok w imię polskiego interesu?
To oczywiście zależy od tego, czy Niemcom będzie na tym zależało, czy też nie. Jesteśmy przecież całkowicie podlegli Berlinowi, więc wystarczy jeden telefon do Warszawy, aby wszystkie ważne dla niemieckiego rządu kwestie zostały przez Polskę poparte. Nawet projekty, które nie będą dla naszego kraju korzystne. Wystarczy przypomnieć, że to rząd Donalda Tuska ratyfikował niekorzystne dla naszego kraju zmiany Pakietu Klimatycznego, które zostały przeforsowane przez ówczesną koalicję Merkel-Sarkozy, bowiem ich kraje najwięcej zarobią na obniżeniu emisji CO2 w Polsce.
Podobnie będzie teraz, gdy w tle całego procesu decyzyjnego, będzie rozgrywała się walką o nowe unijne rozdanie i ewentualne posady dla Polaków. Mówi się o stanowisku szefa KE dla Donalda Tuska. To wątpliwe, ale wsparcie polskiego rządu dla Berlina będzie mimo to bardzo duże, zwłaszcza ze strony MSZ, bowiem całkiem realna wydaje się kwestia konkretnej posady dla ministra Radosława Sikorskiego w unijnych strukturach.
Polska pozostanie więc bierna i wierna Berlinowi. A żółta karta? To dla odważnych, bo jak wiemy polski premier, najbardziej boi się dostać czerwoną...
-----------------------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------------------
Kup książkę wSklepiku.pl!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/182505-zolta-kartka-dla-ke-od-polski-to-narzedzie-dla-odwaznych-krajow-ktorych-przywodcy-walcza-o-swoje-nie-bojac-sie-ujrzec-czerwieni