Do poczytania. Ludwik Dorn przedstawia w Sejmie wniosek o odwołanie ministra Klicha. Mowa parlamentarna najwyższej próby

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Poseł Ludwik Dorn:

Pani poseł, zamierzam się zamachnąć na ministra politycznie, a nie fizycznie.

Pani Marszałek! Wysoka Izbo! Mam zaszczyt jako poseł niezrzeszony, ale z upoważnienia i w imieniu Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość, przedstawić uzasadnienie wniosku o wotum nieufności dla pana ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. Dotąd, o ile sobie przypominam, nie było w ponaddwudziestoletniej historii demokratycznej Rzeczypospolitej przypadku, by przy różnych napięciach i konfliktach składać wniosek wobec ministra obrony narodowej. Minister obrony narodowej, i słusznie, był pod swego rodzaju konsensualną ochroną wszystkich sił politycznych. Można było stawiać mu zarzuty, można było z jego polityką się nie zgadzać, ale do kroku tak daleko idącego dotąd nie doszło. Zdaję sobie z tego sprawę. Jeżeli przedstawiam ten wniosek w imieniu klubu PiS, to z tego oto powodu, że zaistniały naprawdę ważkie, wręcz drastyczne powody, żeby go przedstawić. Te powody teraz właśnie przedstawiam.

Otóż pan minister obrony narodowej Bogdan Klich powinien zostać odwołany z powodów, które wiążą się nieraz z wydarzeniami, działaniami, decyzjami jednostkowymi czy zakresem odpowiedzialności, czyli konkretnym wydarzeniem, z pewną dziedziną spraw, za którą odpowiada, i z powodami systemowymi. Zacznę od tych wydarzeń szczegółowych, konkretnych, jednostkowych oraz decyzji związanych z pewnym wycinkiem jego odpowiedzialności, ale niesłychanie ważnym.

Wydarzeniem czy zaniechaniem jednostkowym było narażenie na szwank pozycji i interesów Rzeczypospolitej przez zaniechanie. Tym zaniechaniem był brak reakcji na pewien polityczno-propagandowy manewr strony rosyjskiej, skuteczny w wyniku zaniechania całego rządu, ale zwłaszcza pana ministra, związany z upublicznieniem raportu MAK-u, kiedy do międzynarodowej opinii publicznej zostało przekazane przesłanie, że za katastrofę smoleńską odpowiada to, że w kabinie TU-154M był pijany polski generał, który zmuszał załogę do lądowania. W interesie strony rosyjskiej leży osłabienie pozycji Polski, to jest dosyć oczywiste. Możemy mieć pretensje, możemy się temu przeciwstawiać, ale istniał tutaj obowiązek rządu, a pana ministra zwłaszcza, by reagować błyskawicznie i twardo. Dyplomatycznie, spokojnie, ale bardzo szybko i bardzo twardo. Pan minister zareagował z kilkudziesięciogodzinnym opóźnieniem i zareagował, powiedzmy, w sposób nader miękki, wskazując raczej na intencję strony rosyjskiej, a nie odnosząc się do meritum rzeczy. W dniu wczorajszym pan minister odpierał ten zarzut na posiedzeniu Komisji Obrony Narodowej, twierdząc, że honoru generała Błasika – przy czym powiem, że honor konkretnej osoby to jest sprawa jej bliskich, pewnego kręgu, w przypadku generała także Sił Zbrojnych, ale tutaj chodziło o coś więcej niż honor Sił Zbrojnych, chodziło o honor, pozycję i prestiż Rzeczypospolitej Polskiej – bronił w ogóle wcześniej niż ktokolwiek o tym pomyślał, mianowicie w dniu pogrzebu. O ile sobie przypominam, w ogóle podczas pogrzebu nie nastaje się na honor tej osoby, której oddaje się ostatnią posługę, towarzyszy w ostatniej ziemskiej drodze. W ogóle nie przypominam sobie, by ktokolwiek na honor generała Błasika nastawał, ale to jest zdarzenie jednostkowe niesłychanie ważne, znamienne, stanowiące jedną z przyczyn tego wniosku.

Przejdźmy teraz do odpowiedzialności ministra za pewien wycinek dziedziny, za którą odpowiada. Otóż za urzędowania pana ministra doszło do czarnej serii katastrof: Mirosławiec, katastrofa CASY, dwudziestu poległych, potem Mi-24D, jedna ofiara śmiertelna, potem Bryza w Brygadzie Lotnictwa Marynarki Wojennej, 4 ofiary śmiertelne, potem ta najtragiczniejsza dla ludzi w wymiarze liczbowym, dla Rzeczypospolitej, katastrofa TU-154M, gdzie poległo, zginęło 96 osób z prezydentem Rzeczypospolitej i jego małżonką na czele, z całym dowództwem Sił Zbrojnych. Otóż ja sądzę, że w wyniku swoich działań i zaniechań – będzie o tym w dalszym ciągu mowa – pan minister Klich, który w żaden sposób nie odpowiada za katastrofę w Mirosławcu, bo to był początek jego urzędowania, należy jakby wyważać sprawiedliwie zarzuty, po katastrofie w Mirosławcu podjął działania rutynowo-biurokratyczne i pogrążył się w samozadowoleniu. Były kolejne, coraz głośniejsze dzwonki alarmowe: Mi-24D, Bryza. Raporty Komisji Badania Wypadków Lotniczych wskazywały podobne przyczyny, jak w przypadku katastrofy CASY, a pan minister jakoś żadnych specjalnie energicznych działań nie podejmował i doszło do katastrofy TU-154M, do śmierci 96 osób z prezydentem Rzeczypospolitej na czele. Otóż można sądzić, że istnieje związek skutkowo- przyczynowy między działaniami i zaniechaniami pana ministra a tą czarną serią katastrof.

Można sądzić, ja tak sądzę i będę to dalej wywodził, że takiego związku nie ma i że pan minister, jak to powiedział wczoraj były prezydent Aleksander Kwaśniewski, po prostu miał pecha. Ale problem odpowiedzialności politycznej za czarną serię katastrof istnieje i powinien zostać rozwiązany. I jest, pani marszałek, Wysoka Izbo, jeszcze jedna kwestia, którą we wstępie do wystąpienia należy podjąć.

Wczoraj na posiedzeniu Komisji Obrony Narodowej w polemice ze mną pan minister wypowiedział zdanie zdumiewające, a sądzę – uważam go za takiego prywatnie, nie podważam takiej hipotezy, przecież nie znam pana – że jest prywatnie zacnym i poczciwym człowiekiem. Wypowiedział on jednak zdanie zdumiewające. Spieraliśmy się o strukturę kadrową Sił Zbrojnych po zakończonym wedle pana ministra procesie profesjonalizacji. Twierdziłem, że w wyniku decyzji o ekspresowym, dwuletnim tempie przechodzenia na zawodowstwo, na które żadna armia i żadne państwo świata się nie zdecydowały, mamy w tej chwili zachwianą, skrzywioną strukturę kadrową, że po prostu w Siłach Zbrojnych jest za dużo oficerów i generałów, a za mało szeregowców, że zamiast piramidy mamy kształt beczki. Pan minister na to odpowiedział, że jak to, to jest zarzut niesprawiedliwy, bo przecież za jego urzędowania liczba generałów zmniejszyła się wydatnie. W jakim kontekście pan minister to mówił? Poza naturalnym ruchem kadrowym, bo generałem zostaje się w kwiecie wieku bądź w dojrzałym wieku, więc tu przejścia do rezerwy wyglądają inaczej niż w przypadku młodszych czy nawet starszych oficerów, przecież za tym raptownym spadkiem liczby generałów w Siłach Zbrojnych stoi jeden czynnik – katastrofy lotnicze, katastrofa CASY i katastrofa TU-154M. Otóż tak można sobie w pierwszej chwili pomyśleć, nie zdając sobie sprawy z kontekstu, ale u każdego, zanim takie zdanie wypowie, zapali się lampka kontrolna, a w przypadku pana ministra ta lampka się nie zapaliła. To świadczy jednak o tym, że tutaj istnieją jakieś ukryte, czasami się tylko ujawniające dysfunkcje umysłowości i osobowości pana ministra. Otóż nie jest dobrze...

(Poruszenie na sali)

(Poseł Stefan Niesiołowski: U pana się pali cały czas.)

Nie jest dobrze dla bezpieczeństwa i obronności Rzeczypospolitej, że taki człowiek wypowiada takie zdania w takim kontekście, podczas gdy każdy nawet jeśli tak pomyśli, to się złapie, że Boże drogi, co ja pomyślałem. Wypowiada on w dyskusji nad wotum nieufności wobec jego osoby takie zdanie: proszę nie mieć do mnie pretensji, za mojego urzędowania liczba generałów zmniejszyła wydatnie.

I wreszcie jest trzeci powód, dla którego ten wniosek o wotum nieufności jest zgłoszony, to jest doprowadzenie do zapaści Sił Zbrojnych i drastycznego obniżenia potencjału obronnego, możliwości obronnych Rzeczypospolitej. To jest powód systemowy. Pozwólcie państwo, że w dalszym, bardziej szczegółowym wywodzie od niego zacznę i go obszerniej omówię. Otóż w przekonaniu wnioskodawców, w moim przekonaniu przyczyny doprowadzenia do zapaści w Siłach Zbrojnych leżą w decyzjach, które zapadły w 2008 r. i nie zostały potem skorygowane bądź zmodyfikowane.

Jakie to decyzje? To nie decyzja o przeprowadzeniu samej profesjonalizacji, przejściu z armii z poboru powszechnego na armię ochotniczą z naboru. W tej sprawie istniały wprawdzie różnice zdań, ale co do strategicznej decyzji istniała zgoda. Tak, trzeba przejść na armię zawodową. Natomiast czymś niesłychanym, niespotykanym i krytykowanym powszechnie, także w kręgach specjalistów, było skondensowanie tego procesu w dwóch latach. Skondensowanie tego procesu w dwóch latach wygenerowało dodatkowe koszty budżetowe – one były uderzeniowe, skupione w dwóch latach, nie rozłożone na 6, 7, 12 lat, jak to w innych państwach i innych armiach bywało. Te koszty są ujęte w budżecie MON-u. To jest razem na 2009 r. i 2010 r. 3,6 mld zł dodatkowego obciążenia finansowego. Następną przyczyną, która doprowadziła do obecnej zapaści w Siłach Zbrojnych, jest decyzja z 2008 r. o wzięciu pełnej militarnej odpowiedzialności za prowincję Ghazni w Afganistanie, co wymuszało zwiększenie kontyngentu. To jest rzecz oczywista. Będę o tym później szczegółowo mówić. Tutaj niestety, bo rzecz jest rozproszona po paragrafach, rozdziałach, działach budżetowych, najskromniej szacuje się wygenerowane dodatkowe koszty na 1 mld zł. Nie będę się spierał, jeśli pan minister mi udowodni, że to był nie 1 mld, ale 900 mln. Chodzi o szacunek skali dodatkowych kosztów. A więc w budżecie MON mamy dodatkowe obciążenie finansowe przekraczające 4,5 mld zł. To już każdy budżet, każda część budżetu, każdy resort ma bardzo poważne perturbacje i kłopoty. Wiem, bo odpowiadałem kiedyś za dział administracji rządowej i wiedziałem, ile można przyciąć, żeby, przepraszam za kolokwializm, firma się nie posypała. To już te dodatkowe koszty to były koszty tego rodzaju, że firma musiała się zacząć sypać.

I wreszcie dochodzi do przełomu listopada i grudnia 2008 r. Polska – i nie jest to wina ani pana ministra, ani pana premiera – zostaje objęta konsekwencjami niezawinionego przez siebie, ale zdarzyło się, żyjemy w otoczeniu globalnym, kryzysu najpierw finansowego, a później gospodarczego. Pod koniec listopada zapada decyzja pana ministra finansów, żeby kwoty 3400 mln zł z budżetu na 2008 r., a są już podpisane umowy, tylko te pieniądze nie wypłynęły kasowo, nie zaliczyć do środków niewygasających. Nie dyskutuję z tą decyzją, w tej chwili nie obradujemy nad wotum nieufności wobec ministra finansów. Wiadomo, że na tę kwotę 3400 mln zł trzeba będzie zapewnić pokrycie, bo są zawarte umowy finansowane z budżetu na 2009 r. Po czym przychodzi bodajże kwiecień i mamy zamrożone już w budżecie na 2009 r. 2 mld zł. Innymi słowy, mamy dodatkowe obciążenie finansowe w wysokości 5400 mln zł. Jeżeli zbierzemy razem związane z dodatkowymi wydatkami i obcięciem środków finansowych przeciążenia finansowe, to robi się z tego 10 mld zł. To jest uderzenie, a przypominam, że budżet MON-u to około – to się różni o miliony, ale nie o setki milionów – 25 mld zł rocznie. I to uderzenie jest skomasowane w dwóch latach. Nie ma pana premiera. Ja tutaj nie wznoszę żadnych okrzyków protestu, że to lekceważenie Sejmu, wiem, że pana premiera spotkało nieszczęście osobiste.

(Poseł Stefan Niesiołowski: Nie oszczędzaj się, śmiało.)

Ale może pan minister finansów – bo pan premier, jak sądzę, będzie myślał, co dalej zrobić z panem ministrem Klichem – porozmawia z panem premierem i wytłumaczy mu, że żadna część budżetu, żaden żywy organizm, a Siły Zbrojne to żywy organizm, nie przeżyje 40-procentowego dodatkowego przeciążenia finansowego w skali 2 lat. Pan minister czasami atakuje politycznie, niesprawiedliwie, daje się używać do ataków politycznych na opozycję lub sam tego chce, w porządku, ale jest człowiekiem trzeźwym i umie liczyć.

(Wesołość na sali, oklaski)

(Poseł Stefan Niesiołowski: Gratuluję trzeźwości.)

Czy jest taka część budżetu, taki żywy organizm, który przetrzyma 40-procentowe uderzenie, jeśli chodzi o finanse?

Panie marszałku, Wysoka Izbo, jeżeli nie będzie tego typu dyskusji w ramach rządu, to warto odwołać się do tych, którzy nas słuchają, do polskich rodzin, które też mają swoje rodzinne budżety, swoje plany. Żadna rodzina, nawet jeśli nieźle zarabia, ale żyje na styk, bo musi spłacać kredyty, a ma pewne plany związane z inwestycjami w gospodarstwo domowe, wykształceniem dzieci, wakacjami, nie przeżyje, znajdzie się w stanie finansowej zapaści, jeśli otrzyma takie uderzenie w podstawy swojej egzystencji. Widzę, że wśród posłów Platformy Obywatelskiej z panem wicemarszałkiem Niesiołowskim ten wywód budzi wesołość.

(Poseł Stefan Niesiołowski: Mów o trzeźwości.)

Gratuluję wyborcom Platformy Obywatelskiej takich wybrańców. (Oklaski)

Otóż taka rodzina będzie przeżywała ciężką finansową zapaść. Pewnie przetrwa, ale potem przez dekadę straszliwie poturbowana i pokiereszowana będzie z niej wychodziła. I taka perspektywa po 3 latach rządów pana ministra czeka zdolności obronne Rzeczypospolitej i polskie Siły Zbrojne. I to są te trzy przyczyny: dwie błędne pochopne decyzje i nieskorygowanie ich, kiedy już było wiadomo, że skończy się to nie ciężkimi perturbacjami, lecz zapaścią. Co powinien wtedy zrobić pan minister, a czego nie zrobił? Otóż w początkach grudnia, po piśmie okólnym pana ministra Rostowskiego, kiedy już wiadomo było, jak jest źle, powinien pójść i powiedzieć tak: panie premierze, mamy dwa ciężkie obciążenia finansowe, a teraz w związku z kryzysem dochodzi do takich, a nie innych decyzji pana ministra Rostowskiego, wspieranych przez pana premiera. Mogło być bardzo ciężko, będzie bardzo źle, będzie fatalnie. Obronności Rzeczypospolitej grozi zapaść. Pan jest moim szefem, pan odpowiada za Radę Ministrów, w związku z tym albo tnijcie gdzie indziej, albo róbcie to beze mnie. To akurat, panie ministrze, mówi człowiek, który w pewnej sytuacji potrafił powiedzieć premierowi: proszę bardzo, pan jest moim szefem, to jest pańska decyzja, ja zachowuję się lojalnie, niech pan to zrobi, ale beze mnie. Panie ministrze, nie jest to przyjemne, ale można przeżyć.

