Prof. Czapiński zarzuca ekspertom komisji Macierewicza zohydzenie tytułu profesora. Najwyraźniej zapominał, że to właśnie on zohydził ten tytuł, podpisując list w obronie pedofila

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. YouTube
fot. YouTube

Proszę mnie nie nazywać profesorem, ten tytuł został zohydzony

— powtarza prof. Janusz Czapiński. Zdążył to już powiedzieć i w radio TOK FM, i w TVN 24. A znając jego medialną nadaktywność, zwaną brzydko „parciem na szkło”, możemy się spodziewać, że w najbliższym czasie zdąży tę efektowną frazę powtórzyć jeszcze sporo razy.

W kwestii ekspertów Janusz Czapiński powinien jednak zachować pewną wstrzemięźliwość. Jest przecież modelowym wzorem specjalisty przekraczającego swe kompetencje, eksperta od wszystkiego, który zawsze chętnie wypowie się w studio telewizyjnym na każdy temat.

Tę przypadłość w języku psychologicznym określa się jako „narcystyczną omnipotencję”.

Na narcystyczną omnipotencję cierpiał też Andrzej Samson, psychoterapeuta, który przez wiele lat był medialnym guru. Rozrzut tematów, w których zabierał głos, był imponujący — od Kościoła po środki higieny intymnej dla kobiet. Szczególnie znał się jednak na wychowywaniu dzieci — napisał nawet „Poradnik dla przestraszonych rodziców ”.

Zabrzmiało to jak dowcip z gatunku czarnego humoru, gdy okazało się, że Samson seksualnie molestował autystyczne dzieci przyprowadzane na terapię a także rozprowadzał dziecięcą pornografię.

I wówczas do akcji wkroczył m.in. Janusz Czapiński — zgodnie z jego życzeniem tytuł pominę — który podpisał list w obronie Andrzeja Samsona.

Wystąpił także na konferencji prasowej, z udziałem broniących Samsona psychologów. To był naprawdę mocny spektakl. Do dziś pamiętam, jak właśnie Janusz Czapinski podniesionym głosem strofował dziennikarzy, że zakłócają prywatność Andrzeja Samsona. Problem praw dzieci kwitował wyniosłym milczeniem, a wszelkie pytania na ten temat uważał za niestosowne.

Szkodliwe myślenie nieinteligentnych ludzi, którzy uważają, że dobra osobiste kolegi są najważniejsze

— tak list w obronie Samsona nazwał, odmawiając podpisu, pewien profesor filozofii.

Przyznam, że właśnie w tamtym czasie wyrzuciłam telefon Janusza Czapińskiego ze swego dziennikarskiego notesu.

Uznałam, że „zohydził ” czy też „zdegenerował ”, jak sam to określa, tytuł profesora. I ma raczej dosyć słabe kwalifikacje pod względem etycznym, a umiejętność diagnozy społecznej też wątpliwą — skoro uznał, że nad sprawą pedofilii Samsona wszyscy przejdą do porządku dziennego.

O przypadku Andrzeja Samsona i innych dziwnych terapeutach piszę w artykule „Terapeuta po ciemnej stronie mocy ”, w bieżącym numerze „wSieci ”.

Być może Państwo nie wiedzą, ale linia obrony Samsona polegała na twierdzeniu, że molestowanie seksualne dziecka za pomocą wibratora byłą formą autorskiej terapii.

Podobną linię obrony przyjął niedawno prof. Lechosław Gapik. „Koktajlem Gapika” nazwał podejmowane wobec zahipnotyzowanych pacjentek czynności, które w języku potocznym mają zupełnie inną nazwę.

Wracając zaś do eksperckich kwalifikacji Janusza Czapińskiego. Czekam niecierpliwie, gdy wreszcie ktoś zaprosi go do studia, by wypowiedział się na temat społecznego odbioru pedofilii. To taki medialny temat. Dziwi mnie, że Janusz Czapiński w tej akurat kwestii skromnie milczy, choć z pewnością mógłby wnieść do debaty cenny wkład.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych