Wałęsa o seksie. Z Rosją... Polska część sali zamarła, parę osób się roześmiało, więcej pospuszczało głowy....

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Zdarzyło się to w czasie polskiej prezydencji w UE – a więc dwa lata temu, w Warszawie. Jedna z wielu, nikomu, prawdę mówiąc, niepotrzebnych konferencji międzynarodowych w naszym kraju, z których kompletnie nic nie wynikało, poza drenowaniem kieszeni polskiego podatnika. Bo przecież rząd z pensji ministrów ściepy na te happeningi nie robił. Patronem konferencji był ówczesny minister rolnictwa – Marek Sawicki.

Konferencja się kończy,  pan minister zabiera głos, biegle, trzeba przyznać, mówiąc po polsku, zapraszając na bankiecik i zachwalając polskie jadło, mówi, że zaprasza wszystkich do jedzenia, panie niech się nie przejmują, bo jeśli w biodra pójdzie, to w nocy można te kalorie stracić…

Tłumacz był czujny i przetłumaczył: „polskie jedzenie daje dużo energii”. Sawicki był zadowolony z siebie, cudzoziemcy – poza tymi, którzy znali polski – nie spostrzegli się, tylko nasi jakoś byli trochę zażenowani, bo, bądź co bądź, to minister konstytucyjny i mógłby panować nad jęzorem, bo nie był ani w remizie, a nie na imieninach u cioci Kloci, tylko na oficjalnej międzynarodowej konferencji pod patronatem rządu RP.

Zdarzyło się to pięć lat temu, w Brukseli. Miejsce akcji: Przedstawicielstwo Rzeczypospolitej Polskiej przy UE. Bohater: Lech Wałęsa. Powód przyjazdu: promocja Traktatu Lizbońskiego. Skądinąd nie przeszkadzało to Wałęsie w tym samym czasie popierać megaeurosceptyczną partię Libertas, która „Lizboną” sobie buty wycierała, ale, wiadomo, pecunia non olet. LW jest pod względem poglądów tak elastyczny, jak bohater filmu Woody’ego Allena „Zelig”. Spotkanie z eksprezydentem (nie piszę: Głową Państwa, bo akurat ten rzeczownik pasuje do Wałęsy, jak pięść do nosa) w naszej ambasadzie było oczywiście tłumaczone na język angielski. Tłumacze, normalna rzecz, przy Lechu W., przeżywali katusze. W pewnym momencie ktoś zapytał, jak sobie pan Wałęsa wyobraża relacje Polski z Rosją i Niemcami? „Lechu” zaśmiał się rubasznie: „Stosunki? – Najlepiej, jak są seksualne!” Polska część sali zamarła, parę osób się roześmiało, więcej pospuszczało głowy, tłumacz zaczął robić stójkę na dwunastnicy. Wałęsa szarżował dalej: „ja to mówię, że jestem za globalizacją, ale swojej Danuśki bym nie zglobalizował, bo jeszcze jest niczego sobie”… W Brukseli ten występ (a raczej występek) faceta od lewej nogi pamięta się i wspomina do dziś.Można rzec: „pokaż mi swoich liderów – a powiem Ci, kim jesteś”… Te dwa zdarzenia pokazują elity III RP w akcji. Przestaje więc dziwić nowy minister sportu, który w swoim czasie wyrzucił z któregoś tam piętra telewizor przez okno. Nawet nie należy mu się dziwić. Telewizja przecież kłamie, czyż nie?

Europoseł PO opowiadał mi o kolacji z innym ministrem tegoż rządu, a raczej ministrą. Przez pierwsze 20 minut klęła jak szewc w poniedziałek. Myślał, że jest ostro „wcięta”. Dopiero po jakimś czasie skonstatował, że pani minister puszcza wiąchy jedna za drugą w stanie absolutnej trzeźwości. Cóż, „ten typ tak ma” – choć Ryszard Rynkowski nie śpiewał akurat o pani minister ze Śląska.Jan Pietrzak nabijał się kiedyś z „elyty”. Nie przewidział pewnie jednak, że ta polityczna śmietanka towarzyska III RP to taki PO czyli Pełny Obciach i PSL czyli Potwornie Skacowanie Lenie...

Tekst ukazał się w dzisiejszej "Gazecie Polskiej"

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.