(Oklaski) A pan minister tego nie zrobił i teraz niech odpowiada przed Sejmem.

Przejdźmy, Wysoka Izbo, do bardziej szczegółowego omówienia podstawowych kwestii związanych z przebiegiem zapaści w Siłach Zbrojnych. Przede wszystkim program profesjonalizacji. Powtarzam to jeszcze raz, bo pan minister chętnie zasłania się tym, że ja bym chciał, że PiS jako główny wnioskodawca by chciał wrócić do poboru powszechnego. Nie, nikt by nie chciał wrócić. Jeżeli pod adresem pana ministra padają ciężkie zarzuty, to za skondensowanie tego w 2 latach, na co, powtarzam, żadne siły zbrojne i żadne państwo się nie zdecydowało. I mamy tutaj spektakularne klęski, porażki i blamaże. Nie będę mówił o żołnierzach czysto zawodowych, choć z tego, co wiadomo, żeby pan minister mógł się pochwalić, dopychano tam nabór kolanem, obniżając wymagania. Podstawowy blamaż dotyczy Narodowych Sił Rezerwowych. Na koniec 2010 r.miało być 10 tys., są 3 tys. Pan minister wprawdzie zapowiada, że teraz wszystko idzie dobrze, w związku z tym w ciągu jednego roku dobierze się te 17 tys., ale po drodze zmieniła się zasadniczo ze szkodą dla obronności Rzeczypospolitej koncepcja zasobu kadrowego, materiału ludzkiego, który ma zapełnić NSZ. Mieli to być ludzie po przeszkoleniu wojskowym, którzy odeszli ze służby czy to w wojsku, czy to w służbach mundurowych, ludzie doświadczeni. Teraz pan minister mówi o osobach z wykształceniem gimnazjalnym, których dodatkowo nęci się tym, że to będzie wstęp do zawodowej służby wojskowej. W dodatku pan minister wygłasza zdumiewające zapowiedzi, że ci ludzie z Narodowych Sił Rezerwowych mają otwartą drogę, i to ma być zachęta finansowa do udziału w misjach zagranicznych. Przecież to będą ludzie z wykształceniem gimnazjalnym, po 3- lub 6- -miesięcznym przeszkoleniu. Jeśli oni trafią na misję, to będą niebezpieczni dla swoich kolegów z sił regularnych.

Mam nadzieję, że pan minister tylko tak powiedział, żeby coś powiedzieć, co panu ministrowi często się zdarza, i że ta polityka nie będzie realizowana (Oklaski), bo to byłby krok szalenie groźny.

Panie ministrze, zmieniła się koncepcja Narodowych Sił Rezerwowych, ale przeszkody nadal pozostały. Jak pan chce zanęcić, że tak powiem, tych potencjalnych szeregowych? Bo jak ktoś ma wykształcenie gimnazjalne, to, mam nadzieję – chyba, że znowu koncepcja się zmieni – podoficerem nie zostanie. Skoro dzienna stawka szeregowca Narodowych Sił Rezerwowych za dzień ćwiczeń, a jest 30 dni ćwiczeń w roku, to 70 zł, młody człowiek może sobie dorobić, będąc takim szeregowcem, pomnóżmy, 12 razy 70 zł. Jednak nawet przy takiej stopie bezrobocia i rozrośniętej szarej strefie to nie jest żadna zachęta. W dodatku jest tak, że w wyniku uregulowań członkowie Narodowych Sił Rezerwowych faktycznie nie będą objęci żadną ochroną prawną, jeśli chodzi o stosunki pracownicze, bo zakaz zwalniania dotyczy tylko tych, którzy mają umowy na czas nieokreślony. Jak ktoś ma umowę na czas określony lub na wykonanie pewnego zlecenia, to nie podlega ochronie u pracodawcy, zaś pracodawca, żeby uzyskać rekompensatę od wojska za dni, w które jego pracownik nie pracuje, będzie musiał przechodzić drogę przez mękę. Tak to jest uregulowane. Zatem ci, którzy nie mają umów na czas nieokreślony, będą po prostu zwalniani, i pracownicy to wiedzą, i pracodawcy również. I to jest problem.

Pan minister wczoraj zapowiadał, że znajdzie się te 17 tys. Przypominam sobie „Potop" Sienkiewicza i to, jak pan Zagłoba został wybrany regimentarzem i rozpoczął swoje rządy. Postanowił stworzyć pułk piechoty i mówi, jest tu trochę dragonii Oskierczynej, a resztę się z młynarzy dobierze. Otóż tak pan tworzy zawodową armię polską i tak pan tworzy Narodowe
Siły Rezerwy na zasadzie, że resztę się z młynarzy dobierze. (Oklaski)

W ramach tworzenia wojska profesjonalnego, zawodowego, wzrostu kompetencji zawodowej pan minister wykonuje zaskakujące ruchy, takie, że np. liczba etatów MON wzrasta w tym roku z 1100 do 1200 osób. Zatem tłuste etaty są, ale pieniędzy na armię zawodową brakuje. Chyba że będziemy wojować przy pomocy urzędników z Ministerstwa Obrony Narodowej. (Oklaski)

(Głos z sali: Uzupełnić to lekarzami w kamaszach.)

Pan minister broni jak niepodległości dowództwa 2. Korpusu Zmechanizowanego, choć jako żywo jest to dowództwo bez korpusu. Składałem w tej sprawie zapytanie poselskie. To jest dowództwo na czas „w" i na czas „k". Bardzo charakterystyczna była odpowiedź Ministerstwa Obrony Narodowej, bo została ona zastrzeżona. Nie mogę się posługiwać informacją, która jest najistotniejsza. Wszystko, co się znajduje w tej zastrzeżonej odpowiedzi, poza jedną sprawą, można wyczytać z prasy branżowej i stron internetowych Ministerstwa Obrony Narodowej, poza jednym, poza kosztami. Otóż nie mogę podać tych liczb, ale zapewniam Wysoką Izbę, że to naprawdę jest potężny kawałek grosza na zapłatę za co najmniej na paręset, bo tam jest jeszcze orkiestra wojskowa (Wesołość na sali), za tłustych etatów oficerskich. Następne ruchy pana ministra to przenoszenie dowództw i tworzenie nowych dowództw wojsk specjalnych. Prace w związku z ustawą o agencji uzbrojenia zostały zamrożone, ale pan minister tworzy Inspektorat Uzbrojenia i mamy kwestię przenoszenia dowództw, w tym przenoszenia dowództwa wojsk lądowych z Warszawy do Wrocławia. Jeśli chodzi o samo przeniesienie, to może ma to jakiś sens, ale nie wtedy, kiedy w wyniku tych przeciążeń Siły Zbrojne mają zaciśnięty na szyi stryczek finansowy. W samym 2011 r. koszt dokumentacji wyniesie 60 mln zł.

Gdyby podliczyć wszystkie koszty związane z rozrostem Ministerstwa Obrony Narodowej, przenoszeniem dowództw, i tworzeniem nowego inspektoratu i utrzymywaniem przy życiu 2. Korpusu Zmechanizowanego, ale nie mogę tego podać ze względu na zastrzeżenie, które MON czujnie nadał odpowiedzi na zapytanie poselskie, to zapewniam państwa, że nie byłoby problemu z waloryzacją inflacyjną uposażeń nie tylko żołnierzy, ale wszystkich funkcjonariuszy, a to jest już coś, co dotyczy setek tysięcy ludzi w Polsce, także wyborców Platformy Obywatelskiej. Gdyby nie radosna twórczość pana ministra w tym zakresie, tego problemu by nie było. Koledzy i koleżanki z Platformy Obywatelskiej na mnie pokrzykiwali i pewnie potem będą mówić, że nie mam racji, że to jest głęboka niechęć, wysługiwanie się PiS-owi, brak fachowości, że uzasadnienie jest żenująco słabe.

(Głos z sali: Święte słowa.)

(Głos z sali: Brawo!)

Tak, tak, będziecie tak wykrzykiwali. Dla pana premiera, którego nie ma, o co nie mam pretensji, ale także dla koleżanek i kolegów z Platformy Obywatelskiej i PSL mam pewien cytat. Jego autora ujawnię na końcu. To jest cytat z września 2009 r., a dotyczy profesjonalizacji armii. Oto on. Minister Klich ma wizje, tyle że tych wizji w żaden sposób nie da się zrealizować. Po pierwsze, nie można profesjonalizacji armii przeprowadzić w 3 lata, bo to prowadzi do takiej sytuacji, jaka właśnie zaistniała, kiedy kilka tysięcy oficerów i podoficerów traci pracę. Gdyby rozłożyć ten proces na 10 lat, tak jak postulowałem ja i inni wojskowi, część z tych ludzi sama odeszłaby na emeryturę, przy okazji zmniejszono by rekrutację, samo szkolenie w szkołach oficerskich i nie byłoby problemu. Takich procesów nigdzie na świecie nie przeprowadza się w ekspresowym tempie. Inne armie dają sobie minimum 5–6 lat na takie rewolucyjne zmiany. Plan profesjonalizacji pisano 1,5 roku temu, kiedy nikt nie słyszał jeszcze o kryzysie, ale nawet wtedy nie można było zakładać, że da się utrzymać 120-tysięczną armię zawodową bez zmian strukturalnych w wojsku i przy tym samym budżecie. To jest po prostu nierealne. Idą za tym zbyt duże pieniądze, nawet bez kryzysu.

Następna sprawa to zmniejszenie części budżetu przeznaczonego na modernizację techniczną armii. Aby zaoszczędzić pieniądze na plan profesjonalizacji, zmniejszono go do granic możliwości, a konkretniej do dopuszczalnej przez prawo kwoty stanowiącej 20% budżetu MON. Aby armia mogła normalnie się rozwijać, ta część powinna stanowić 1/4 albo 1/3 budżetu MON. Każdy dowódca wie, że najważniejszy w wojsku, oprócz wyszkolenia i jakości samych żołnierzy, jest sprzęt. Nawet najlepiej wyszkolony wojskowy nie będzie strzelał do wroga z procy. Mam wrażenie, że cała energia resortu i osób, które decydują w Polsce o wojsku i armii, skupia się na ratowaniu planu, który powstał rok temu, a to prowadzi do kolejnych błędów, przypadkowych cięć budżetowych, planów likwidacji jednostek, pomysłów, aby przenosić je z miejsca na miejsce. Robi się totalny bałagan, który nie służy armii.

Czy to powiedział jakiś zapiekły, przejęty nieracjonalną niechęcią do rządu polityk opozycji, PiS czy SLD? No nie, proszę państwa. Czy to powiedział jakiś ignorant, który nie potrafi sformułować trafnego uzasadnienia zarzutów wobec polityki pana ministra? Nie, to powiedział generał Stanisław Koziej, sekretarz stanu, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego za prezydentury Bronisława Komorowskiego, który kandydował i wygrał z poparciem Platformy Obywatelskiej. (Oklaski)

W imieniu klubu PiS stawiam zarzut doprowadzenia do totalnej zapaści. Możecie, koleżanki i koledzy z Platformy Obywatelskiej, argumentować, że to jest niesprawiedliwy zarzut. To jest tylko totalny bałagan, który szkodzi armii, i w związku z tym pan minister Klich powinien dalej urzędować jako minister. Albo rybka, albo akwarium, musicie się na coś zdecydować, a więc na to, że szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego to jest przeniknięty nienawiścią do ekipy rządzącej ignorant. (Oklaski)

Przejdźmy teraz do dalszych skutków tego potwornego przeciążenia finansowego na sumę 10 mld zł, które doprowadziły do zapaści w Siłach Zbrojnych i osłabienia zdolności obronnych Rzeczypospolitej Polskiej. Chodzi o szkolenie. Generał Koziej, którego cytowałem, mówił, że oprócz wyszkolenia i jakości żołnierzy, a ta bierze się między innymi z wyszkolenia, najważniejszy jest sprzęt. Przyjrzyjmy się więc szkoleniu, a na sprzęt przyjdzie kolej w dalszym ciągu. O tym, że drastycznie zostały obcięte nakłady i w wojsku jest problem ze szkoleniami, czytaliśmy w raporcie Najwyższej Izby Kontroli. Z tego oto wydawnictwa, to jest suplement do wydawnictwa MON „Polska Zbrojna" o profesjonalizacji armii, można się dowiedzieć wielu rzeczy. Będę to teraz cytował. Mam nadzieję, że o tekstach swojego autorstwa pan minister nie powie tego, co powiedział o moim uzasadnieniu, że to jest bajkopisarstwo, najbardziej absurdalne uzasadnienie.

(Głos z sali: Bo jest.)

Może jest tak, że jestem bajkopisarzem, ale w wolnych chwilach, i piszę bajki wierszem dla moich dzieci, a pan minister pisze bajędy jako minister na żywym ciele polskich Sił Zbrojnych. (Oklaski) To jest jednak pewna różnica. Otóż czego dowiadujemy się o szkoleniach? Mianowicie to wydawnictwo ogłosiło, że mamy cztery – a jeśli rzecz skomasować – dwie „prędkości" szkolenia w polskich Siłach Zbrojnych. Do poziomu batalionu, czyli w pewnym zgrupowaniu, szkoli się w 100-tysięcznych regularnych, zawodowych Siłach Zbrojnych 8 tys. żołnierzy. To są żołnierze przeznaczeni na misje, do grup bojowych Unii Europejskiej, którzy muszą się czymś wylegitymować. Jednak poza walką z talibami w Afganistanie, poza udziałem w grupach bojowych Unii Europejskiej istnieje też obowiązek obrony ojczyzny. Jak się szkolą ci żołnierze, którzy mają realizować obowiązek obrony ojczyzny? Otóż ta czwarta grupa, czyli przeważająca część armii, jak przyznaje MON, to jednostki przygotowujące się obrony kraju i do zadań kryzysowych. To szkolenie opisano, to są znowu cytaty, w osobliwy sposób: W tych jednostkach żołnierze szkolić się będą na miarę posiadanych sił i środków, ale najwyżej do szczebla plutonu. W innym miejscu czytamy: Dowódcy nie będą mogli, nawet w przypadku zbyt skromnych środków materiałowych czy braku właściwego oprzyrządowania zajęć, zrezygnować ze szkolenia podwładnych. Jest przecież wiele nisko nakładowych form szkolenia, które nie wymagają użycia sprzętu i amunicji, takich jak ćwiczenia grupowe z dowódcami w terenie, dotyczące rekonesansu i synchronizacji
działań.

(Oklaski) Byłem w Czarnej Jedynce, byłem harcerzem. Otóż to są biegi na orientację. (Wesołość na sali, oklaski) Czyli w ramach polityki pana ministra żołnierze przewidziani do obrony Rzeczypospolitej będą się szkolić w ramach biegów na orientację. Panie ministrze, może pan im chociaż kupi zestawy do paintballa? (Wesołość na sali, oklaski)

Jeśli chodzi o szkolenie dowódców. Pan generał Wiesław Michnowicz, który zrezygnował ze stanowiska, chyba słusznie, opisywał to, kiedy jeszcze zajmował stanowisko, w następujący sposób: Ponieważ budżet na 2010 r. jest ograniczony, a to pierwszy rok szkolenia żołnierzy według nowego modelu, część zaplanowanych na ten okres przedsięwzięć zamieniono na formy mniej nakładowe – przykładowo niektóre ćwiczenia z wojskami zamieniono na ćwiczenia sztabowo-dowódcze. Oczywiście, jeżeli dowództwo oddziału, które ma się ćwiczyć w terenie, jeśli chodzi o dowodzenie, zbierze się przy stole plastycznym, jak to w innym miejscu opisuje podwładny pana ministra, to koszty będą dosyć niskie.

Wysoka Izbo, jak to się przekłada na wymiar finansowy? Zadałem panu ministrowi zapytanie poselskie, ile rocznie kosztuje wyszkolenie żołnierza, który jest przygotowywany do misji w Afganistanie, a ile tej reszty, która ma bronić Polski. Otrzymałem odpowiedź, za którą bardzo serdecznie dziękuję. Otóż wyszkolenie żołnierza na misje kosztuje 11 tys. zł, wyszkolenie żołnierza broniącego ojczyzny kosztuje 2,5 tys. zł, to jest ponadczterokrotna różnica. Rozumiem, że pewne różnice muszą być, ale ponadczterokrotna różnica? To oznacza, że staramy się, może nie najlepiej, ale na miarę ograniczonych finansów, jakoś wyszkolić ludzi, którzy jadą na misje, a na tych, którzy mają bronić Polski, przeznaczamy 2,5 tys. zł rocznie. Policzmy koszty transportu na poligon, wszystkie koszty, to ile sztuk amunicji zostaje? A jeżeli to jest żołnierz z Wojsk Lądowych, który służy w jednostkach wsparcia, na przykład obsługuje moździerz, to ile pocisków będzie mógł rocznie wystrzelić, żeby nie przekroczyć limitu? Jeden, dwa czy trzy?

(Poseł Czesław Mroczek: A w 2006 r. jakie były proporcje?)

Otóż...

(Głos z sali: Spytaj o to Sikorskiego.)

Idźmy dalej, Wysoka Izbo. Mamy bardzo obcięte środki na szkolenie, mamy dwie prędkości w szkoleniu, ale okazuje się, że szeregowcy nie chcą się szkolić, w armii zawodowej nie chcą się szkolić, brakuje po 30% szeregowców kierowanych rozkazem dowódcy na ćwiczenia. Co robią? Idą na L4, L4 ciągle istnieje.

(Poseł Stefan Niesiołowski: To w kamasze ich.)

Mam nadzieję, będę to popierał, że ten przepis pragmatyczny, który zapewnia, że przez pierwsze 100 dni płaci się 100%, i wojsku, i w służbach mundurowych, zostanie zlikwidowany. Chciałem to zrobić, niestety zabrakło mi czasu. Życzę serdecznie powodzenia rządowi, bo mamy najbardziej chorowitą policję świata, z powodów finansowych, a teraz mamy najbardziej chorowite siły zbrojne świata. Skąd to się wzięło? Pan minister w mądrości swojej i skłoniony do tego przeciążeniami finansowymi pięciokrotnie zmniejszył dodatek poligonowy – ze 125% do 25%, czyli z 25 zł do 5 zł. W tym wydawnictwie, naprawdę wszystkim polecam tę lekturę, napisano, że za tym stał chytry zamysł, taki, że jak obetniemy dodatek poligonowy, to szeregowi będą się chcieli szkolić częściej, żeby więcej dorobić. Jednak szeregowi nie w ciemię bici. Dotąd mogli dorobić na ćwiczeniach ok. 750 zł, to skurczyło się do 150 zł, związku z tym sięgnęli do ustaw pragmatycznych i stwierdzili: L4. To są na ogół młodzi mężczyźni, mają rodziny, mogą pozostać w domu, a w zakresie usług budowlanych, hydraulicznych rozbuduje się szara strefa. To można było przewidzieć, zamiast mówić, że jak się obniży dodatek poligonowy, to zwiększy się motywacja finansowa do ćwiczenia na poligonach.

(Oklaski) Jeśli przedtem mówiłem o dysfunkcjach w sferze intelektu, to mają państwo dowód.

Przejdźmy, Wysoka Izbo, do innych elementów szkoleń. Jeśli czekamy na raport polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, jeśli chodzi o przyczyny katastrofy TU-154M, mieliśmy raport w sprawie katastrofy samolotu CASA, mieliśmy raport w sprawie samolotu CASA. Wskazywano na błędy w doborze załogi, brak współpracy załogi między sobą, złe wyszkolenie lotników. Otóż pan minister zareagował tak, jak mógł zareagować. Pańscy podwładni wydali instrukcje i zalecenia i na tym zakończyli działalność, sądząc, że dowodzenie i rządzenie polega na tym, że zrobi się samo. Byłem ministrem i wiem, że wydawanie instrukcji nie wystarczy, że jak jakaś sprawa jest niesłychanie ważna – a to, co ujawniła CASA, wypadek pod Mirosławcem, to była niesłychanie ważna sprawa – to niekiedy minister osobiście musi ją przepychać kolanem. Niestety, nie mamy sprawnej biurokracji, jeśli coś uznaje za ważne, to musi to przepychać kolanem. Pan minister takiej energii nie miał, więc wydał dokumenty. Co działo się dalej? W dalszym ciągu oszczędzano na paliwie, redukując paliwo na szkolenia? Oszczędzano. Zwiększyło się bezpieczeństwo lotów? Nie zwiększyło się. Fałszowano dokumentację, co pokazuje przypadek 56. Kujawskiego Pułku Śmigłowców Bojowych.

Pan minister – mówił pan o tym wczoraj na posiedzeniu komisji – wydał także zalecenie, żeby przeszkolono odpowiednio pilotów 36. specpułku. Będzie o tym jeszcze mowa. W wyniku niepodjęcia w 2008 r. decyzji o zakupie nowych samolotów w 2009 r. nastąpiła erozja, a nawet więcej, załamanie kadrowe...

(Na salę wchodzi witany oklaskami prezes Rady Ministrów Donald Tusk)

Witam, panie premierze. W 36. pułku nastąpiło załamanie kadrowe. Z jednej strony, co wyszło na jaw później, po katastrofie smoleńskiej, nadal oszczędzano na paliwie. Z drugiej strony nie było komu szkolić mniej doświadczonych pilotów. Doświadczeni piloci, mając perspektywę podważenia sensu istnienia pułku, a także perspektywę zwiększającego się zagrożenia związanego z lotami, odeszli. Jeżeli następuje załamanie kadrowe, są oszczędności, to można sobie z ministerialnego fotela wydawać zalecenia: szkolcie się bardziej intensywnie. Jednak człowiek odpowiedzialny wie, że padają one wtedy w pustkę, a od tego jest się ministrem, żeby być odpowiedzialnym. Po katastrofie samolotu CASA, w przypadku Mi-24D – 1 ofiara śmiertelna, Bryzy – 4 ofiary śmiertelne. Jeśli chodzi o przyczyny, raporty państwowej komisji badania wypadków były mniej więcej tożsame z raportem, który opracowano po katastrofie CASA. Przy czym znowu to nie było tak, że pan minister nie mógł wiedzieć, że jest niedobrze.

Były nie tylko te raporty dotyczące CASY. Przypominam, że w 2009 r., jeszcze przed katastrofą smoleńską, zrozpaczeni piloci zwracali się do rzecznika praw obywatelskich. Piloci z 41. Eskadry Lotnictwa Taktycznego informowali rzecznika o poważnym problemie braku części zamiennych do samolotów MiG-29. Aby utrzymać gotowość bojową jednostki – pisali – wymontowuje się części z innych samolotów znajdujących się w eskadrze. Popatrzmy: żeby coś mogło latać, żeby była pewna zdolność bojowa, żeby mogli się szkolić. Z kolei żołnierze Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej informowali, że na 43 samoloty oraz śmigłowce 20 maszyn było unieruchomionych z powodu remontów silników. Istnieje, Wysoka Izbo, notatka generała Czabana, szefa szkolenia Sił Powietrznych, notatka z 2009 r. sporządzona dla ministra, w której generał Czaban stwierdza, że jeżeli chodzi o 2008 r., to pilotów żadnego z rodzajów Sił Zbrojnych nie można uznać za należycie wyszkolonych. Co robił pan minister? Pan minister wydawał zalecenia – szkolcie się. Tak, można, tylko w końcu zderzamy się z rzeczywistością. Były kolejne tragiczne zderzenia. Pan minister nie przyjmował tego do wiadomości i po kolejnych katastrofach wypowiadał dosyć szokujące słowa. Po katastrofie Bryzy mówił, że wszystko było w porządku, tylko pilotom zabrakło żołnierskiego szczęścia. Los tak chciał, zginęli, bo zginęli, ale wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku.

Dopiero kiedy ukazał się raport komisji do badania wypadków, grzmiał o braku odpowiedzialności i nonszalancji. Czyj brak odpowiedzialności, czyją nonszalancję? Oczywiście pilotów.

Z członkami podkomisji obrony narodowej odwiedziliśmy Brygadę Lotnictwa Marynarki Wojennej. Ci piloci nie zaprzeczali, że są źle wyszkoleni. Mówili, że uczą się na zasadzie: szkolił Marcin Marcina. Stwierdzili, że przycięto limity, więc bardziej doświadczeni koledzy dzielą się limitami z tymi mniej doświadczonymi, żeby ci mogli latać i szkolić się. To taka żołnierska solidarność, bo boją się o życie i zdrowie swoich kolegów. Obawiają się kolejnej katastrofy, kolejnego śmiertelnego wypadku. Pan minister uznaje jednak, że wydał zarządzenia, instrukcje, zalecenia i wszystko jest w jak największym porządku. Rzecz najbardziej szokująca jest taka, że dobre samopoczucie nie opuszcza pana ministra nigdy. To po katastrofie smoleńskiej wypowiedział te szokujące słowa, że gdyby w państwie, w Rzeczypospolitej, obowiązywały takie zasady, reguły i mechanizmy, jakie obowiązują w Siłach Zbrojnych, nie doszłoby do katastrofy. Nic nie jest w stanie zmącić samozadowolenia
pana ministra. Oznacza to, że jest to przypadek niereformowalny. (Oklaski)

Ze szkoleniem wszędzie jest źle. Skupiłem się na tym, co stało się w lotnictwie wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych. Samoloty mają to do siebie, że uderzają o ziemię i są ofiary śmiertelne. Czołgi nie spadają, bo nie latają, ale źle jest także w wojskach pancernych. To, co jest elementem zdolności obronnych, zdolności bojowej, jest systematycznie ograniczane przez pana ministra. Chodzi oczywiście o środki finansowe. Podam tylko jeden uderzający przykład. Otóż toczy się postępowanie prokuratorskie w sprawie 47 czołgów PT-91 przekazywanych między brygadami, które nagle okazały się niesprawne, tylko nie wiadomo, na jakim etapie. Co stoi, Wysoka Izbo, za tym suchym doniesieniem prasowym? Otóż dokonywana jest przez żołnierzy, nie bez przyzwolenia zdesperowanych dowódców, dzika kanibalizacja sprzętu. Wymontowuje się części, żeby żołnierze z brygady mogli ćwiczyć. Jeśli nie będą mogli ćwiczyć żołnierze z innej brygady, to trudno, ich sprawa. W wojsku obowiązuje solidarność w ramach oddziału. Każdy dowódca myśli: moi są najważniejsi. Ci inni, dobrze, solidaryzujemy się z nimi, ale jest to solidarność taka ogólna. Wiadomo, że bliższa ciału koszula. To pokazuje, jak jest niedobrze. To tyle, jeśli chodzi o szkolenia.

Teraz skupmy się na modernizacji i zakupach. Niektórzy posłowie Platformy Obywatelskiej pokrzykiwali: A jak było w 2006 i 2007 r.? Powiedzmy więc, jak było. Jeśli chodzi o wydatki w 2007 r. na modernizację techniczną: 5250 mln zł – 93% planu. Sejm przyjął budżet na 2008 r. z istotnymi zmianami, ale przygotowany w tym zakresie przez rząd PiS-u. Jak było z realizacją w 2008 r. ? 3 mld zł, czyli 56% planu. A jak to było w 2009? 4 mld 450 zł, blisko 100% planu, ale prawie o 1 mld mniej niż w roku 2007. To jest efekt tego skumulowania trzech przeciążeń: skondensowanej w ciągu dwóch lat profesjonalizacji – dodatkowy koszt 3,6 mld zł, Afganistan – ok. 1 mld zł dodatkowych kosztów, cięcia związane z kryzysem – 5,4 mld zł, czyli to jest ten stryczek finansowy, którym były dławione i nadal są dławione polskie Siły Zbrojne.

Jak w tym obszarze poruszał się pan minister i jego ekipa? Jeśli chodzi o wojsko, chciałbym bardzo jasno podkreślić jedną kwestię. Pan minister, z różnych powodów, o przyczynach możemy mówić w kontekście co najmniej kilkunastu lat, odziedziczył Siły Zbrojne w stanie dalekim od ideału. Gdyby utrzymał  je w stanie dalekim od ideału, nie byłoby tego wniosku, nie byłoby tej części uzasadnienia – bo pozostaje sprawa katastrof, pozostaje sprawa Smoleńska – tylko że pan minister doprowadził do zapaści czy też totalnego bałaganu, jak mówi szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego generał Koziej.

Jakie były ruchy pana ministra w tym zakresie? W wojsku pieniędzy brakuje na wszystko, to prawda. Każdy zakup można jakoś tam uzasadnić, ale są zakupy priorytetowe i niepriorytetowe. Pan minister stwierdził na początku swojego urzędowania, że śmigłowce dla Afganistanu w związku z przejęciem odpowiedzialności za prowincję Ghazni, zwiększeniem kontyngentu, to jest absolutny priorytet. Czyli pod koniec 2007 r. uznano to za absolutny priorytet, po czym mieliśmy dwa cokolwiek różne, ale dotyczące śmigłowców postępowania przetargowe. W przypadku pierwszego zakup miało realizować konsorcjum z udziałem firmy w 100% kontrolowanej przez Skarb Państwa, czyli Cenzin. MON się z tego, i słusznie, wycofał, bo pan minister stwierdził, że Cenzin, czyli firma kontrolowana przez Skarb Państwa, chciał naciąć Skarb Państwa przy okazji tej transakcji na miliardy złotych. MON się wycofał, i słusznie. Tylko ja potem – ale mówię to już mniej pod adresem pana ministra – zadałem pytanie, czy ktokolwiek w Cenzinie czy w Agencji Rozwoju Przemysłu, która w 100% kontroluje Cenzin, poniósł konsekwencje próby nacięcia Skarbu Państwa na miliardy złotych przez spółkę Skarbu Państwa. Proszę państwa, nikt nie poniósł żadnych konsekwencji. Nie dotyczy to jednak, powiedzmy, Sił Zbrojnych, tylko chodzi o przyczynek do stylu rządów tego rządu i pana premiera Tuska.

Następnie mieliśmy ogłoszony z triumfem przez pana ministra Idzika, uznawany wręcz za wzorcowy, idealny, kontrakt ze spółką Metalexport-S na pięć śmigłowców Mi-17, który nagle, jesienią zeszłego roku, został z niejasnych powodów zerwany i trzeba było na chybcika kupować śmigłowce u producenta, w związku z tym powstało opóźnienie. Na początku bodajże stycznia pierwsze dwa śmigłowce trafiły do Polski i pan minister zapowiadał, że w tym kwartale trafią do Afganistanu. Tylko że to wszystko, Wysoka Izbo, było, jeśli chodzi o ministra Klicha, w ramach pilnej potrzeby operacyjnej. Tam żołnierze się biją, wykorzystywane są śmigłowce. Bierzemy odpowiedzialność za Ghazni, w związku z tym nie jesteśmy już rozproszeni, nie otrzymujemy wsparcia czy w przypadku transportu, czy wsparcia bojowego ze strony sił sojuszniczych, to znaczy Amerykanów, jak przedtem, musimy więc mieć własne śmigłowce. Na koniec 2007 r. to był absolutny priorytet, w lutym 2011 r. nie ma w Afganistanie jeszcze żadnego śmigłowca. Tak pan minister działa w tym obszarze.

Przyjrzyjmy się innemu priorytetowemu zakupowi. Chodzi o bezzałogowe środki lotnicze, o które modlili się nasi żołnierze w Afganistanie. Pierwsze postępowanie uruchomiono w październiku 2008 r., w lutym 2010 r. nastąpił zakup ogłoszony z triumfem przez pana ministra. Czy jednak Aerostary latają, mam na myśli zdolność operacyjną? Nie bardzo, bo z tego, co wiem – może pan minister sprostuje – pierwszy lot odbył się dopiero 24 stycznia tego roku i jeszcze nie ma pełnej zdolności operacyjnej.

Kolejny priorytetowy zakup to samoloty dla 36. pułku. Jakie były konsekwencje braku decyzji w 2008 r., jak wpłynęło to na stan kadrowy i szkolenie w 36. pułku, już mówiłem. W marcu 2008 r. mieliśmy deklarację pana ministra, że decyzją i wolą premiera Donalda Tuska jest zrealizowanie z pewnymi modyfikacjami przetargu wedle dokumentacji przygotowanej przez poprzednika, pana ministra Aleksandra Szczygłę. Po tym nastąpił rok zwłoki, nic się nie działo, a następnie zaczął się mający pewne elementy groteski, jak powoływanie specjalnych spółek, taki chocholi taniec niemożności, aby koniecznie wprowadzić na stan 36. pułku embraery i nic innego. Doszło do katastrofy smoleńskiej, bo to się nie udało. Jest jedna tutka, mamy wyczarterowane embraery, ale jest zapowiedź przetargu. Od razu dodam, że jest to zapowiedź, bo w 2010 r. minister Idzik mówił, że postępowanie zostanie uruchomione do końca 2010 r. Nie zostało ono uruchomione. W 2011 r. mówił z kolei, że postępowanie zostanie uruchomione najpewniej pod koniec, w 2011 r., ale nie może tego zagwarantować. Tak więc mamy tutaj kolejną sekwencję niemożności, podobnie zresztą jak w przypadku tych śmigłowców dla PKW Afganistan, w przypadku operacyjnego programu śmigłowcowego – chodzi o nabycie 26 śmigłowców – w związku z którym pan minister Idzik również mówił, że zostanie to zrealizowane najpewniej do końca 2010 r., a teraz mówi, że będzie to koniec 2011 r.

Jest jakaś potężna niezdolność w tym resorcie. Tam, gdzie istnieje pilna, dławiąca potrzeba, czy jeśli chodzi o Afganistan, czy bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie, tam nie można tego zrealizować bądź można, ale z 3-letnim opóźnieniem. Jeśli jednak chodzi o wydawanie pieniędzy na coś innego, to pan minister jest niesłychanie szybki w podejmowaniu decyzji. Mógłbym tutaj to wyliczać. Bez żadnych priorytetów, z niewiadomego powodu, w sytuacji, kiedy pan minister wiedział o piśmie okólnym pana ministra Rostowskiego, że jest bardzo źle, pod koniec 2008 r. podpisywane były umowy na miliardy złotych, jeśli chodzi o zakup Bryz. Pierwsza umowa na zakup samolotów Bryza była podpisana już po tym liście ministra Rostowskiego, z czego dwa samoloty to luksusowe salonki do przewozu VIP-ów, prawda? Potem z tych dwóch luksusowych salonek się wycofano, ale były podpisywane umowy na Bryzy i na zakup rakiet firmy Kongsberg dla Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego Marynarki Wojennej. To zakup, moim zdaniem, wątpliwy z punktu widzenia zdolności obronnych, ale ja tu jestem otwarty na argumenty. Natomiast w odniesieniu do obu tych transakcji – bo przecież o to pytałem – otrzymałem odpowiedź. Bardzo istotne zastrzeżenia miała tu Służba Kontrwywiadu Wojskowego, tylko zostały one pominięte.

Wysoka Izbo, jest jeszcze coś więcej. Od końca listopada wiadomo, że zaciskamy na szyi armii finansowy stryczek. A co robi pan minister? Ano udziela kredytu kupieckiego Kongsbergowi i producentom Bryzy, bo żadna jeszcze Bryza nie została przyjęta na stan. Za kilkaset milionów złotych udziela on kredytu kupieckiego, jak gdyby Rzeczpospolitą i Siły Zbrojne było na to stać.

Jest pan premier. Panie premierze, chodzi mi o taką tajemnicę, bo w ciągu ostatnich 4 miesięcy tego nie śledziłem, a wiedziałem 4 miesiące temu, że umowa offsetowa z Kongsbergiem w związku z zakupem rakiet dla NDR nie została podpisana. Ona w swoim czasie miała być podpisana, ale pan premier zrzucił tę kwestię z porządku obrad Rady Ministrów. Jak to jest? Czy te rakiety przeszły już te testy, których nie przeszły? Jak to jest z tą umową offsetową? To jest bowiem taki pierwszy przypadek, kiedy umowa offsetowa czeka. Zajmowałem się tą sprawą. Zatwierdzenie przez Radę Ministrów umowy offsetowej zajmuje dwa, góra trzy tygodnie, po zawarciu umowy z producentem. A tutaj mijają lata. Jak to jest? Czy ona została zatwierdzona przez Radę Ministrów, a jeśli tak, to kiedy? Ile lat i miesięcy minęło od podpisania umowy do jej zatwierdzenia? Tak więc w tej sferze pan minister jest niesłychanie czynny.

Przejdźmy do trzeciego elementu, to znaczy do decyzji o przejęciu pełnej odpowiedzialności politycznej i militarnej za prowincję Ghazni w Afganistanie. Starałem zorientować się, jak to było, bo pan minister twierdzi, że dopiero przejęcie pełniej odpowiedzialności militarnej za strefę Ghazni dało nam karty do politycznej gry, aby szczyt lizboński zakończył się – z naszego punktu widzenia – sukcesem, bo zakończył się, i aby zaktualizowano plany ewentualnościowe dla Polski. Otóż to jest moja wiedza, może niepełna, przeciwko słowom pana ministra, który mówi, że właśnie między innymi dlatego. Moja wiedza jest taka, że strona amerykańska pytała nas, czy my naprawdę tego chcemy, czy damy radę. A pan minister zapewniał, że bez najmniejszych wątpliwości, po czym okazało się to, co się okazało. I jest tak, że pan minister twierdzi, że w związku z tym, skoro przejęliśmy pełną odpowiedzialność, trzeba było zwiększyć kontyngent, trzeba było go doposażyć, bo trzeba było, a to były dodatkowe koszty.

Pan minister mówi: Już tyle śmigłowców jest w Afganistanie – no, sprawnych jest na ogół 50%, nie więcej, ale to rozumiem – będą następne, a za ministra Szczygły było ich zero. Z tym że wtedy Polacy działali w ramach związków taktycznych i byli dowodzeni przez Amerykanów, a wsparcie, jeśli chodzi o transport śmigłowcowy, i wsparcie ogniowe, bojowe było obowiązkiem strony amerykańskiej, czyli to nie był brak troski o polskich żołnierzy, ale racjonalna decyzja. No, dobrze, może, panie ministrze, decyzja o koncentracji naszych sił w prowincji Ghazni była słuszna, nie jestem wojskowym, nie będę się spierał. Natomiast z punktu widzenia całej armii błędna była decyzja o wzięciu odpowiedzialności militarnej i politycznej za prowincję Ghazni. Miło jest ujrzeć polską flagę nad bazą Warrior, ale potem podatnik płaci za to pieniędzmi, wyciąga się z armii, tej w kraju, żywotne soki, a żołnierze niekiedy płacą za to życiem.

(Poseł Stefan Niesiołowski: Długo jeszcze?)

Wielokrotnie dopytywałem się o wyposażenie PKW Afganistan.

(Poseł Stefan Niesiołowski: Kończ już powoli, tak nudno się robi.)

Zaraz przejdziemy do pakietu afgańskiego, będzie o czym mówić. W tej sprawie, w sprawie doposażenia w uzbrojenie i sprzęt naszych żołnierzy, pan minister i jego podwładni działali naprawdę z wielkim opóźnieniem.  Jeżeli było tak, że zagłuszarki przeciwko minom pułapkom
zaczęły być montowane na rosomakach dopiero po moim zapytaniu poselskim, kiedy MON zorientował się, że coś trzeba tutaj zrobić, to jest to opóźnienie. Jeżeli jest tak, że georadary, o które prosili nasi żołnierze, najpierw były pilną potrzebą operacyjną, a potem nią być przestały, to coś tutaj jest nie tak. Jeżeli było tak, że odpowiednio 2,5 roku i 3 lata minęły od nadania priorytetu zakupom bezzałogowców i śmigłowców, to coś jednak tutaj jest nie tak. Nawet takie beznakładowe formy zabezpieczenia, no, trzeba było tylko pomyśleć, wykonywane były z opóźnieniem.

