Wydawnictwo Znak wydało książkę Normana Daviesa, za którą też powinno wielu Polaków przeprosić

Fot. W. Druszcz
Fot. W. Druszcz

Kiedy historyk wypisuje bzdury? Wtedy, gdy zamiast przedstawiać udokumentowaną dowodami prawdę, pisze o swoich subiektywnych ocenach, które z prawdą niewiele mają wspólnego i nie opierają się nawet na w miarę wiarygodnych przypuszczeniach. Na takiego właśnie niesmacznego klopsa, natrafiłem podczas lektury książki Normana Daviesa „Zaginione królestwa".

Ponieważ lubię historię, to z chęcią przyjąłem od bliskiej mi osoby tę prawie 900-stronicową książkę, by poczytać o tych wielkich imperiach i królestwach, które nie tylko dni chwały i sławy mają już dawno za sobą ale o których wielu już nawet nie pamięta. Dlatego też z wypiekami na twarzy przebrnąłem przez rozdziały opisujące czasy świetności Burgundii, Aragonii czy Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Od strony 333 dane jest nam czytać o Gdańsku. Poznajemy oczywiście kawałek historii, dowiadujemy się o Gunterze Grassie, także o Lechu Wałęsie. I to w kontekście Lecha Wałęsy i Solidarności, Norman Davies pisze dla mnie słowa dziwne. Dziwne i zarazem haniebne, niegodne historyka, który jeśli coś mówi czy pisze, to powinien umieć to uzasadnić. Czytamy zatem:

W 2006 roku podczas obchodów rocznicy strajku z 1980 roku miała miejsce w Gdańsku pewna niechlubna scena. Jeden z dawnych współpracowników Wałęsy, zwolniony swego czasu z powodu kłopotów, jakie sprawiał, oświadczył zuchwale, że on i jego towarzysze dziś „stoją tu, gdzie stała Solidarność", podczas gdy inni obecni przeciwnicy polityczni – wszyscy dawni koledzy z Solidarności – rzekomo „stoją tam, gdzie wtedy stało ZOMO".

Takie pełne żółci wypowiedzi szkodzą polskiej demokracji.  W latach 2005-2007 główny wichrzyciel zdobył największą liczbę mandatów w polskim Sejmie, zorganizował wybory swojego brata bliźniaka na urząd prezydenta Rzeczypospolitej i na krótko stanął na czele polskiego rządu. Pierwszy raz w dziejach świata zdarzyło się, żeby dwóch identycznych braci bliźniaków sprawowało dwa najwyższe urzędy w państwie.

Działając we dwójkę, razem ze swoją partią Prawo i Sprawiedliwość wykorzystali okazję, aby podkopywać demokratyczny ład ustanowiony po 1990 roku, grożąc wprowadzeniem autorytarnej czwartej Rzeczpospolitej i wymyślając nową historię nowoczesnej Polski.

Jeśli wierzyć szerzonej przez nich propagandzie, reżim komunistyczny nie został ostatecznie obalony w latach 1989 – 1999: przy pomocy Wałęsy został przekształcony w pseudodemokrację, w której liberałowie i spadkobiercy epoki komunistycznej mogli się bogacić kosztem ludu. Ton tej demagogicznej retoryki jeszcze bardziej wzmocniła katastrofa lotnicza w Smoleńsku z kwietnia 2010 roku, w której zginął jeden z braci.

I taką historię wplata uznany historyk w opowieść o Gdańsku, umieszczając ją między akapitami poświęconymi Guntherowi Grassowi. Taki zabieg wybaczyłbym plotkarce z ryneczku, ostatecznie adeptowi historii, który dopiero uczy się sztuki dokumentowania swoich teorii i podpierania ich dowodami.

Lecz tutaj nie mamy żadnych dowodów, mamy za to poważne określenia, zaczynając od „wichrzyciel", przez „podkopywać ład demokratyczny", „grożąc wprowadzeniem autorytarnej czwartej Rzeczpospolitej", po słowa „propaganda" i „demagogia". Gdyby takimi określeniami opisywał przejęcie władzy w Niemczech przez Hitlera i powstanie III Rzeszy, to bym jeszcze zrozumiał. Ale żeby z Kaczyńskiego robić Hitlera? Wstydź się panie Davies.

Wiele osób nie zna dobrze polskiej historii i wiedzę czerpie z takich właśnie książek. I co mają potem tacy ludzie myśleć, zwłaszcza gdzieś tam za granicą? Że faktycznie ci Kaczyńscy, to najgorsze co mogło Polskę spotkać a wszystko to dlatego, że pan historyk w opowieść historyczną wplata swoje poglądy, które mnie, miłośnika historii, naprawdę mało obchodzą.

Jeśli sięgam po historyczną książkę, napisaną przez historyka, to chcę poznawać historię, opartą na faktach a nie czytać bajeczki o tym, w co wierzy historyk, który nawet nie raczy niczego udowadniać. Od 2007 roku cały aparat śledczy i śledcze komisje starają się udowodnić ten rzekomy autorytaryzm IV Rzeczypospolitej i na razie z mizernym skutkiem. Ale to historykowi nie przeszkadza ze spokojnym sumieniem pisać o autorytaryzmie.

A jeśli jesteście ciekawi, któż to wydaje takie książki, to mogę wam to zdradzić. To słynne ostatnio wydawnictwo Znak, które wydało książkę Grossa i teraz za niego przeprasza. Wydało także książkę Daviesa i uważam, że za niego też powinno wielu Polaków przeprosić. Bo to wstyd takie banialuki pisać i jeszcze większy takie banialuki wydawać.

A Panu profesorowi Normanowi Daviesowi raczę zadedykować jego własne słowa po delikatnej parafrazie: „Takie pełne żółci wypowiedzi szkodzą polskiej demokracji a jeszcze mocniej szkodzą historii".

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych