„Gazeta Wyborcza” obnaża „nagonkę” na Gronkiewicz-Waltz: Targowica, lepperiada, cosa nostra! Uff, jak gorąco, aż dymi pod czaszką...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jakub Kamiński
fot. PAP/Jakub Kamiński

Szykuje się sensacja na rynku mediów? Wiele wskazuje, że „Gazeta Wyborcza” może wkrótce zmienić nazwę na „Gazetę (anty) Referendalną”. Rzecz jasna w związku z groźbą odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stołka prezydenta Warszawy.

Sprawa jest poważna. „GW” - piórem Janusza A. Majcherka – odkryła „Nagonkę referendalną” (tak brzmi tytuł tekstu) obejmującą swym zasięgiem nie tylko akcję wymierzoną w Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Lokalni demagodzy w stylu burmistrza Ursynowa i ponadlokalni gracze polityczni dostrzegli i postanowili wykorzystać łatwość, z jaką Polacy przyłączają się do nagonki przeciw takiej lub innej władzy

– ostrzega Majcherek.

Wszystko przez  instytucję lokalnego referendum, która jakoś nie może skojarzyć się autorowi - profesorowi w Instytucie Filozofii i Socjologii krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego - z zapisanym w konstytucji (art. 62: "Obywatel polski ma prawo udziału w referendum") oczywistym prawem obywatelskim.

Jednak w kraju mającym tradycje liberum veto, szlacheckiego warcholstwa i antysejmowych konfederacji (łącznie z targowicką), a w nowszych czasach lepperiady, należy zachować szczególną ostrożność, zanim pospolite ruszenie przeciw lokalnej lub centralnej władzy okrzyknie się obywatelskim zaangażowaniem

– stwierdza Majcherek.

Mało tego! Zgodnie z logiką profesora, jak się obywatelom na zbyt dużo pozwoli, zamiast drugiej Irlandii, będziemy mieli drugą (mafijną) Sycylię.

Pochopne witanie w każdej zbiorowej aktywności przejawów społeczeństwa obywatelskiego może doprowadzić do uznania za takowe struktur mafijnych (cosa nostra to po polsku „nasza rzecz” - czyż nie brzmi jak zawołanie stowarzyszenia obywatelskiego?

- czujnie zauważa Majcherek.

Wedle autora, rzecz straszna stała się w Elblągu, bo jak to możliwe, żeby ludzie, ot tak, odwoływali lokalnych włodarzy z Platformy, a na ich miejsce wybierali kandydatów opozycji.

Referendum, a potem przedterminowe wybory w Elblągu stały się ćwiczebnym poligonem nie tylko dla innych akcji lokalnych, w tym warszawskiej, ale także dla polityki krajowej. Wnioski są wymowne – rękami miejscowych „użytecznych idiotów” odwołano tamtejszych rządzących, by zastąpić ich rywalami z partii konkurującej na ogólnopolskiej scenie (…)

- pisze Majcherek.

Do jeszcze większego dramatu może dojść w stolicy. Odwołać Hannę Gronkiewicz-Waltz, kto to widział!?

Doprowadza to do takich absurdów jak w Warszawie, gdzie akcja referendalna może przynieść odwołanie prezydent Gronkiewicz-Waltz, która zdobyła mandat na drugą kadencję miażdżącą większością głosów uzyskanych już w pierwszej turze

– przestrzega Majcherek.

W sumie nic nowego. Od dawna jest jasne kto najlepiej wie, co wolno, a czego nie wolno obywatelom, czyli - wedle terminologii stosowanej przez autora publikacji w „GW” - „użytecznym idiotom”.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych