Dodatkowy wyborca - niemile widziany. Osoby, które przed warszawskim referendum chciałyby się dopisać do listy wyborców muszą liczyć się z szykanami

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Leszek Szymański
fot. PAP/Leszek Szymański

Nie tak łatwo dopisać się do spisu wyborców w Warszawie. Chętni do takiego kroku muszą liczyć się z kontrolą straży miejskiej, przepytywaniem sąsiadów i podejrzliwością urzędników.

Jak przypomina portal Polityka Warszawska na początku lipca media obiegła sensacyjna informacja, że każda osoba stale zamieszkująca Warszawę, nawet bez zameldowania, będzie mogła wziąć udział w referendum. Wystarczy zgłosić chęć do dopisania się do listy wyborców i udowodnić fakt stałego pobytu w stolicy. Jednak jak przekonał się reporter Radia Dla Ciebie Lucjan Olszówka, nie jest to wcale takie proste.

Prawo jest jednoznaczne:

zgodnie z Kodeksem Wyborczym, z artykułem 5, punkt 9 oraz artykułem 20 każdemu z nas przysługuje możliwość złożenia wniosku o dopisanie do listy wyborców. Dotyczy to również referendów lokalnych. Taką interpretację zatwierdził Krajowy Komisarz Wyborczy

-podkreśla portal.

Jednak prawo sobie, a praktyka sobie. Gdy bowiem reporter RDC, próbował złożyć taki wniosek w Urzędzie Dzielnicy Praga Południe, dołączając w celu uwiarygodnienia - umowę najmu mieszkania - spotkał się z odmową. A to dlatego, że nie zastał go w domu strażnik miejski, który weryfikował czy potencjalny wyborca mieszka pod wskazanym adresem.

Po tym, gdy nie zastał go w domu przeprowadził środowiskowy wywiad, z którego wyszło mu niezbicie, iż „Pan Lucjan Olszówka nie przebywa na stałe we wskazanym miejscu”. Posiłkując się opinią strażnika, Urząd odmówił wpisania reportera RDC na listę wyborców.

- pisze portal.

Zdaniem warszawskich urzędników sprawdzanie prawdziwości wniosku jest procedurą normalną. Jednak radnych zdumiewa fakt wykorzystania w tej procedurze straży miejskiej.

 

Od wpisywania do rejestru wyborców jest Urząd Dzielnicy i to urzędnicy powinni to ewentualnie weryfikować. Angażowanie Straży oznacza de facto, że funkcjonariusz, zamiast patrolować ulice, chodzi od mieszkania i sprawdza czy ktoś tam mieszka czy nie. W dodatku robi to nieskutecznie. Obarczanie strażników takimi obowiązkami jest nieodpowiedzialnością

– komentuje Radny Sebastian Wierzbicki z SLD.

A radny z Pragi Południe, prawnik Dariusz Lasocki, PiS, dodaje

Jest to kuriozalna sytuacja, ustawa Kodeks Wyborczy nie wskazuje na to, żeby organ musiał posiłkować się Strażą Miejską albo Policją. Moim zdaniem jest to nadinterpretacja.

Jak zauważa portal w całej tej sprawie pojawia się także drugie dno, które dotyka politycznej gry wokół referendum.

- Mam nadzieję, że to co robią władze Warszawy, to nie są pozaprawne środki, by zniechęcić ludzi do pójścia na referendum. Jest rzeczą oczywistą, że większość osób, które się dopisują do listy, to jednostki niezadowolone z działań Hanny Gronkiewicz-Waltz w stolicy. Rzucanie im kłód pod nogi, poprzez nasyłanie Straży Miejskiej wygląda na duże nadużycie

- mówi Lasocki.

ansa/ politykawarszawska.pl

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych