Pedofilia. Kościół–lewica – dwa garby. "Długa jest lista luminarzy myśli lewicowej, którzy występowali publicznie o likwidację pojęcia pełnoletniości seksualnej w prawie karnym"

Fot. Cohn-Bendit, eurodeputowany frakcji "Zielonych" / YouTube
Fot. Cohn-Bendit, eurodeputowany frakcji "Zielonych" / YouTube

W dyskusji o pedofilii w Kościele doszedł do głosu – jak, niestety, prawie zawsze w polskich sporach – trybalizm. Czy weźmiemy spór o przyczyny katastrofy smoleńskiej czy o budżet Unii Europejskiej, czy o liberalnych księży, czy niemal dowolny inny, nieodmiennie mamy do czynienia z tym schematem: obwiniają naszych – trzeba ich bronić w zaparte, obwiniają nie-naszych – trzeba ich atakować, nie zważając na fakty przemawiające na ich korzyść. Początek typowego polskiego sporu to jak surma bojowa dla zagończyków, przy czym zagończycy nie tylko zaczynają potyczkę, ale najczęściej sami do końca nadają  jej ton. Głosy umiarkowane, a więc takie, które starają się zobaczyć raczej problem w całej złożoności niż wykorzystać okazję do dokopania jednym lub drugim, są w tym chórze słabo słyszalne.

Pedofilia w Kościele instytucjonalnym, jakkolwiek byłaby marginesowa w stosunku do ogółu osób duchownych, jest tak dramatycznym pogwałceniem chrześcijańskich (i ludzkich) zasad, że trudno sobie wprost wyobrazić coś bardziej rujnującego zaufanie. Ludzie prędzej wybaczą zachłanność finansową księży czy księżowskie dzieci poczęte z przysłowiową gospodynią proboszcza, niż seks z dziećmi. Mają rację, bo seks z dziećmi zawsze oznacza przemoc wobec nich (twierdzenia lewaków o seksie za zgodą dzieci są naigrawaniem się ze zdrowego rozsądku – będzie o tym jeszcze mowa), a gdy chodzi o nastolatków – oznacza wykorzystywanie pozycji nadrzędności w stosunku do nich.

Na to nie może być usprawiedliwienia (czym innym jest wyjaśnianie kontekstu tych ohydnych postępków, o czym poniżej). Ktoś, kto będąc osobą duchowną w Kościele katolickim, dopuszcza się takich czynów, winien być czym prędzej z tegoż Kościoła przegnany na cztery wiatry. Nie przenoszenie na inną placówkę duszpasterską (często także do pracy z dziećmi i młodzieżą), nie terapia uzależnień (owszem, jest potrzebna, ale w tym wypadku już dla eks-księdza), nie zaprzeczanie i krycie sprawcy, a w końcu nie szukanie winnych wszędzie, tylko nie tam, gdzie oni się rzeczywiście znajdują.

Niestety, wymieniony wyżej katalog postaw był typowy dla reakcji Kościoła w Irlandii, USA, czy w Belgii, gdy skandale pedofilskie w tamtych krajach były na czołówkach gazet. I, znowu niestety, polski Kościół, gdy jemu z kolei przyszło odpowiadać na podobne (chociaż na znacznie mniejszą skalę) zarzuty zachowuje się równie kunktatorsko. Mam wrażenie, że tamte Kościoły lokalne po tej gorzkiej lekcji (i nie bez wpływu stanowczej postawy Benedykta XVI) poszły jednak po rozum do głowy. A może,  ujmując rzecz w kategoriach moralności chrześcijańskiej - co nie jest chyba ekstrawagancją, prawda? – posłuchały głosu sumienia i „stanęły w prawdzie”. Pouczający jest pod tym względem głos irlandzkiego biskupa Dublina (http://www.wiez.pl/czasopismo/;s,czasopismo_szczegoly,id,562,art,15514), przykład, jak można mówić, o tych niewątpliwie bolesnych sprawach, wprost, bez owijania w bawełnę. Myślę, że takich głosów jak dotąd brakuje ze strony polskich biskupów. Gdyby taki dyskurs zaistniał, trudniej byłoby nieprzyjaciołom Kościoła wykorzystywać tę sytuację do niesprawiedliwych uogólnień i szerzej do dowodzenia, że Kościół jest zakałą polskiego życia publicznego.

Ja uważam odwrotnie. Kościół jest nam (społeczeństwu polskiemu) potrzebny i spełnia per saldo pozytywną rolę. Ale właśnie tym bardziej powinien się strzec i anty-świadectwa (jakim jest z całą pewnością pedofilia), i relatywizacji tego anty-świadectwa w kościelnym dyskursie. Były taką relatywizacją słowa abpa Michalika z 9 października, kiedy mówił, że niekiedy to dzieci wciągają dorosłych w zachowania pedofilskie. Metropolita przemyski został za te słowa skrytykowany, także przez licznych katolików – i słusznie. Ale następnie został skrytykowany za homilię wygłoszoną 16 października w we Wrocławiu na mszy z okazji 90-te urodzin kardynała Gulbinowicza. Lewicowa, laicka krytyka tej wypowiedzi przewodniczącego Episkopatu Polski była równie gwałtowana, jak ta po słowach sprzed tygodnia. Tymczasem w tej wypowiedzi nie ma żadnych dwuznaczności co do oceny czynów pedofilskich. Jest tylko wskazanie na kontekst współczesnej kultury, a szczególnie na jej obyczajowy permisywizm jako na tło, na którym skłonności pedofilskie łatwiej dochodzą do głosu. Nic bardziej oczywistego, a jednak chór dezaprobaty rozlegał się donośnie i jak gdyby abstrahując od tego, co konkretnie abp Michalik powiedział.

Może jednym powodów takiego stanowiska jest obciążona hipoteka środowisk, które dziś krytykują Kościół w ciemno (czy trzeba, czy nie trzeba)? Może metropolita przemyski wskazał nie wprost na coś, co w dziedzictwie tych środowisk jest dziś wstydliwie ukrywane? Może warto to przypomnieć?

Przecież to rewolucja obyczajowa roku 1968 prowadziła do propagowania postaw dziś jednoznacznie uznawanych za dewiacje. To z początku lat 70 pochodzi słynna rozmowa w telewizji francuskiej z Danielem Cohn-Bendidem, w której przyznawał się on do kontaktów seksualnych z kilkuletnimi dziećmi, mało: chwalił się tymi relacjami (http://www.youtube.com/watch?v=4wk-dcPd0_0&feature=player_embedded), mówiąc jakie to wspaniałe przeżycie, gdy jest się rozbieranym przez pięcioipółletnią dziewczynkę. Później Cohn-Bendit twierdził, że była to tylko butada, żeby „epater les bourgeois”. Być może. Ale nawet jeśli obecny przywódca europejskich Zielonych sam nie ma takich  czynów na sumieniu, pozostaje faktem, że w tamtych czasach aktywnie propagował tego rodzaju zachowania. Nie on jeden.

Długa jest lista luminarzy myśli lewicowej (i lewicowej postawy, jak w przypadku artystów), którzy u schyłku lat 70 już to występowali publicznie o likwidację pojęcia pełnoletniości seksualnej w prawie karnym (w Polsce: 15 lat, we Francji wtedy: 13 lat), już to bronili ludzi oskarżonych o seks z młodzieżą lub/i z dziećmi. Centralnym punktem tych różnych wystąpień było przekonanie, że dzieci (osoby poniżej 13 roku życia, ale niekiedy chodziło o współżycie z 6-latkami) mają swoje „potrzeby seksualne” oraz że mogą świadomie wyrazić zgodę na uprawianie seksu z osobą dorosłą. Wśród sygnatariuszy tych apeli znajdziemy takie postaci jak Simone de Beauvoir, Louis Aragon, Jean-Paul Sartre, Michel Foucault, Jacques Derrida, Louis Althusser, Roland Barhes, Georges Moustaki, Jack Lang, Bernard Kouchner, Pascal Bruckner czy André Glucksmann.

Niektórzy z nich są ciągle aktywni w życiu intelektualnym. Nie przypominają, rzecz jasna, tamtych swoich wystąpień. Ale to jest hipoteka, o której lewica nie powinna zapominać, gdy zaczyna (słusznie, co do zasady) zwalczać pedofilię w Kościele. Nie dlatego, że mając taką hipotekę trzeba milczeć, ale po to by zadać pytanie o odpowiedzialność własnej formacji w atrofii elementarnych norm moralnych.

 

 

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.