Gdzie jest doktor Lasek? Ostatnie tygodnie pokazują, że polskie dziennikarstwo tzw. „głównego nurtu” sięga dna

fot. M. Czutko
fot. M. Czutko

W książce historyka Piotra Gontarczyka „Tajne oblicze GL-AL i PPR” jest cytowany dokument, w którym jeden z dowódców partyzanckich Armii Ludowej donosi na drugiego, że ten ciągle tylko pije wódkę i rabuje. W przypadku prób oporu lokalnej ludności gwałty i mord dawno stały się u niego normą. Ale to nie był największy problem dla informatora. Problem leżał w tym, że od momentu sformowania oddziału towarzysz omijał Niemców szerokim łukiem, a w dodatku, co najgorsze:

Od tamtej pory stoczył się jeszcze bardziej

– jak stwierdzał w ostatnim zdaniu donosiciel.

Z coraz większą niechęcią oglądam programy TVN. Dla dziennikarzy tej propagandowej rozgłośni nigdy nie istniały specjalne ograniczenia w kwestii kłamstwa, szacunku dla innych poglądów niż w danym momencie obowiązujące w tzw. „głównym nurcie|”, czy wreszcie kultury prowadzenia sporu. Ostatnio, od czasu publikacji w Gazecie Wyborczej ośmieszającej naukowców współpracujących z Zespołem Parlamentarnym, publicystyka w tej stacji niczym wspomniany partyzancki dowódca - „stoczyła się jeszcze bardziej”. Jeden z najbardziej ponurych przykładów takich praktyk przeszedł właściwie niezauważony. Wcale się nie dziwię, ponieważ w zalewie pomówień, inwektyw, które na każdym kroku spotykają tych, którzy podważają prawdy objawione Zespołu Laska, trudno jest już odróżnić większe obrzydliwości od mniejszych. Medialne chamstwo spowszedniało jak za komuny, kiedy od rana do nocy z mediów dochodziły tylko obelgi rzucane na „zgniły Zachód”, przez co odbiorcy, a nawet dziennikarze powoli tracili wrażliwość. Otóż dwa dni temu, w pół godzinnym odstępie do stacji TVN zaproszono dwoje bliskich ofiar katastrofy smoleńskiej. Pierwszym był Paweł Deresz, mąż ś.p. Jolanty, autor listu do marszałek Ewy Kopacz, w którym określa prace Zespołu Macierewicza mianem „haniebnego spektaklu”. Jako gość programu „Fakty po faktach” wypowiadał się na temat swojej oceny prac naukowców zajmujących się badaniem ostatnich chwil lotu prezydenckiego Tupolewa. Prowadząca Anita Werner nie przerywała mu, nie pokrzykiwała na rozmówcę i nie starała się zapędzić w „kozi róg”. Deresz cieszył się pełna swobodą wypowiedzi, aż do końca wywiadu. 15 minut później w tym samym studio tylko w innym programie „Kropka nad i” wystąpiła senator Beata Gosiewska, wdowa po pośle PiS Przemysławie Gosiewskim, który również zginął w Smoleńsku. I zaczęło się. Nie było litości. Od początku agresywny ton prowadzącej zdradzał zamiary. Najpierw był bezpardonowy atak na rozmówczynię z powodu tego, że nie bardzo wierzy prokuraturze w jej oświadczenia na temat katastrofy. A jak tu wierzyć skoro sam prokurator generalny plącze się w swoich wypowiedziach na temat trotylu i sekcji zwłok. Rozmowa była tak prowadzona, by w końcu dojść do ulubionej kwestii pani redaktor, rzekomego stwierdzenia posła Macierewicza, że trzy osoby się uratowały.

Ja wiem, że …

- rozpoczęła zdanie Gosiewska.

Że ktoś przeżył

– za złośliwością w głosie i grymasem na ustach weszła w słowo prowadząca.

Że mój mąż nie żyje

– skończyła zdanie pani senator.

Jeśli ktoś myśli, że odpowiedź ta spowodowała zmianę formuły  rozmowy z przesłuchania na wywiad to się myli. Kiedy doszło tematu analizy zdjęć satelitarnych pojawiła się postać Michała Setlaka. Jest on wicenaczelnym redaktorem „Przeglądu Lotniczego” i do tej pory jako jedyny przed kamerami podważa, zresztą kompletnie nieprzekonująco, ustalenia dr Chrisa Cieszewskiego odnośnie złamanej brzozy.

Setlak jest przyjacielem pana Laska. Z mojej rozmowy z nim zauważyłam, że on ślepo wierzy w to co mówi pan Lasek

– poinformowała widzów Gosiewska

A ja mam wrażenie, że pani ślepo wierzy w to co mówi Antoni Macierewicz. Nie wiem czy to jest dobry poziom rozmowy?

-  konkluduje Olejnik.

Skąd Olejnik nagle wie „w co ślepo wierzy” wdowa po pośle Gosiewskim? Czy to jest „dobry poziom rozmowy”? Pewno tak, bo chodzi o to by za wszelką cenę, nie licząc się z logiką wypowiedzi zdyskredytować rozmówcę. Zadanie jest proste: robić durnia z Macierewicza, a ten kto w niego „ślepo wierzy” staje się przecież taki sam jak on.  Na krytykę działań BOR-u przez Gosiewską prowadząca natychmiast pyta:

Czy według pani BOR nie dopilnował, dopuścił się zaniedbań i na pokład zostały wniesione bomby?

– pyta złośliwie, z jasną sugestią prowadząca, usiłując tym chwytem po raz kolejny zrobić durnia z gościa.

Erystyka bowiem to „sztuka doprowadzenia sporu do korzystnego (w tym przypadku dla siebie rozwiązania) bez względu na prawdę materialną”. Gdyby 15 minut wcześniej taką sama miarę przykładała Anita Werner do Pawła Deresza powinna zadać mu pytanie:

Opierając się na dokumentach IPN, jaki wpływ na stosunek do Antoniego Macierewicza, wybitnej postaci opozycji antykomunistycznej, ma pańska tajna współpraca z SB i wywiadem wojskowym w czasach PRL ?

Oczywiście takie pytanie nie padło. Ale nie tylko TVN reprezentuje dawne, peerelowskie standardy dziennikarskie. Ze słynnej już rozmowy dziennikarza Polsatu Marka Kacprzaka z dr Chrisem Cieszewskim na temat ścięcia brzozy przed 10 kwietnia, przytoczę tylko krótki, ale za to dużo mówiący fragment:

Komu wierzyć? Laskowi czy panu?

– Kacprzak udaje zdezorientowanego.

To już jest pańska sprawa

– odpowiada naukowiec.

To nie jest przecież kwestia wiary tylko dowodów

– oburza się prowadzący.

Najpierw dziennikarz pyta się „komu wierzyć”, a chwilę potem, żeby zrobić durnia z rozmówcy, przypomina naukowcowi, że liczy się tylko prawda materialna. Dr Chris Cieszewski poddał totalnej krytyce polskie dziennikarstwo tzw. „głównego nurtu”. W „mainstreamie” zawrzało. Przyjechał z Ameryki i nas ocenia. Przez ponad 20 lat pobudzacie w Polakach kompleks Zachodu i ciągle wmawiacie im, by patrzyli i uczyli się od Niemców, Francuzów czy Amerykanów. Ich zdanie było zawsze święte, a ocena ostateczna. No to przyjechał gość stamtąd i was podsumował. Was i resztę. Chamstwo Owsiaka, bełkot prof. Czapińskiego, który już nie chce by go nazywano profesorem, bo ten tytuł „został zohydzony”. Dziś Tomasz Lis na swoim parówkowym portalu przyznał się, że do tej pory wydawało mu się, „że jeśli idzie o Polaków zagranicą, to mamy dwie wielkie sławy, profesorów Brzezińskiego i Baumana. Teraz okazało się jednak, niepokorni publicyści i politycy PiS nam to wyjaśnili, że to autorytety fałszywe, a nawet sprzedajne”. W zamian za nie lansują teraz naukowców z USA, tych z Komisji Macierewicza. A mnie się wydaje, że redaktor Lis ma coś z głową. Jakby w latach 50-tych próbowałby walczyć o pluralizm w mediach i wpadłby w łapy tego drugiego swojego „autorytetu”, to po kilku uderzeniach „bykowcem na krzyż” od razu zmieniłby zdanie bez pomocy niepokornych dziennikarzy.

Widać już wyraźnie, że akcja przeprowadzana konsekwentnie od czasów publikacji-prowokacji w „Gazecie Wyborczej” ponad dwa tygodnie temu jest wymierzona w zdezawuowanie wszystkich, którzy nie zgadzają się z tezami Komisji Millera w kontekście II Konferencji Smoleńskiej. Tylko, że ja nie oczekuje od rządu i mediów orgii pomówień, chamstwa i epitetów. A jak do tej pory nie zobaczyłem nic co by podważało w sposób wiarygodny na przykład tezy dr Chrisa Cieszewskiego. Po co ten wrzask? Dlaczego po jego wykładzie propagandowy zespół dr Laska nie pokazał w mediach zdjęć satelitarnych o większej rozdzielczości? Ponoć oni i prokuratura takimi zdjęciami dysponują. Śmieliście się z Jarosława Kaczyńskiego, że „wie, ale nie powie”. Teraz robicie dokładnie tak samo i to w dużo bardziej poważniejszej sprawie. A gdzie jest doktor Lasek? Dlaczego nie zwróciliście się do Amerykanów choćby po zdjęcia? Dlaczego nie chcecie pomocy od naukowców z zagranicy, którzy naprawdę nie mają w tym interesu, by obalać rząd miłościwie nam panującego premiera Donalda Tuska? Dlaczego nie powołacie komisji międzynarodowej, tylko propagujecie wszędzie, co raz mniej trzymające się kupy, tezy Komisji Millera? Cała ten styl ofensywy medialnej i postawa tzw. autorytetów wskazuje, że rząd ma coś rzeczywiście poważnego do ukrycia i wcale nie chce wyjaśniać największej tragedii III RP.

Dlaczego śmiejecie się w kułak z szanowanych na świecie naukowców? Skoro wasz dr Lasek i kilku jego kolegów, w pierwszej fazie swojej działalności dla rządu, wyglądali jak przaśne postaci z czasów PRL-u w garniturach z lat siedemdziesiątych. Niech ten dr Lasek szybciej wyjdzie „spod kamienia” ze zdjęciem satelitarnym w ręku i to sprzed 10 kwietnia, bo inaczej cały ten raport, który mam w domu wrzucę do kominka na podpałkę. Idzie zima.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.