Upokarzanie rodzin trwa. Rosjanie wszczynają nowe śledztwo i pytają, po co ofiary katastrofy leciały do Smoleńska

Andrzej Seremet ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Jurijem Czajką. Fot. wPolityce.pl / TVP Info
Andrzej Seremet ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Jurijem Czajką. Fot. wPolityce.pl / TVP Info

Jesteście zmęczeni Smoleńskiem? Macie już dość tematu, który „dzieli Polaków zamiast łączyć”, „podpala Polskę”, w którym „wszystko zostało wyjaśnione”? Zadzwońcie do paru rodzin i zapytajcie, co one o tym sądzą. Jak są traktowane, jak odbierają nagonkę na naukowców i medialną propagandę rodem z PRL.

Mało tego. Sprawdźcie, jak są traktowane przez prokuraturę.

Zapytajcie Andrzeja Seremeta, który po wycieczce do Moskwy opowiada, jak to świetnie mu się współpracuje z rosyjskimi kolegami. Legitymizuje ich. A co robią owi koledzy?

Oto właśnie zostało wszczęte rosyjskie śledztwo ws. „zaginięcia” – nie kradzieży, ale właśnie „zaginięcia” – rzeczy osobistych należących do śp. Sławomira Skrzypka. Chodzi m.in. o wartościowy (również sentymentalnie) zegarek i spinki, które nie zostały zwrócone rodzinie.

W grudniu podobne postępowanie umorzyła Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Teraz – po 3,5 roku! – za sprawę zabierają się moskiewscy koledzy pana Seremeta.

I co się dzieje? Do polskiej prokuratury wpływa wniosek o pomoc prawną – przesłuchanie rodziny śp. prezesa NBP. W mijającym tygodniu wdowa Dorota Skrzypek, wraz z bratem, stawia się w prokuraturze.

Pada pierwsze pytanie (polski prokurator przeprasza, ale twierdzi, że musi je zadać): po co pani mąż leciał do Smoleńska?

Po takiej bezczelności można tylko wstać i wyjść. Ale kobieta słyszy, że ma obowiązek udzielenia odpowiedzi! W Polsce takiego prawa nie ma. Nawet jeśli istnieje w kodeksie rosyjskim, czy obowiązuje on również na zachód od Bugu?

Brat pani Doroty zostaje zapytany m.in. o to, jakie ma relacje z siostrą. Oboje muszą odpowiedzieć, czy wybierają się do Smoleńska. A jeśli tak, to kiedy.

Co to wszystko ma wspólnego ze sprawą? Czy istnieje jakikolwiek inny powód takiego dręczenia rodzin niż chęć dokuczenia im, upokorzenia? Dlaczego państwo polskie nie jest w stanie zrobić nic, by im tego bólu oszczędzić?

Odpowiedzi należy szukać w kwietniu i maju 2010 r. Gdy zaczynała się „współpraca” prokuratur obu państw. Gdy Polacy oddali niemal wszystko, co mogli. W potwornych, skandalicznych zaniedbaniach – bo tak (na razie) trzeba to nazywać – polskich śledczych.

Efektem jest stan polskiego śledztwa, skandale związane z pochówkami ciał w niewłaściwych grobach, mnożące się pytania dotyczące przyczyn katastrofy i niekończąca się trauma bliskich ofiar.

Zupełnie inną sprawą jest fakt, że materiały ze śledztwa szybciej trafiają do „Gazety Wyborczej” niż do ludzi, którzy w postępowaniu mają status pokrzywdzonych. Że o. Krzysztof Mądel, tzw. kapłan niepokorny, gromadzi zdjęcia ze śledztwa. Z fotografii wraku wykonanych przez śledczych bądź na ich zlecenie tworzy galerię, która wycieka do Internetu. Rodziny się dziwią, bo okazuje się, że istnieją bardzo dokładne zdjęcia wraku, których one nie znają, a które trzyma u siebie na dysku jakiś duchowny. Skąd je ma? Który prokurator mu je przekazał?

To kolejny argument uzasadniający postulat części pełnomocników, którzy domagają się ujawnienia wszystkich – poza wrażliwymi – dokumentów sprawy 54/10 prowadzonej przez wojskową prokuraturę.

Tylko jawność może wykluczyć następne manipulacje, przeciąć przynajmniej część domysłów, pozwolić naukowcom zgłębić swoje badania, a rodziny ofiar choć trochę uchronić przed kolejnym cierpieniem.

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych