Ten projekt uderza w wolność. W wolność religijną i w wolność w ogóle. Duszpasterze nie będą mogli legalnie ocenić działań politycznych sprzecznych z ich systemem wartości

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP / R. Guz
fot. PAP / R. Guz

W niemal całkowitej ciszy i przy niemal totalnym braku zainteresowania mediów Sejm w pierwszym czytaniu zdecydował o dalszych pracach nad SLD-owskim projektem ustawy, wprowadzającej… karalność „politycznej agitacji” w kościołach.

CZYTAJ WIĘCEJ: Lewicowy knebel dla Kościoła przepychany w Sejmie. Bp Polak: Kościół ma prawo wypowiadać się na tematy społeczne

 

Rozumiem, że sprawę przykryła informatyczna afera korupcyjna, kłopoty Adama Hoffmana i kryzys ukraiński. Ale jednak milczenie nad SLD-owską (i popartą, co prawda ostrożnie, przez PO) propozycją warto przerwać. Bo jest to pomysł skandaliczny. W oczywisty sposób zwrócony przeciw wolności wyznania, i wolności w ogóle.
Cóż znaczy bowiem ów zakaz w odniesieniu do Kościołów? Oznacza on, czy przynajmniej oznaczać może, że Kościoły i duszpasterze nie będą mogli legalnie ocenić i odnieść się do działań i propozycji legislacyjnych czy w ogóle politycznych, w oczywisty sposób sprzecznych ze związanym z danym wyznaniem systemem wartości. Bo takie ocenianie, takie odniesienie się – to przecież agitacja wyborcza… Dlaczego księżom ma nie być wolno powiedzieć np., że głosowanie przez katolika na listę partii, w której programie jest wprowadzenie aborcji na życzenie, jest grzechem?

Powyższe jest argumentem na rzecz tezy, że ewentualne uchwalenie projektowanego przez SLD prawa byłoby uderzeniem w wolność wyznania. Poniżej zaś wyjaśniam, dlaczego moim zdaniem byłoby również uderzeniem w wolność w ogóle.

Bo tu nie chodzi wyłącznie o sytuacje, w których duchowny ocenia polityków w ekstraordynaryjnej sytuacji próby uchwalenia aktu prawnego jaskrawo sprzecznego ze związaną z danym wyznaniem moralnością. Powiem szczerze – dla mnie księża (podobnie jak pastorowie, popi, rabini, a także szefowie związków filatelistów, hodowców chomików czy wielbicieli ciemnej strony Księżyca) mają jak najbardziej, tak jak każdy obywatel, prawo do wygłaszania swoich poglądów.

Bo Kościoły i wszelkiego rodzaju stowarzyszenia to są wszystko byty inne niż państwo. Inne, bo przynależność do państwa jest obowiązkowa. Dlatego słuszny jest zakaz agitacji politycznej w organach i budynkach państwa czy samorządu. Natomiast nikt nikogo nie zmusza do przynależności do danego Kościoła (czy też chodzenia na msze do danej parafii), związku filatelistycznego czy stowarzyszenia wielbicieli ciemnej strony Księżyca.

Oczywiście – mogą istnieć wierzący, których nawet pośrednio łączące się ze sferą polityki napomnienia ze strony duchownych rażą. Mają oni wszelkie możliwości i prawo, aby rozpocząć wewnątrzkościelną kampanię nacisku na swoich biskupów, by ci z kolei zakazali takich wypowiedzi podległym im księżom. Ale państwu wara od cenzurowania kazań.

Dodajmy, że w Polsce od wielu już lat biskupi są w zdecydowanej większości nieprzychylni jakkolwiek rozumianej „polityce w kościele”, a ogromna większość księży tego rodzaju klimatów unika wręcz panicznie. W czym więc problem, po co taki projekt?

Chodzi oczywiście o to, że SLD chce przejąć od Palikota najostrzejszych antyklerykałów, a PO powoli staje się partią kulturowej rewolucji. Więc oba te ugrupowania potrzebują jakiegoś jaskrawo progresywistycznego sztandaru.
Ale może chodzić o coś jeszcze. Teraz księża są spokojni, o polityce mówić nie chcą. Ale - myślą sobie architekci SLD-owskiej i platformerskiej polityki  - jeśli w nowej kadencji zaaplikujemy temu krajowi jakąś przyspieszoną antykatolicką terapię,  jak katoli dociśniemy, to wtedy księża mogą poczuć się zmuszeni przerwać milczenie. Więc już teraz ukręćmy na nich bat…

Niebezpieczne pomysły, niebezpieczna ustawa.

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych