Na Ukrainie trwa proces „oszusta stulecia”. Życiorys „Doktora Śmierć” to gotowy scenariusz filmu. Czy stały za nim służby specjalne?

Na Ukrainie trwa proces Andrija Sliusarczuka – w ostatnich latach jednej z najbardziej rozpoznawalnych osobistości życia publicznego w tym kraju. Ten autorytet w dziedzinie neurochirurgii zasłynął jako odkrywca nowych, nieznanych możliwości ludzkiego mózgu. Swój przydomek zawdzięcza temu, że podobnie jak główny bohater filmu „Życie Pi”, potrafił zapamiętywać nieprawdopodobnie długie pasma cyfr. W 2006 r. zapamiętał w ciągu 117 sekund ciąg następujących po sobie 5100 cyfr, co zapisano w „Księdze Rekordów Ukrainy”. W kwietniu 2011 r. został pierwszym człowiekiem na świecie, który wygrał w szachy z komputerem „Rybka 4”. Wydarzenie to wywołało niedowierzanie wielu profesjonalnych szachistów i miesiąc później jeden z szachowych mistrzów FIDE Wołodymyr Wusatiuk wyzwał Sliusarczuka na pojedynek. W maju 2011 r. w Winnicy, po dwugodzinnym meczu, którego świadkiem było wielu dziennikarzy i szachistów, „Doktor Pi” pokonał Wusiatuka, potwierdzając swą reputację geniusza.

Przez lata Sliusarczuk był gościem niezliczonych programów telewizyjnych. W latach 2009-2011 prowadził w radiu „Era” popularną audycję radiową „Gry rozumu”. Głosił przy tym, że możliwości ludzkiego mózgu są nieograniczone, jednak wykorzystujemy je tylko w niewielkim stopniu. Według niego pamięć każdego człowieka jest nieskończona, tylko trzeba ją odpowiednio wyćwiczyć. On sam doszedł do takiego stanu, jak twierdził, wypracowując odpowiednie sposoby pracy nad pamięcią. Jego misją stało się więc stworzenie naukowej metodyki doskonalenia ludzkiego mózgu.

Znakomicie rozwijała się kariera naukowa Sliusarczuka. W 2006 r. został wykładowcą państwowego instytutu nowoczesnych technologii i zarządzania we Lwowie. W 2008 r. został zatrudniony w Akademii Medycznej im. Szczupyka w Kijowie przez byłego ministra zdrowia Ukrainy Mykołę Poliszczuka. 17 czerwca 2010 r. minister oświaty Ukrainy Dmytro Tabacznyk, pełniący zarazem obowiązki szefa komisji atestacyjnej w tym resorcie, zatwierdził nominację Sliusarczuka na „profesora neurochirurgii”.

„Doktor Pi” robił też błyskawiczną karierę w świecie polityki. W 2009 r. został doradcą wicepremiera Ołeksandra Turczynowa do spraw pomocy ofiarom katastrof i nadzwyczajnych wypadków. W czerwcu 2010 r. spotkał się z prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenką, który obiecał stworzenie w Kijowie specjalnie dla niego nowej placówki badawczej, czyli Instytutu Mózgu. Sliusarczuk stanąć miał na czele jedynej tego typu instytucji na świecie, która miała stać się wizytówką ukraińskiej myśli naukowej. W 2011 r. „Doktor Pi” nagrodzony został przez kolejnego prezydenta – Wiktora Janukowycza Państwową Nagrodą Ukrainy „za naukowe osiągnięcia w dziedzinie oświaty”. Odznaczenie przyznano na wniosek rady naukowej Politechniki Lwowskiej.

Błyskotliwa passa zakończyła się 11 listopada 2011 r., gdy Sliusarczuk został aresztowany. Okazało się, że nie miał wykształcenia medycznego, a jego lekarskie dokumenty zostały podrobione. Sfałszowana była też oficjalna biografia „Doktora Pi”. Okazuje się, że nie urodził się wcale w 1971 r., jak utrzymywał, ale w 1974 r. Twierdził, że jego rodzice byli profesorami medycyny i zginęli w katastrofie samochodowej, gdy był jeszcze dzieckiem. W rzeczywistości matka po porodzie zostawiła go w szpitalu i chłopiec trafił do domu dziecka. Do dziś nie wiadomo zresztą, kto jest jego ojcem. Nieprawdziwe okazały się też wszystkie podawane przez Sliusarczuka miejsca, w których miał rzekomo pokonywać kolejne szczeble naukowej kariery, m.in. Instytut im. Bechterowa w Petersburgu, Instytut im. Pirogowa w Moskwie czy Akademia Medyczna im. Sieczenowa w Moskwie.

Dziennikarskie śledztwo pozwoliło odtworzyć niektóre szczegóły jego biografii. Wiadomo, że skończył szkołę podstawową z internatem dla sierot w Berdyczowie. Jak zeznała jego nauczycielka Liubow Jaszczenko, stwierdzono u niego wówczas lekkie upośledzenie umysłowe. Potem uczył się w zawodowej szkole kolejarskiej w Koziatynie, by przenieść się do innej zawodówki w Czerwonohradzie, którą ukończył w 1990 r. z tytułem „pomocnik majstra” od kładzenia glazury i terakoty. Nauczyciele i uczniowie z tamtych lat wspominają go jak oryginała, który lubił chodzić po szkole w białym kitlu lekarskim ze stetoskopem na szyi i za pieniądze urządzał seanse hipnozy. Choć nie miał wykształcenia medycznego, zaczął prowadzić samorzutną praktykę lekarską na terenie Galicji. W latach 2003-2006, mieszkając w akademiku Politechniki Lwowskiej, „leczył” studentów, przepisując im środki psychotropowe lub „lekarstwa” własnej produkcji, za które kazał słono płacić.

Gdy okazało się, że Sliusarczuk jest oszustem, do sądu zaczęły zgłaszać się ofiary jego medycznych praktyk. Wielu z nich skarżyło się, że zamiast poprawy zdrowia następowało pogorszenie, zaś samozwańczy lekarz wyciągnął od nich spore środki finansowe. Przed sądem zeznawali choćby świadkowie związani z rodziną chłopca chorego na epilepsję. Sliusarczyk obiecał postawić go na nogi w ciągu dwóch tygodni, zainkasował za to 8 tys. euro, nowy telefon komórkowy i drogi stetoskop, a jednak zaordynowana przez niego terapia pogorszyła tylko stan dziecka, które zapadło w śpiączkę. Chłopiec miał i tak szczęście, że nie stracił życia, bo niektórzy nie przeżyli leczenia przez szarlatana, jak np. Hanna German, która zmarła w 2006 r. we Lwowie na raka żołądka. Jej rodzina sprzedała dom i samochód, by opłacić kosztowną, lecz nieskuteczną terapię u „Doktora Pi”.

Sąd musi ustalić, czy niektóre zgony nie były spowodowane bezpośrednio zabiegami stosowanymi przez „cudowne dziecko ukraińskiej medycyny”, jak np. kobieta, która zmarła po transfuzji krwi, dokonanej przez Sliusarczuka we lwowskim akademiku, albo mężczyzna, który pożegnał się z tym światem wkrótce po tym, jak „Doktor Pi” wykonał mu w szpitalu trepanację czaszki i operację na otwartym mózgu. Szczególnie bulwersująca okazała się ta ostatnia sprawa, gdyż samozwańczy lekarz polecił sfilmować tę operację i pokazywał ją publicznie jako dowód swojego profesjonalizmu. Neurochirurdzy, którzy analizowali później zapis filmowy owego zabiegu, byli wstrząśnięci widząc, jak Sliusarczuk  grzebie w mózgu pacjenta, komentując z zadowoleniem swe posunięcia wobec personelu medycznego, a zarazem nie mając pojęcia, co tak naprawdę właściwie robi.

Nic więc dziwnego, że gdy sprawa wyszła na jaw, deputowany Jarosław Kendzior oświadczył z parlamentarnej trybuny, iż jest to największy intelektualny skandal w 20-letniej historii niepodległej Ukrainy. Media zmieniły przydomek szarlatana i zamiast „Doktorem Pi” zaczęły nazywać go „Doktorem Śmierć”. Do dymisji podał się prof. Wołodymyr Pasicznyk, który zatrudnił Sliusarczuka w swojej katedrze w Politechnice Lwowskiej. Wszystkie osiągnięcia oszusta zostały wykreślone z „Księgi Rekordów Ukrainy”. Podczas przesłuchań przed sądem jego geniusz został postawiony pod znakiem zapytania, gdyż oskarżony nie był w stanie wykonać w pamięci najprostszych obliczeń matematycznych, nieskomplikowanych nawet dla ucznia szkoły podstawowej.

Najważniejsze pytanie, na jakie próbuje odpowiedzieć teraz sąd, brzmi: jak to się stało, że upośledzony umysłowo oszust zrobił tak błyskotliwą karierę naukową, medialną i polityczną? Jak to możliwe, że facet po zawodówce otrzymał oficjalnie tytuł profesora nauk medycznych? Dlaczego specjalistę od układania glazury i terakoty dopuszczono do wykonywania operacji na otwartym mózgu? Kto stał za sukcesami hochsztaplera? Czyje rekomendacje przesądzały o jego drodze na szczyt? Były minister zdrowia Mykoła Poliszczuk wyznał, że zatrudnił szarlatana, gdyż „rekomendowała go znana i wysoko postawiona osoba”. Podczas ostatniego przesłuchania przed sądem były wicepremier Ołeksandr Turczynow zeznał, iż przyznał etat Sliusarczukowi, gdyż wpłynęła w tej sprawie prośba z kancelarii prezydenta, choć, jak stwierdził, nie pamięta już, kto konkretnie stał za tym wnioskiem.

Dziennikarze stacji telewizyjnej „1+1” dotarli do pragnącego zachować anonimowość funkcjonariusza służb specjalnych, który przyznał, że fenomen Sliusarczuka był tworem tych właśnie służb. Nigdy nie zrobiłby on takiej kariery, gdyby nie ochrona ze strony pracowników tej właśnie instytucji. Ich celem miało było stworzenie i opanowanie Instytutu Mózgu – instytucji, w której splatałyby się duże pieniądze, wielkie wpływy i wyjątkowe informacje. Sliusarczuk miał być dla nich wehikułem, który doprowadziłby do takiej sytuacji. To właśnie oni umożliwili mu odnoszenie nieprawdopodobnych sukcesów, używając zaawansowanej szpiegowskiej techniki. W uchu „Doktora Pi” zainstalowano specjalną mikrosłuchawkę, której nie wykrywały nawet  urządzenia wykrywające metale, jakimi sprawdzano Slisarczuka przed każdą próbą bicia rekordu Guinessa czy przed ważnymi meczami szachowymi. Dzięki temu podpowiadano mu niekończące się ciągi cyfr lub kolejne ruchy w szachowych pojedynkach. Wszystko wskazuje na to że włamano się też do komputera „Rybka – 4” i zmieniono jego program.  Okazało się bowiem, że podczas pojedynku z hochsztaplerem maszyna w dziesiątym ruchu pierwszej partii popełniła dziecinny błąd, jakiego nie miała prawa zrobić. Informatycy są zdania, że jest to niemożliwe bez zmiany pierwotnego programu.

Jedno jest pewne: bez wpływowych protektorów Sliusarczuk nigdy nie zrobiłby takiej kariery. Ukraińscy publicyści wątpią jednak, czy uda się przed sądem odkryć ich zakulisową rolę. Niewykluczone, że oszust przedstawiony zostanie jako samotnie działający Nikodem Dyzma.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.