Zapowiedź Bratkowskiej, że w Wigilię dokona aborcji to tani wygłup i wymysł, który będzie przedmiotem „wykładów” na studiach gender

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

Katarzyna Bratkowska żyła sobie w niszy genderowych i feministycznych bzdur. I pewnie cierpiała, bo niby uczestniczyła w rewolucji, ale co to za rewolucja, jeśli w przeciętnych ludziach wzbudza uśmiech politowania zamiast bojowego zapału. Być wyśmiewanym i traktowanym co najwyżej jak dziwoląg, to musi być trudne dla genderowo-feministycznego ego. Katarzyna Bratkowska musiała więc wymyślić coś, co wyrwałoby ją z kręgu publicznego nieistnienia i nieważności jej pretensjonalnego buntu. Postanowiła zatem zaszokować wyznaniem, że w Wigilię Bożego Narodzenia dokona aborcji.

Właściwie jestem pewien, że wyznanie Bratkowskiej to zwykły wymysł. Najpewniej nie jest nawet w ciąży, tylko zapragnęła choćby na chwilę przejść do historii. Na wymysł wskazuje klasyczne przedobrzenie. Po pierwsze, publicznie zapowiada aborcję dla kaprysu, czyli przestępstwo w świetle polskiego prawa. Po drugie, otwarcie kpi z organów ścigania nie spodziewając się żadnej ich akcji. Po trzecie, łopatologicznie, żeby nie powiedzieć z wdziękiem młota parowego wybiera sobie Wigilię narodzenia Jezusa na dzień uśmiercenia domniemanego własnego dziecka. Po czwarte, bardzo dba o publicity udzielając wywiadów. Po piąte, prowokuje w czasie, kiedy taki wygłup będzie zauważony. Wszystko to wskazuje na przegłupią i przeprymitywną prowokacyjkę.

Zadowolona i bardzo dumna z siebie Bratkowska zapewne skrupulatnie rejestruje wszelkie reakcje na swój wygłup, żeby potem zrobić z tego studium, które zapewniłoby jej sławę. Pewnie przygotowuje jakieś opracowanie, które będzie tematem jej wykładów i powodem powoływania się na nią przez koleżanki feministki. Będzie w nim wykazywać, jakimi kołtunami i naiwniakami są Polacy, jak można ich zrobić w trąbę zwykłą prowokacją, jak można wywołać zadymę pomysłem na poziomie niezbyt rozgarniętej, ale za to bardzo asertywnej gimnazjalistki. Sama Bratkowska uzna się pewnie za pionierkę na miarę psychologa Philipa Zimbardo, autora stanfordzkiego eksperymentu więziennego.

Bratkowska będzie się zapewne puszyć i egzaltować tym, że wywołała do tablicy różne poważne osoby, które w tle jej wygłupu prowadziły gorące debaty z pogranicza religii, prawa, moralności, bioetyki itp. I będzie się cieszyć jak małe dziecko, że udało jej się zamieszać. Tę całą debatę oczywiście także opisze i sfilmuje, robiąc z tego pseudonaukowe studium przerabiane potem na zajęciach gender i przywoływane w debatach feministek. Być może uzna nawet swój wygłup za rodzaj performance’u z pogranicza sztuki i życia, a jego zapis zechce umieścić na jakichś wystawach.

Intencje Bratkowskiej są na tyle czytelne, że wypadałoby się ograniczyć do wyśmiania jej dziecinnej obrazoburczości i egzaltacji, i zdekonstruować ten wygłup. Traktowanie serio prowokacji na tym poziomie jej niepotrzebnym nobilitowaniem żądnej sławy mitomanki. Nie warto być potem przedmiotem żartów na „wykładach” i „sesjach”. Bo to, że zarówno Katarzyna Bratkowska, jak i jej koleżanki feministki będą się latami nabijać z ofiar jej „wkrętru” jest właściwie pewne. A robienie sobie kpin z poważnych ludzi będzie uzasadnione historycznym znaczeniem „eksperymentu” Bratkowskiej. A to, że to taki eksperyment, jak sikanie na babki w piaskownicy nie będzie miało potem znaczenia. Nie dajmy się zatem wkręcać.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych