"Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz". Harcerze rozwiesili "Rotę" w Święto Niepodległości 1939 roku. Niemieccy barbarzyńcy w odwecie dokonali mordu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Im bardziej przekonują nas, że świętować powinniśmy nowocześnie, to znaczy bez specjalnego przywiązania do świętych barw i znaków narodowych, z jakimiś czekoladowymi maszkaradami zamiast orłów i balonikami zamiast flag, tym mocniej musimy pamiętać, że bez tych wspólnych symboli przestajemy być narodem (choć one same też nas narodem nie czynią).

Niezależnie od tego jak głośno krzyczą o końcu historii, to za dużo jest wokół nas powstańczych grobów, miejsc kaźni i śladów po bohaterstwie oraz męczeństwie byśmy mogli ten fałsz przyjąć. Polska niepodległość, każdy jej centymetr, jest krwią znaczona. To święta sprawa, która trwa - od Konfederacji Barskiej po Smoleńsk.

Jednym z takich miejsc jest Zielonka pod Warszawą. W Dniu Święta Niepodległości, 11 listopada 1939 roku, niemieccy barbarzyńcy dokonali tu mordu na polskich harcerzach i przypadkowych ofiarach. Tak samo jak w Palmirach, Piaśnicy i setkach miejsc - załadowali w ciężarówki bezbronnych, ustawili w lesie nad dołem i rozstrzelali. Trudno znaleźć inny naród zdolny do takiego bestialstwa.

Za co zginęli harcerze w Zielonce? Za pamięć o Polsce. Rankiem 11 listopada 1939 roku grupa harcerzy, do której należeli Stanisław Golarz, Józef Kulczycki, Zygmunt Nowicki i Józef Wyrzykowski, rozwiesiła plakaty z tekstem "Roty" w okolicy stacji kolejowej.

Odwet był okrutny.

Rozstrzelano harcerzy i kilku innych mieszkańców miasta. Ofiarami byli: Zbigniew Dymek, Józef Kulczycki, Jan Rudzki, Kazimierz Stawierski, Józef Wyrzykowski, Aron Kaufman, Edward Seweryn i nieznany mężczyzna.

Pod kulami udało się uciec Zbigniewowi Czaplińskiemu i Tadeuszowi Ciecierze.

W tym miejscu zamordowano i pochowano bezbronną polską młodzież i inteligencję:

 

Na stronie naszrembertow.waw.pl znajdujemy też zdjęcie przedstawiające uroczystości pogrzebowe w roku 1948:

Pomnik prezentowany odsłonięto w roku 1962. Tak wtedy wyglądał:

Z radością trzeba przyjąć fakt, że do dziś jest zadbany i odnawiamy, że Polacy o tym miejscu pamiętają. Zapaliliśmy w tym roku także znicze od naszej redakcji i  imieniu naszych Czytelników.

***

Przebieg mordu dokonanego przez Niemców 11 listopada 1939 r. mogą przybliżyć zeznania spisane z inż. Tadeuszem Ciecierą, jednym ze świadków egzekucji. Protokół powstał w listopadzie 1946 roku.

Protokół spisany z inż. Ciecierą Tadeuszem zamieszkałym w Warszawie na Pradze przy ulicy Małej 14/30 w sprawie mordu dokonanego przez Niemców w Zielonce k/Warszawy 11 listopada 39 r. Zeznaje inż. Cieciera Tadeusz:
Dzień 11 listopada 1939 roku był wyjątkowo słoneczny i ciepły, mieszkańcy Zielonki korzystając z pogody, a może i z powodu przypadającego na ten dzień Święta Niepodległości, wyszli w większej niż zwykle ilości na ulice i do kościoła wraz z dziećmi, a nawet z niemowlętami w wózkach. Około godziny 12-tej zajechały do Zielonki dwa samochody wojskowe niemieckie: jeden samochód ciężarowy marki Ford, drugi samochód pancerny. Na samochodzie ciężarowym było około 20-tu umundurowanych Niemców /Schupe/.

Nie wszyscy mieszkańcy Zielonki orientowali się wtedy w oznakach wojskowych niemieckich i nie przypuszczali, że to są żandarmi. Samochody zatrzymały się przed kawiarnią "Bellewue". Do przybyłych przyłączyli się Niemiec zawiadowca stacji i jako tłumacz pracownik kolejowy, a późniejszy volkdeutsch Wdzięczkowski i w niewiadomym mi charakterze hauptman Zygmunt i Grams Gustaw, a następnie kasjerka kolejowa Biadeusz Weronika, Polka z poznańskiego, która starała się bronić aresztowanych - co udało się jej nawet w stosunku do zatrzymanego Leśnikowskiego Zdzisława. Organizacje konspiracyjne wówczas w Zielonce jeszcze nie działały i nikt z mieszkańców Zielonki nie czuł się winnym w stosunku do Niemców, którzy do tej pory, poza Bydgoszczą, nie stosowali masowych mordów, jakie nastąpiły później.

W poczuciu pełnego bezpieczeństwa dzieci, starsza młodzież, a nawet niektórzy dorośli, zbliżali się do przybyłych samochodów przez ciekawość dla obejrzenia. Do liczby ciekawych należałem i ja i mój kolega student Politech. Warszawskiej Zbigniew Czaplicki, gdyż nowy typ samochodu interesował nas jako sportowców. Obaj zostaliśmy zatrzymani jako pierwsi. Po pewnym czasie Niemcy przyprowadzili dalsze osoby: harcerzy Golcza Stanisława lat 16, Dymka Zbigniewa 16 lat, Wyrzykowskiego Józefa lat 17, Stawierskiego - hufcowego, studenta Rudzkiego oraz Kulczyckiego Józefa studenta SGH lat 25, Szweryna właściciela restauracji, który jak dowiedziałem się później, zatrzymany został z powodu handlu naftą kolejową, Żyda Kaufmana rzeźnika z Zielonki i nieznanego mi mężczyznę z Zielonki, którego nazwiska nie pamiętam i dwie nieznane mi osoby. Dymek i Kaufman zostali przyprowadzeni z łopatami i fakt ten zaczął mnie i Czaplickiego niepokoić.

Samochodem ciężarowym wywieziono nas na szosę w kierunku Rembertowa. Przypuszczalnie na drugim kilometrze od Zielonki kazano nam wysiąść. Zauważyłem już w samochodzie, że Czaplicki przygotowuje się do ucieczki, gdyż zrzucił pas i rozpiął kożuszek. Gdy prowadzono nas w głąb lasu, Czaplicki rzucił się do ucieczki, przebiegł obok mnie i oficera niemieckiego zrzucił po drodze kożuszek i znikł w lesie. Strzały doń kierowane chybiły, a pościg wrócił z niczym. Kolega Zbyszek ocalał. Po powrocie żandarmi wyładowali całą złość na pozostałych skazańcach, kopiąc ich i bijąc kolbami - najbardziej ucierpiał Rudzki. Dalej prowadziło nas każdego dwóch żandarmów, trzymając za kark.

Przy niewielkiej polanie, która miała być miejscem egzekucji, otoczono nas kołem, a oficer wyjął arkusz papieru na którym miał być napisany wiersz o treści patriotycznej i zapytał kto ten wiersz napisał, obiecując, że w razie przyznania się nam nic nie będzie. Nikt nie przyznał się a ja w międzyczasie podsłuchałem rozmowę Niemców, że nas rozstrzelają czy przyznamy się czy nie. Zdecydowałem uciekać, lecz przed tym chcąc ratować pozostałych, a będąc pewnym, że Zbyszek uciekł, oświadczyłem żandarmom, że wiersz napisał ten co uciekł. Nie odniosło skutku, a oficer przez tłumacza oświadczył nam, że będziemy rozstrzelani. Zaczęła się tragedia i rozpacz.

Golcz i Dymek harcerze z Zielonki płakali. Kulczycki zbladł i milczał, nikt nie prosił o litość ani o łaskę, jedynie Szweryn całował buty Niemca dla ratowania życia. Scena powyższa obezwładniła mój umysł i czułem że słabnę, lecz trwało to tylko chwilę. Uprzedziwszy Golcza i Kulczyckiego, że po spisaniu personalii i ostatnich słów do rodziców będę uciekał, gdy Niemcy ustawili się w szereg do wykonania egzekucji i kazali zdjąć czapki, rzuciłem się w bok, klucząc między drzewami i rowem melioracyjnym dostałem się do Zielonki, będąc cały czas pod strzałem. Działo się to około godziny czternastej. Przenocowałem u pp. Dziedziców przy ulicy Piotra Skargi. Dnia następnego udałem się na tułaczkę. Do Zielonki powróciłem dopiero przed powstaniem warszawskim. Swoje ocalenie zawdzięczam przede wszystkim Bogu, zdecydowanej woli i śmiałej decyzji, którą zdobyłem w pracy harcerskiej, oraz w zaprawie fizycznej, którą uzyskałem uprawiając sport.
/-/ inż. Cieciera Tadeusz. Zeznania te zostały złożone i spisane w naszej obecności, osobiście przez znanego nam inż. Ciecierę Tadeusza i przez niego własnoręcznie podpisane.
/-/ Zygmunt Nowicki kol. Zosinek, Jaskłowski Józef Zielonka ul. Staszica dom Michlewicza. Własnoręczność podpisów i tożsamość osób ob. ob. Cieciery Tadeusza Nowickiego Zygmunta i Jaskłowskiego Józefa poświadczam: pieczęć podłużna Sołtys os. Zielonka Gmina Marki pow. warszawski /-/ Siwierski.

 

gim

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych