Gdzie jest premier Tusk? Czy naprawdę nie widzi potrzeby wytłumaczenia się ze smoleńskiego zdjęcia, dolnośląskich taśm i korupcji w PO?

fot. premier.gov.pl
fot. premier.gov.pl

Gdzie jest premier Donald Tusk? Czy naprawdę nie widzi potrzeby wytłumaczenia się z kilku podstawowych, a może i fundamentalnych spraw z perspektywy funkcjonowania państwa, koalicji i partii rządzącej? A może znów został przekonany do bardzo prostej taktyki gry na przeczekanie? To dość schematyczne myślenie: gdy pojawiają się kłopoty, szef rządu konsekwentnie milczy.

Oczywiście nie jest tak, że premiera nie ma w ogóle. Tusk jest w jakiś sposób obecny w debacie publicznej. Bo przecież w specjalnym nagraniu wspominał Tadeusza Mazowieckiego, spotkał się z małżeństwem Elbanowskich ws. sześciolatków w szkołach (bez najmniejszego efektu), zabrał głos podczas Szczytu Noblistów, uśmiechnął się do Johna Kerr'yego, a nawet zapowiedział coś w stylu podsumowania badań wokół przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Ale to wszystko tylko pozory, zamienniki debaty publicznej, substytut poważnej rozmowy. W ostatnich dniach, a w zasadzie tygodniach, gdy premier w końcu postanawia zaszczycić nas zabraniem głosu, to są to komunikaty, ogłoszenia albo przemówienia. Wszystko jednostronne. Nie ma konferencji prasowych, nie ma pytań, nie ma odpowiedzi. O dłuższym wywiadzie - niechby nawet dla zaprzyjaźnionej gazety albo stacji radiowej, bo tylko tam premier pojawia się na dłużej - nie ma co marzyć.

Nie mogliśmy zatem usłyszeć komentarza Donalda Tuska w sprawie ujawnionego przez tygodnik "wSieci" zdjęcia, na którym wraz z Władimirem Putinem uśmiecha się tuż po smoleńskiej tragedii. Czy to się komuś podoba czy nie, wielu Polaków czeka i domaga się odpowiedzi, wyjaśnienia, wytłumaczenia. W zamian otrzymaliśmy festiwal oburzenia przybocznych szefa rządu. To nie wystarczy i tematu nie uda się zamilczeć.

Premier, będący przecież przewodniczącym Platformy Obywatelskiej, nie zająknął się w sprawie dolnośląskich taśm, na których politycy PO prześcigają się w korupcyjnych propozycjach. Nie wspomniał też o tarciach w koalicji i kilku mniejszych sprawach. Przekaz premiera dostajemy w ramach mniej lub bardziej kontrolowanych przecieków z posiedzeń zarządu klubu lub z wypowiedzi jego zauszników.

To nie jest normalna demokracja i normalne państwo. Donald Tusk ma nie tylko prawo, ale i obowiązek odpowiadać na trudności, z jakimi boryka się państwo i jego rząd. Gra na przeczekanie, na sygnały w stylu "nic się nie stało" jest może i skuteczna (do czasu), ale psująca i tak nadgnitą debatę publiczną w Polsce.

Zapewne znajdą się specjaliści od postpolityki, którzy wytłumaczą, że to świetna strategia, bo pozwala wyborcom kojarzyć premiera jedynie z pozytywnymi zdarzeniami. Pokazanie się na tle tabelki z rosnącymi wykresami albo zieloną wyspą trwale wykuwa się w pamięci obywateli, a ślizgawkę wśród pytań o korupcję Platformy należy zostawić Biernatom, Kidawom-Błońskim i Niesiołowskim. Być może to działało.

Na szczęście wygląda na to, że i ta taktyka zamykania oczu i ukrywania się przed światem przestaje zdawać egzamin. Milczenie premiera staje się coraz bardziej wymowne, co zresztą potwierdzają kolejne sondaże. Niebawem może okazać się, że milczący premier jest równie szkodliwy co ten zabierający głos. I to nie tylko dla jakości życia publicznego, ale również dla swojej partii i rządu.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.