Dopiero w styczniu 2010 r. nasze zielone rosomaki, malowane na teatr środkowoeuropejski, zaczęły być przemalowywane na ochronny kolor piaskowy. Przedtem MON propagandowo głosił, że zielony kolor rosomaków wprawia w popłoch talibów, którzy widzą w nich zielone diabły, i nie ma potrzeby przemalowywania tego sprzętu. To pokazuje skalę nieodpowiedzialności. Jeżeli gdzieś są ranni, których można ratować, to tam.
Kolejny przykład tego, że nawet jak jest sprzęt, to Ministerstwo Obrony Narodowej nie jest w stanie go wykorzystać. Sprzęt nie tak drogi, 7 mln zł, ale niesłychanie ważny dla życia i zdrowia żołnierzy. Mówię o systemach wspomagających do przewożenia rannych: medevac i elstat, które trafiły do Sił Zbrojnych w 2007 r., ale nie są używane. Nie ma w Afganistanie samolotu CASA wyposażonego w systemy podtrzymywania życia, które są na stanie Sił Zbrojnych. A dlaczego nie ma? A bo nie ma przeszkolonego zespołu, w 2011 r., czyli są już ponad 3 lata nie ma przeszkolonego zespołu. Znowu dopytywałem się o to i dowiedziałem się, że Ministerstwo Obrony Narodowej trzy razy powoływało zespół. Obecnie jest powołany. I co robi? Ano, szkoli się, ale nie jest wyszkolony. Trudno o bardziej jaskrawy przykład beztroski i karygodnej nieodpowiedzialności w sprawie niesłychanie istotnej, bo chodzi o zagrożenie życia i zdrowia ludzi, choć w wymiarze finansowym to zaledwie 7 mln zł.

Co do pakietu afgańskiego, to ja się nad nim zastanowiłem. Otóż to jest 1350 mln, tyle że pan premier wspólnie z panem ministrem po śmierci kapitana Ambrozińskiego wzięli to, co było na 1150 mln we wcześniejszych umowach, i opakowali to w nowy papier, z pakowego przewinęli w papier ozdobny. Dokładnie to wszystko, co szumnie określa się jako energię i wolę działania rządu, jako pakiet afgański, było wcześniej. Poza zakupami na 200 mln zł. Dziękuję, znaczy, myślę, że to oczywiście dobrze, że było tych 200 mln, ale nie mówmy o inicjatywie pod tytułem: pakiet afgański warty 1350 mln zł.

Wysoka Izbo! Dzieje się coś bardzo niepokojącego z bezpieczeństwem, wyposażeniem bądź dowodzeniem naszymi żołnierzami w Afganistanie. Pokazują to twarde statystyki. Ja przejrzałem statystyki poległych. Okazuje się, że w 2010 r., jeśli chodzi o najgroźniejszą broń talibów, czyli miny pułapki, IED, improvised explosive devices, to w przypadku PKW Afganistan 80% ogółu ofiar śmiertelnych było ofiarami min pułapek. Jeśli chodzi o ogół wojsk koalicyjnych, to w 2010 r. było to 58%, różnica 22 punktów procentowych. Kiedy wspomniałem o tym wczoraj na posiedzeniu komisji, to szef Sztabu Generalnego WP pan generał Cieniuch tłumaczył, że to niespokojna prowincja, inni mają spokojniejsze. Sprawdziłem to, bo dostępne są dane Holendrów, których już nie ma w Afganistanie i którzy mieli bardziej niespokojną prowincję, chyba trudniejszą niż Ghazni, trudniejszą niż nasza. Jeśli chodzi o ofiary min pułapek, w ogóle poległych, to to nie było 80%, nie było 58%, to było 34%. Coś tu jest bardzo niepokojącego; nie umiem w tej chwili określić, ale niewątpliwie za to ktoś odpowiada. Przed Sejmem odpowiada jednak pan minister, który mówi, że w ogóle nie może być lepiej, a PKW Afganistan jest w gronie sześciu najlepiej wyposażonych kontyngentów.

Wysoka Izbo! To wszystko są powody, dla których należy odwołać pana ministra. Fakt, że doszło do zapaści w Siłach Zbrojnych, uważam za udowodniony. To, że to były błędne decyzje, z których pan minister, choć miał taką możliwość, nie potrafił się wycofać, też uważam za udowodnione.

Wysoka Izbo, pan minister niejednokrotnie na posiedzeniach Komisji Obrony Narodowej ganił posłów opozycji, że nie znają podstaw sztuki wojennej, a on te arkana był posiadł. Jeśli chodzi o traktat „O wojnie" Clausewitza, na którym wychowują się wszyscy oficerowie, to w części 8 Clausewitz pisze, omawiając te zasadnicze relacje między siłami zbrojnymi i wodzem naczelnym, rządem, ministrem obrony narodowej, tak: „Wspaniała tęga głowa i silny charakter to cechy niezbędne ministra wojny – bo wtedy był minister wojny – jeśli chodzi o znajomość spraw wojskowych, to te braki można z łatwością uzupełnić". Otóż pan minister Klich nie ma ani tęgiej głowy, ani silnego charakteru.

(Wesołość na sali, oklaski)

I to są powody, dla których należy go odwołać, bo to doprowadziło do zapaści w Siłach Zbrojnych i do czarnej serii katastrof. I od tej odpowiedzialności pan się nie wymiga.

Sądzę, że dobrze, iż jest już pan premier, bo, panie premierze, coś z tym panem ministrem trzeba zrobić. (Wesołość na sali) Najlepiej teraz, bo zapewne za parę tygodni pan też to zrobi. (Oklaski) Ale jeżeli pan tego nie zrobi teraz bądź Wysoka Izba tego nie zrobi teraz, to znaczyć będzie tyle, że politycznie to, co w tej chwili pan minister Klich robi, będzie akceptować i chwalić po to, żeby zdezawuować go po paru tygodniach.

(Poseł Stefan Niesiołowski: Nie twoje zmartwienie.)

Czyli zapewne pan premier, tak czy tak, będzie musiał publicznie zjeść kapelusz. Może to zrobić teraz. Przecież o małym fiacie w PRL-u mawiano, że jest niebezpieczny nawet w przedpokoju, a pan minister Klich, jeśli będzie w Siłach Zbrojnych, nawet w areszcie wojskowym pod strażą profosa, nadal będzie niebezpieczny dla Sił Zbrojnych. (Poruszenie na sali) W związku z tym należy go stamtąd wyprowadzić. (Oklaski)

I ja mam dla pana ministra – mam nadzieję, że na pożegnanie z tą funkcją, którą pan minister pełni – pewien prezent.

(Poseł Paweł Graś: Wczoraj kupiony.)

(Poseł Anna Paluch: Specjalista się odezwał.)

Ja interpelowałem pana ministra o hełmofony w wojskach pancernych. Otóż okazuje się, że mamy hełmofony, zmodernizowane gustliki. (Wesołość na sali)

(Poseł Stefan Niesiołowski: Załóż to, załóż.)

Otóż tego typu hełmofony na przykład u naszych sąsiadów Czechów nie są używane, ponieważ tego rodzaju (Gwar na sali) sprzęt zszedł z wyposażenia i używane są hełmofony z czerepem balistycznym. Ja, panie ministrze, w młodych latach bawiłem się w czterech pancernych i psa na podwórku. Otóż niech pan się bawi w Siły Zbrojne, ale na podwórku. I o to Wysoką Izbę proszę. A panu ministrowi z pełną ludzką życzliwością ten podarunek składam. (Długotrwałe oklaski)

(Poseł Stefan Niesiołowski: Przymierz to, przymierz!) (Głosy z sali: Brawo!)

Sil

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych