"Każdy ekspert spoza drużyny Millera jest zagrożeniem dla ustaleń tej komisji i dla interesu wojskowych prokuratorów." WAŻNY KOMENTARZ mec. Pszczółkowskiego

Fot. Grzegorz Jakubowski / PAP
Fot. Grzegorz Jakubowski / PAP

Pełnomocnik części rodzin ofiar tragedii smoleńskiej mec. Piotr Pszczółkowski w Radiu Maryja komentował pełną manipulacji publikację „Gazety Wyborczej” próbującą kompromitować naukowców współpracujących z zespołem parlamentarnym badającym katastrofę smoleńską i decyzję prokuratury o ujawnieniu protokołów przesłuchań trzech świadków – profesorów Wiesława Biniendy, Jacka Rońdy i Jana Obrębskiego.

Adwokat dowodził też, dlaczego śledczy powinni ujawnić niemal w całości akta śledztwa.

Polacy niestety muszą mieć świadomość, że każdy ekspert ze strony parlamentarnego zespołu pana ministra Macierewicza czy ze strony rodzin ofiar będzie dezawuowany, przedstawiany w krzywym zwierciadle. Każdy ekspert spoza – pozwolę sobie użyć takiego określenia – drużyny Millera. Tak nazywam powołaną z naruszeniem polskiego prawa Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która w moim przekonaniu nigdy nie miała podstaw prawnych, żeby się ukonstytuować do badania wypadku katastrofy samolotu TU-154M. Każdy ekspert spoza tego grona jest zagrożeniem tak dla ustaleń tej komisji, jak i dla pewnego interesu wojskowych prokuratorów, którzy w tej chwili wyjaśniają, czy dopełnili wszystkich swoich obowiązków jako prawnicy w śledztwie smoleńskim. Od roku bowiem toczy się w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Poznaniu śledztwo ws. niedopełnienia i zaniechania obowiązków tychże prokuratorów. W ramach polskiego porządku prawnego śledczy nie powinni bowiem zaniechać wykonania sekcji zwłok po tak trudnym do rozstrzygnięcia co do przyczyn tragicznym rozpadnięciu się praktycznie w powietrzu samolotu rządowego z elitą, w tym prezydentem RP na czele na terenie państwa, z którym łączyły nas podówczas relacje, które nazwałbym chłodnymi.

Administracja rządowa i prokuratura, w moim przekonaniu, powinny zadbać o staranne zabezpieczenie dowodów, żeby nie uległy one zniekształceniom, aby nie były pozostawione bez właściwego nadzoru. Przypomnę tylko, że na wiele miesięcy pozostawiliśmy próbki trotylowe w rękach Rosjan. Od wielu miesięcy nie posiadamy oryginałów czarnych skrzynek wraku samolotu.

Tymczasem wszystkie wysiłki polskich struktur państwowych w wyjaśnieniu przyczyn tragedii smoleńskiej koncentrują się nie tyle na merytorycznych treściach, ale na pewnych politycznych, pozaprocesowych działaniach, w moim przekonaniu przynoszących ujmę wielu instytucjom naszego państwa. Zobaczmy choćby, jakie są aktualne priorytety wojskowych prawników. Zaczęło się od obwiniania i ośmieszania za niewłaściwą identyfikację ciał ofiar. Paradoks tej sytuacji polega na tym, iż to właśnie sami prokuratorzy powinni zadbać o bezwzględnie doskonałą w tym zakresie identyfikację za pomocą nowoczesnych badań DNA i innych dostępnych w XXI wieku ekspertyz. Nie doszłoby do tak skandalicznych sytuacji, jak zamiana kilku już ustalonych ciał ofiar katastrofy, gdyby polscy prokuratorzy wykonali sekcje i identyfikacje ciał w kraju. Później prokuratorzy wojskowi wpadli na pomysł informowania opinii publicznej o szeregu wyciekach ze śledztwa smoleńskiego, część rodzin pełnomocników zamiast zajmować się pracą, zamiast móc korzystać z kserokopii dokumentów, wobec tych domniemanych wycieków miało za zadanie wielokrotne stawianie się w jednostkach prokuratury czy komendach policji.

Do chwili obecnej nikt nie wytłumaczył opinii publicznej tego najbardziej spektakularnego wycieku, mówię o wycieku dotyczącym trotylu i odeślę do internetowej relacji byłego naczelnego „Rzeczpospolitej” i jego opisu rozmowy z prokuratorem generalnym 29 października 2012 r., a więc dzień przed publikacją „Trotyl na wraku tupolewa”. – Bo ten przeciek jest z prokuratury, prawda? – miał zapytać swojego rozmówcę Andrzej Seremet.

W tej chwili mamy do czynienia z kolejną faza działań organów państwa, niektórych mediów, prokuratury, ośmieszania, szkalowania naukowców, ekspertów zespołu parlamentarnego pana ministra Macierewicza. To właśnie ten ostatni atak na rzekomy brak kompetencji naukowców zespołu pokazuje Polakom całą butę i arogancję przedstawicieli mediów i niektórych instytucji państwowych. Moim zdaniem ten atak stanowi ochronę i zasłonę dymną dla ostatnich doniesień zespołu parlamentarnego o skandalicznym ukryciu uwag do raportu tzw. komisji Millera polskiego akredytowanego pana płk. Edmunda Klicha. Jako jedyny rządowy ekspert, który przebywał w Rosji i pracował w najszerszym zakresie z Rosjanami, jedyny akredytowany przy MAK, obciążył w tym raporcie stronę rosyjską główną odpowiedzialnością za tragedię z 10 kwietnia.

Polacy się muszą zastanowić, dlaczego część mediów i prokuratura zamiast odnieść się do uwag do raportu Klicha oraz do faktu jego ukrycia przez administrację rządową, co – w moim przekonaniu – ma cechy przestępstwa, podejmuje działania wymierzone w komisję sejmową Sejmu RP będącego władzą ustawodawczą wybraną przez obywateli w powszechnych wyborach, z tego powodu należy przypuszczać, że cieszącą się olbrzymim zaufaniem.

Paradoks tej ostatniej sytuacji polega też na tym, iż w demokratycznym państwie w ogóle co do zasady nie powinna pojawić się konieczność powoływania innych niż komisja, prokuratura, podmiotów służących badaniu katastrofy. Komisja sejmowa powstała jednak właśnie w wyniku braku zaufania Polaków do instytucji państwa, prokuratury i rządu, który już na samym początku śledztwa smoleńskiego, łamiąc polskie prawo, oddał całe śledztwo w ręce Rosjan. To są przyczyny tych publikacji, to są przyczyny tych pomówień. Dobrze się stało, że Naczelna Prokuratura Wojskowa ujawniła wyselekcjonowane fragmenty – bo całość tych protokołów nie jest dostępna – są one w wielu miejscach zaciemnione – na stronach internetowych. Tam też będzie można ocenić wiarygodność tej publikacji. Prześledziłem te protokoły i powiem szczerze, że wciąż jestem pod wrażeniem dorobku i kwalifikacji osób, które tak zostały publicznie posądzone o brak tych kompetencji. Jeżeli ktoś mówi, że był wieloletnim stypendystą zarówno ministra obrony narodowej jako naukowiec, jako osoba pracująca w szeroko rozumianej zbrojeniówce, także zbrojeniówce poza granicami kraju – to wszystko z tych protokołów wynika – jeżeli ktoś mówi, że dysponuje laboratorium unikalnym nie tylko w skali Polski, ale i świata, jeżeli ktoś inny mówi, że jest ekspertem od konstrukcji lotniczych i mostów, od wytrzymałości materiałów, należy zadać pytanie: kto pozwala sobie na ocenę tak negatywną kompetencji do uczestnictwa tych osób w badaniu katastrofy smoleńskiej.

Tak jak nie trzeba w moim przekonaniu formalnych kompetencji, a wiedzy, żeby móc prawidłowo wnioskować, tak zupełnie niezrozumiałym jest zamiast chęci wykorzystania olbrzymiego doświadczenia tych osób w pracach czy to komisji państwowych czy samej prokuratury, przesłuchanie tych osób w charakterze świadków. Jak się okazuje tylko po to, żeby pewne media czy stronnictwa polityczne mogły później treść tych przesłuchań wykorzystać. Podkreślam w charakterze świadków, nie ekspertów, nie należało od tych zeznań oczekiwać analiz, wyliczeń, bo eksperci zespołu parlamentarnego zostali przesłuchani decyzją prokuratury w charakterze świadków, a więc na okoliczności faktyczne, nie zaś fachowe.

Utracono też bezpowrotnie wobec tej decyzji możliwość sięgnięcia po ich wiedzę w przyszłości właśnie w charakterze osób, które jako fachowcy mogliby służyć temu śledztwo.

Z samych protokołów wynika natomiast, że pewne wyrwane z kontekstu wątki tych świadków są autentycznie zmanipulowane. Ta publikacja dzięki internetowej obecności protokołów nie ma szansy się wybronić jako wiarygodna.

(...)

Praktycznie od początku badania katastrofy smoleńskiej przez prokuraturę formułuję taką tezę, że to jest szczególne śledztwo i plon jego pracy powinien być bardzo szeroko udostępniony opinii publicznej. Wielokrotnie podnosiłem, że dobre byłoby, gdyby na tych samych stronach zamiast komentarza rzeczników prokuratury były źródła, a więc akta sprawy, oczywiście z pominięciem tych najbardziej intymnych, mogących zranić dobra rodzin ofiar katastrofy, mówię tu o szeroko rozumianej dokumentacji fotograficznej czy medycznej dotyczącej poszczególnych ciał ofiar. Natomiast pozostała część, tzw. jawna część akt smoleńskich od wielu miesięcy powinna być dostępna jak te trzy protokoły w internecie. Nie widzę uzasadnienia dla uszczerbku śledztwa, prowadzonego co do zasady w ramach pomocy prawnej, poprzez pozyskiwanie kluczowych dokumentów poprzez kalki ustaleń państwa obcego, zatem śledztwa niepodatnego na jakiekolwiek manipulacje materiału dowodowego gromadzonego w Polsce. Dobro tego śledztwa nie uzasadnia nieujawnienia jego szczegółów opinii publicznej w bardzo szerokim zakresie. W tym także opinii pozyskanych do tego momentu przez prokuraturę.

Chce podkreślić, że zarzucanie formalnej niekompetencji ekspertom zespołu parlamentarnego jest o tyle nieeleganckie, że według mojej wiedzy, a takową posiadam, do chwili obecnej niewielki jest plon ostatecznych wersji opinii, które zlecała przez 3,5 roku prokuratura. Opinie są pozyskiwane, ale dobrze by było, aby aktualny stan tych opinii, aktualne z nich wnioski także mogły zostać skontrolowane przez opinię publiczną. Myślę, że byłaby to sytuacja uczciwa.

CZYTAJ TAKŻE:

znp, Radio Maryja

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.