Szeroki front wyborczy prawicy. Koalicja obejmująca PiS, Gowina, Ziobrę i Korwin-Mikkego niesie ze sobą sporo ryzyka, ale jest konieczna

PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP/Bartłomiej Zborowski

On miłuje prawo i sprawiedliwość:

ziemia jest pełna łaskawości Pańskiej.

(Psalm 33)

Widoczny gołym okiem rozpad PO-wskich rządów i prawdopodobieństwo wcześniejszych wyborów parlamentarnych zmusza do postawienia pytania o strategię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości w przyszłych wyborach. A mówiąc bardziej szczegółowo, o to, czy PiS powinien stawać do wyborów sam czy formować koalicję wyborczą która obejmowałaby nie tylko środowisko Marka Jurka, ale także środowiska skupione wokół Korwin-Mikkego, Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry.

Takie pójście szerokim frontem do wyborów niesie ze sobą sporo ryzyka ale jest konieczne, nie tylko ze względu na konsekwencje ordynacji wyborczej ale przede wszystkim ze względu na moralny imperatyw który będzie się wiązał z tymi wyborami. Chcąc uzyskać decydujące zwycięstwo prawicy w najbliższych wyborach do Sejmu, PiS musi wyjść do środowisk prawicowych z prostym przekazem – każdy kto jest wrogiem Tuska jest naszym przyjacielem zaś każdy przyjaciel Tuska jest naszym wrogiem.

Korzyści z wystawienia jednej prawicowej listy są niezaprzeczalne – ilość mandatów którą prawica razem mogłaby uzyskać dawałaby jej szansę na samodzielne rządzenie. Taka jest po prostu cecha polskiego systemu wyborczego, który premiuje listy uzyskujące najwięcej głosów.

Kolejną zaletą tej opcji byłoby uniknięcie medialnego przedstawiania wyborów jako alternatywy między dwoma partiami – PiS i PO –  i zastąpienia go wyborem między wartościami konserwatywnymi a PO-komunistyczną recydywą koalicji PO i SLD. Dzisiaj wielu wyborców oddaje głos na PO nie dlatego, że faktycznie popiera tą partię ale dlatego, że nie chce głosować na PiS. Wystawienie jednej listy prawicowej, na której Prawo i Sprawiedliwość nie byłoby jedyną siłą, osłabiałoby propagandowy wydźwięk prezentowania przez PO wyborów jako prostej alternatywy między tymi dwoma partiami. Istotne jest również to, że na tle koalicyjnego spektrum prawicy, PiS byłoby partią usytuowana bliżej politycznego centrum, co niwelowałoby przewidywalne oskarżenia tej partii o ekstremizm płynące ze strony euro-lewackiego salonu w trakcie kampanii wyborczej. PiS byłby niejako centrową kotwicą całej koalicji.

Oczywiście wystawienie jednej listy wyborczej to ruch ryzykowny. Trudno przewidzieć jak spójną byłaby polityczna siła która weszłaby z tej listy do Sejmu. Jest możliwe, że niektórzy nowo wybrani posłowie chcieliby pójść własną drogą. Tyle tylko, że to ryzyko jest już teraz wpisane w scenariusz wyborczy po przyjęciu na listę PiS środowiska Marka Jurka, które już zapowiedziało utworzenie odrębnego klubu parlamentarnego po wyborach. Ryzyko to można też zminimalizować przez danie pozostałym partiom prawicowym liczby mandatów odzwierciedlającą ich faktyczne poparcie przez wyborców, które jest generalnie poniżej progu wyborczego. Dla przykładu, uzyskanie kilku mandatów przez środowisko Korwina Mikke byłoby lepsze dla tej siły politycznej niż nie dostanie się do Sejmu w ogóle, zaś dla PiS pozyskanie głosów tego środowiska dla wspólnej listy wyborczej byłoby większym zyskiem niż ewentualna strata poparcia tej stosunkowo niewielkiej liczby posłów po wyborach, gdyby do tego doszło.

