Przypomnijmy… Wczoraj za sprawą Gazety Wyborczej obiegł mainstreamowe media news o „aresztowaniu/kradzieży przez Kurię Częstochowską obrazów z wystawy w Alei Najświętszej Maryi Panny”. To niewiarygodne, jak wiele złej woli i ile kłamstw kryje się w takim sposobie podania wiadomości o tym, co naprawdę zaszło. Wczorajszy komunikat Biura Prasowego Kurii Częstochowskiej sporo mówi o samych technikach dokonania pseudodziennikarskiej manipulacji. Mnie zaciekawiły jednak inne aspekty tej sprawy:
- świadomie prowokacyjny charakter samej wystawy
- hipokryzja Gazety Wyborczej w komentarzu do zaistniałej sytuacji.
CZYTAJ WIĘCEJ: Wiarygodny jak "Wyborcza". Zwłaszcza, gdy potrzeba uderzenia w Kościół jest silniejsza niż sympatia do prawdy
Zestawmy twarde fakty:
1) W dniach 05-08.09.2013 r. odbywał się w Częstochowie uliczny festiwal sztuki niezależnej „ART.eria – trzeci strzał”.
2) Współorganizatorem festiwalu i jego głównym mecenasem (za publiczne pieniądze rzecz jasna) był Urząd Miasta Częstochowy pod dowództwem SLD-owskiego prezydenta Krzysztofa Matyjaszczyka.
3) Patronem „niezależnego festiwalu” było Stowarzyszenie „Krytyka Polityczna”.
4) Wśród wystawianych prac znalazły się cztery kolaże składające się z komputerowych wydruków dzieł sztuki o tematyce religijnej, na które nałożono napisy/memy, mające w założeniu twórców (anonimowej grupy o nazwie Sztuczne Fiołki, nagradzanej paszportami „Polityki”) stanowić kpiący komentarz do rzeczywistości.
6) Miejsce wystawy – Aleja Najświętszej Maryi Panny, główny szlak pielgrzymkowy na Jasną Górę, odcinek tzw. III Alei, około 50-100 m od siedziby i okien Kurii.
A teraz mój komentarz. Żeby było jasne – jest to komentarz zatwardziałego grzesznika, któremu daleko do publicznej pobożności, okazywanej równie demonstracyjnie co fałszywie przez SLD-owskiego kacyka rządzącego miastem.
Ten tzw. festiwal sztuki niezależnej to zwykły pic na wodę oraz element toczącej się gry o głosy i dusze wyborców. Częstochowskie władze miasta nie mogą się pochwalić żadnymi sukcesami w kwestiach gospodarczych, walki z bezrobociem, zadowolenia mieszkańców (ostatnie miejsce w Polsce w badaniu „Diagnoza społeczna 2013”), próbują więc szarlatanerii polegającej na graniu negatywnymi antyklerykalnymi emocjami, bo tak buduje się na rok przed wyborami mobilizację własnego elektoratu. O tym, że w Częstochowie mamy do czynienia z lewackim eksperymentem społecznym polegającym na próbie zabawy w „inżynierię dusz”, mówi się już od 3 lat. Poparcie medialne „Krytyki Politycznej” wskazuje na to, że Częstochowa stała się poligonem doświadczalnym, na którym w ramach codzienności pracy samorządu testuje się techniki manipulacji emocjami ludzkimi, przed zastosowaniem ich w całej Polsce (kontrowersyjna sprawa dofinansowania „in vitro” z budżetu Gminy). Cytat z podstrony „Krytyki Politycznej” poświęconej festiwalowi rozwiewa ewentualne wątpliwości:
Jak zauważa Grzegorz Dziamski, artyści działający w przestrzeni publicznej toczą grę o miasto – współtworzą jego obraz i zabierają głos w sprawach publicznych, wtłaczając do miejskiej świadomości te zagadnienia, które na co dzień nie stanowią przedmiotu publicznego dyskursu.
Jestem człowiekiem obdarzonym ponoć dużym poczuciem humoru i tolerancyjnym – z 4 przedstawionych prac jedna wzbudziła mój wątły półuśmiech, trzy pozostałe mnie zażenowały, z czego dwie uznałem wręcz za haniebne. Jak poczuły się osoby „starszej daty”, mniej przyzwyczajone do obecności w przestrzeni publicznej tego typu „dzieł”, mogę się tylko domyślać. Autorom tej tandetnej prowokacji, jak również poklepującym ich z drugiego szeregu po plecach lewackim „mecenasom sztuki ulicznej” proponuję twórcze rozwinięcie pomysłu. Następne 4 kolaże mogłyby zawierać wizerunki Mahometa opatrzone równie „dowcipnymi” podpisami, a miejscem lokalizacji kolejnej edycji wystawy powinien być plac przed meczetem Al-Haram w Mekce. Ciekawe, czy społeczność muzułmańska wykazałaby się równie dużą wyrozumiałością i cierpliwością jak chrześcijanie, dla autorów i mecenasów tak pojmowanej sztuki? I czy zarówno owi twórcy jak i mecenasi wykazaliby odwagę cywilną, próbując bronić w przestrzeni publicznej „walorów artystycznych” takiego „dzieła”?
Warto również zwrócić uwagę na podział ról stosowany przez „duchowych ojców” opisanej powyżej prowokacji – prezydent Matyjaszczyk występuje w tego typu sytuacjach w charakterze „męża stanu”, który w odpowiednim momencie wyrazi cynicznie ubolewanie w mediach w odniesieniu do zaistniałej sytuacji, być może wypowie nawet w kierunku Kurii parę pojednawczych słów i będzie wcielał się w rolę „łagodnego baranka”. Tym „złym” jest (zgodnie z przyjętym kilka lat temu założeniem) serdeczny przyjaciel Matyjaszczyka, częstochowski poseł Marek Balt, szef śląskich struktur SLD. Balt – zdeklarowany wróg Jasnej Góry i katolicyzmu, zgodnie z podziałem ról między obu panów, zamieścił na swoim Facebooku taką oto notkę, zachęcającą jak widać organa ścigania do aresztowania arcybiskupa częstochowskiego:
Czy w częstochowskiej kurii biskupiej ukrywają się złodzieje? Kto w Polsce jest ponad prawem?
Każdy u kogo w domu znaleziono by te obrazy, został by aresztowany żeby nie mataczył w sprawie tylko nie arcybiskup. Czemu?
Myślę, że wszelki komentarz jest tu zbędny…
Wspominając zastosowane techniki manipulacji, słów kilka należałoby poświęcić roli, jaką w prowokacji odegrała Gazeta Wyborcza. Pierwsza manipulacja odbyła się na poziomie słownym – nazwanie kolaży „obrazami” miało w oczach dziennikarzy zapewne zohydzić społeczeństwu i podkreślić ogrom czynu przestępczego, polegającego zdaniem Wyborczej na „kradzieży dzieł sztuki”. Do drugiej manipulacji odniósł się już rzecznik Kurii, więc sprowadzę ją do podsumowania, że artykuły autorstwa Marka Mamonia i Tadeusza Piersiaka, to w zasadzie klasyczne „radio Erewań” – w sferze opisu faktów co zdanie, to kłamstwo… Ponieważ nie jestem zawodowym dziennikarzem i nie utrzymuję się z tego fachu, nie wypada mi się w tym miejscu rozwodzić nad tzw. etyką dziennikarską lub jej brakiem. Powiem tyle - tak się składa, iż w ramach cięcia kosztów koncern „Agora” zamierza w najbliższym czasie zlikwidować oddział Gazety Wyborczej w Częstochowie. Dla większości pracujących w nim dziennikarzy jedyną realną szansą na kontynuowanie przyzwoicie opłacanej pracy w swoim zawodzie w podupadającym rodzinnym mieście, jest biuro prasowe Urzędu Miasta Częstochowy lub funkcja rzecznika prasowego w jednej z komunalnych spółek. Reszty chyba nie muszę Państwu Czytelnikom dopowiadać…
Warto jednakże przypomnieć w świetle przytoczonego poniżej komentarza redaktora Gazety Wyborczej, Marka Mamonia, pewne wydarzenia sprzed lat…
Każdy obywatel, który uznaje, że jego uczucia religijne zostały urażone, ma otwartą drogę prawną. Powołując się na przepis art. 196 Kodeksu karnego, wystarczyło powiadomić o "raniących uczucia" obrazach najbliższą jednostkę policji lub prokuraturę. Bo ten, "kto to obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Częstochowska kuria zdecydowała się jednak ominąć tę drogę i co najmniej zaakceptowała dokonanie kradzieży. W świetle prawa intencje sprawcy czy sprawców nie mają tu znaczenia. Kradzież jest tzw. przestępstwem skutkowym, gdyż skutek występuje już w momencie zawładnięcia cudzą rzeczą. I bez znaczenia - w rozumieniu prawa - pozostaje, że ta rzecz zostanie potem zwrócona prawowitemu właścicielowi.”
Pamiętacie Państwo sytuację z listopada 2000 r., kiedy pupilek mediów, Daniel Olbrychski, zaatakował szablą wystawę reprodukcji fotografii w warszawskiej „Zachęcie”, bo przedstawiała ona znanych aktorów na fotosach z filmów, w których grali nazistów? Ówczesne zachowanie Olbrychskiego było klasyczną „ustawką”, z udziałem kamer TVN, znamienitego fotoreportera itd. itp. Oczywiście wówczas „Gazeta Wyborcza” życzliwie pochyliła się nad motywacjami kierującymi będącym przecież „po linii” aktorem, ani słowem nie wspominając o możliwościach, które daje polskie prawo osobom, które dostrzegły gdzieś propagowanie treści faszystowskich lub nazistowskich. No ale zdjęcia aktorów to nazizm, a „dowcipne inaczej” kolaże naruszające ewidentnie uczucia religijne to już inna bajka – w pierwszym przypadku szabla Olbrychskiego zdaniem hipokrytów z „Wyborczej” była moralnie uzasadniona (a przynajmniej błyskotliwa, medialna i zabawna), w drugim czyn społeczny anonimowych mieszkańców Częstochowy polegający na nie powodującej żadnych zniszczeń próbie zawstydzenia „lewackich podżegaczy” okazał się kradzieżą (!!!) dzieł sztuki (!!!), wymagającą interwencji Prokuratury (!!!). Zwracam uwagę na fakt, iż w pierwszym przypadku mieliśmy do czynienia z zamkniętą wystawą, gdzie kto nie chciał, iść nie musiał. W drugim zaś – zgodnie z logiką prowokacji – rzecz miała miejsce w przestrzeni publicznej, na centralnej arterii Częstochowy, pod oknami Kurii i kilkaset metrów od Jasnej Góry.
I już tak na koniec – kierując się tym samym poczuciem humoru, które przyświecało autorom i mecenasom „artystycznej prowokacji”, przyszła mi do głowy myśl, że warto by przekazać im wrażenia, jakie ich pomysł w nas obudził. Co Państwo na to?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/167092-lewacka-prowokacja-w-czestochowie-przy-wsparciu-wyborczej-i-krytyki-politycznej-w-tle-posel-sld-nawolujacy-do-aresztowania-biskupow