Ujawniana afera korupcyjna to sprytnie przeprowadzana operacja detonowania przez rząd małego ładunku, by wielka bomba korupcyjna leżała głęboko w ziemi

fot. PAP/Leszek Szymański
fot. PAP/Leszek Szymański

CBA wchodzi o szóstej rano do kilkudziesięciu mieszkań i instytucji. Urzędnicy państwowi i pracownicy firm są zatrzymywani i przewożeni do prokuratur. Media relacjonują, że urzędniczkę MSZ funkcjonariusze wyciągają z objęć jej partnera, który w dodatku też jest we wszystko zamieszany. Groza i strach padają na społeczeństwo.

Zamach na demokrację? Ograniczenie swobód obywatelskich? Deptanie praw człowieka? Państwo policyjne? Skąd, to tylko państwo wypełnia swoje obowiązki zwalczania korupcji. CBA i prokuratury nie zamykają ludzi w aresztach wydobywczych, lecz realizują model państwa prawa. To w 2013 r., gdy rządzi Platforma Obywatelska.

Cofnijmy się teraz w czasie o siedem albo sześć lat. CBA o szóstej rano wkracza do kilku mieszkań i instytucji. Zatrzymani są przewożeni do prokuratur. Są podejrzewani o korupcję, na co są dowody z zeznań świadków, podsłuchów i podglądów, z materiałów uzyskanych dzięki działaniom operacyjnym funkcjonariuszy, w tym dzięki prowokacjom. Media, z „Gazetą Wyborczą na czele” pałają świętym ogniem oburzenia. Telewizyjne autorytety, niczym Rejtan, rzucają się, by udaremnić zamach na demokrację. Nie ma końca protestom przeciw ograniczaniu swobód obywatelskich i deptaniu praw człowieka. O urzeczywistnianiu w Polsce państwa policyjnego grzmią już także zagraniczne autorytety i media, zaprzyjaźnione z krajowymi. Tyle że wówczas rządzi Prawo i Sprawiedliwość.

W ciągu siedmiu lat to, co było straszne, przerażające i antydemokratyczne, choć działo się w mniejszym wymiarze niż obecnie, stało się dowodem na funkcjonowanie mechanizmów demokracji. Dowodem na to, że państwo nie jest bezradne wobec patologii. Nikt nie wyrzuca szefa CBA, jego zastępców i funkcjonariuszy. Wręcz przeciwnie, premier Donald Tusk chwali szefa CBA Pawła Wojtunika, gratuluje mu, że robi swoje i deklaruje pełne zaufanie dla niego. I jest to ten sam premier Donald Tusk, który po koniec 2009 r. wyrzucał w pośpiechu ówczesnego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, jego zastępców i funkcjonariuszy. Wyrzucał ich za to samo, za co teraz chwali ich następców.

Co się stało, że premier Donald Tusk tak radykalnie zmienił swoje nastawienie? Dlaczego teraz jest dobrze, mimo że CBA zatrzymuje ludzi dopuszczających się korupcji w ministerstwach, urzędach i instytucjach nadzorowanych przez ludzi PO i PSL, w tym w MSZ kierowanym przez wiceprzewodniczącego PO Radosława Sikorskiego? Korupcja nie zmieniła w tym czasie swego oblicza i nie jest mniej szkodliwa. Zmieniło się tylko to, że teraz to „my” decydujemy co ujawniać i jak o tym mówić, podczas gdy kilka lat temu, to „oni o tym decydowali. Trzeba było zatem ich „sczyścić” i odzyskać CBA.

Teraz nad zwalczaniem korupcji można politycznie zapanować. Można sprawy antykorupcyjne dozować i odpowiednio naświetlać. I to, co kiedyś było zamachem na demokrację i wolności obywatelskie, teraz cudownie stało się narzędziem demokracji, a nawet jej gwarantem. Tak jak kilka lat temu, tak obecnie mamy podejrzanych i zatrzymywanych wysokich urzędników państwowych – w oparciu o te same przepisy i zgodnie z takimi samymi procedurami. Ale nikt nie grzmi, że niewinni zakuwani są w kajdany i wrzucani do lochów, bo rządzi straszny reżim. Ot, państwo i jego służby robią swoje.

Na razie wszystko jest na etapie podejrzeń i zarzutów. Nie ma procesów sądowych, więc nie wiemy, jak zgromadzony materiał zostanie w sądach oceniony. Dlatego można porównywać to, co obecnie się dzieje z tym, co działo się kilka lat temu, gdy formułowano zarzuty i oskarżenia, zatrzymywano podejrzanych. Mamy więc bardzo podobne zdarzenia i okoliczności. Tylko kompletne inny jest medialny obraz tych zdarzeń i diametralne różne są ich oceny. Dzięki temu to, co powinno mocno uderzyć w partię rządzącą jest przedstawiane jako sukces tej partii. Bo przecież chodzi o samooczyszczenie, o pokazanie, że nie ma świętych krów, że nie zaprzestano walki z korupcją, a wręcz przeciwnie. Siedem i sześć lat wcześniej, w innej politycznej konfiguracji, to samo było dowodem gnicia państwa i rządzącej partii.

Wszystko wskazuje na to, że nie dało się ukryć afer korupcyjnych, więc ujrzały one światło dzienne. Tyle że są to wszystko sprawy sprzed kilku lat, opisywane w mediach, do których opinia publiczna jakoś się przyzwyczaiła, choć może nie do skali ujawnianych patologii. I teraz bohaterska władza oraz jej służby będą mogły te znane sprawy pogłębiać aż do następnych wyborów. Afera jest dostatecznie rozległa, żeby absorbowała służby i żeby nie miały one czasu i środków, by zająć się korupcją w innych dziedzinach, np. wokół wielkich inwestycji w infrastrukturę, gdzie skala korupcji była nieporównanie większa niż w projektach informatycznych.

W ten sposób, to, co mogłoby być prawdziwą bombą, bardzo dla obecnej władzy niebezpieczną, nie ujrzy światła dziennego, a jednocześnie rządzącym obecnie nie będzie można zarzucić, że nie walczą z korupcją. Mamy więc do czynienia z bardzo sprytnie przeprowadzoną operacją zdetonowania małego ładunku (mimo że medialnie dużego, ale to szybko wygaśnie), żeby wielka bomba leżała głęboko w ziemi. A nawet jeszcze głębiej.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.