Kolejnym ryzykiem jest możliwość niespójnego przekazu wyborczego. Pójście szerokim frontem zmuszałoby partie prawicowe do skoordynowanego działania tak by ich kontakt z wyborcami był spójny i nie kolidował ze sobą. To oczywiście wymagałoby tolerowania przez mniejszych partnerów fundamentalnych elementów programu wyborczego PiS jako wstępnej platformy wyborczej. Jest to warunek niewątpliwie trudny do zaakceptowania dla niektórych środowisk ale przecież nie oznaczałoby to przyjęcie całego programu PiS przez wszystkich uczestników takiej koalicji. Najlepiej byłoby, gdyby przekaz jedności prawicy skupiał się na jednym nadrzędnym i nośnym haśle – na przykład odsunięciu od rządów skorumpowanego środowiska pseudo-liberalnej i pokomunistycznej nomenklatury niszczącej polską państwowość i wspólnotę narodową – zamiast na wspólnych elementach programów koalicjantów. To pozwoliłoby zachować jedność prawicowej koalicji i jej medialnego przekazu.

Najsilniejszy argument dla powstania koalicji wyborczej partii prawicowych wiąże się ze zmianą charakteru przyszłych wyborów, które tak naprawdę nie będą wyborem stricte politycznym ale de facto moralnym. Rządy PO okazały się rządami ludzi skorumpowanych i moralnie zepsutych. Ludzi którzy obłudnie krzyczą o miłości współobywateli a naprawdę gardzą każdym Polakiem, a już najbardziej tymi którzy są ubodzy i słabi. Ludzi którzy oficjalnie reprezentują Polskę a w rzeczywistości robią wszystko by zniszczyć jej historie, literaturę i sztukę. Ludzi którzy by dorwać się do rządu pędzili do kościoła na naprędce zorganizowane i wielce spóźnione śluby kościelne a teraz zwalczają ten kościół z satanistyczną wręcz zawziętością. PO jest po prostu emanacją zła i w przyszłych wyborach Polacy będą się musieli tak naprawdę określić – czy popierają zło czy dobro.

W tej walce sił dobra, reprezentowanego przez Prawo i Sprawiedliwość i pozostałe partie prawicowe, z siłami zła PO i SLD, na których czele stoi Tusk, każdy Polak musi zdecydować po której stronie stanie. W tym wyborze między białym a czarnym nie może być miejsca na odcienie szarości, będzie na nie czas gdy zło PO i SLD zostanie strącone w przepaść niebytu historii. Wystawienie jednej prawicowej listy wyborczej będzie ten moralny charakter wyborów podkreślało.

Chyba największą przeszkodą do stworzenia wspólnej listy wyborczej przez wszystkie główne partie prawicowe może być niestety brak zdolności do kompromisu i nieracjonalna ocena szans wyborczych przez potencjalnych koalicjantów. Z jednej strony, PiS musi sobie uświadomić, że rozdrobnienie prawicy w wyborach może doprowadzić do kolejnych czterech lat rządów PO i SLD, pomimo uzyskania największego poparcia przez PiS, co będzie katastrofą dla Polski pod każdym względem. Z drugiej strony, pozostałe partie prawicowe muszą postąpić racjonalnie i zgodzić się na ilość mandatów które być może nie w pełni satysfakcjonują ich ambicje ale gwarantują im pewne miejsce w parlamencie, zamiast łudzić się nadzieją na swoją większą obecność w Sejmie, która może nigdy się nie ziścić.

Ponieważ problem stworzenia prawicowej koalicji wyborczej jest z natury swej tyleż polityczny co psychologiczny, radzę Prawu i Sprawiedliwości wyjść jeszcze przed wyborami do Parlamentu Europejskiego z inicjatywą ograniczonej koalicji prawicowej, która polegałaby na zobowiązania się partii prawicowych, że nie będą się wzajemnie w trakcie europejskich wyborów atakować. Przekaz całej prawicy powinien być jednoznaczny i sprowadzać się do walki z faktyczną koalicją PO i SLD na gruncie ideowym i moralnym. Rezultaty osiągnięte przez wszystkie partie prawicowe w wyborach europejskich mogą być następnie punktem odniesienia do dyskusji o podziale mandatów w wyborach do Sejmu. Wybory europejskie mogą być więc nie tylko czasem próby dla całej prawicy ale również czasem otrzeźwienia i przesłanką do racjonalnego myślenia przy podejmowaniu decyzji o wspólnej liście wyborczej do Sejmu.

 

 

-----------------------------------------------------------------------------------

-----------------------------------------------------------------------------------

Uwaga!

Najnowszy numer miesięcznika "W Sieci Historii" z nowym dodatkiem, już do nabycia w naszym sklepie wSklepiku.pl!

nr.7/2013 z filmem "Czarny Czwartek"

Miesięcznik

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.