Wczorajsza wypowiedź doktora Macieja Laska dla TVP Info wpisuje się w najbardziej parciany nurt kampanii wymierzonej ogólnie przeciwko pilotom 36 splt, a załodze śp. majora Protasiuka w szczególności. Jest ona tak kuriozalna, że nie sposób przejść nad nią do porządku dziennego. I to z kilku względów.
W rozmowie z TVP Info doktor Lasek stwierdził [1]:
„od 2008 roku do katastrofy urządzenie zapisało aż 125 alarmów TAWS (chodzi o system ostrzegający o nadmiernym zbliżaniu się do ziemi- przyp. M.D.), generowanych, gdy samolot nieprawidłowo podchodził do lądowania”.
Ta wypowiedź jest prymitywną próbą wmówienia niezorientowanym odbiorcom nieistniejącego związku „włączony alarm TAWS = nieumiejętność lądowania”.
CZY 125 RAZY NIE UMIELI LATAĆ?
Sprawa jest oczywiście o wiele bardziej skomplikowana, niż próbuje to przedstawić Lasek, który sam, jako czynny pilot, powinien mieć świadomość, że po prostu bezczelnie kłamie – chyba, że nigdy nie używał TAWS-a- ale, jeśli tak, to jakim prawem feruje wyroki w sprawach, o których nie ma pojęcia?
Alarm TAWS może np. włączyć się w wyniku usterki awioniki, na ustabilizowanej ścieżce, zaś sam system generuje sygnały o różnym stopniu ważności, na które reaguje się w różny sposób. Pomijam już szczegół, że „krzyk” systemu TAWS jest zupełnie normalny w okolicy lotnisk wojskowych, których nie ma w bazie danych systemu. Nie ma zaś dlatego, że kolejni Ministrowie Obrony Narodowej przez kolejne dekady nie podjęli decyzji o wyasygnowaniu góra kilku tysięcy dolarów na zakup rozszerzonej bazy.
DOKTORA LASKA PŁYWANIE PO TEMACIE
Byłoby jednak wyjątkową złośliwością wypominanie doktorowi, że po zapoznaniu się z dokumentacją 36.splt nie wie, iż w polskich tupolewach TAWS potrafił włączać się notorycznie po starcie (tak, panie doktorze, PO STARCIE, a nie przed lądowaniem!) – choćby z Bagram, w bardzo trudnym terenie i rozrzedzonym powietrzu. W jednym ze znanych mi przypadków TAWS włączył się z powodu awarii autopilota. Standardowo generował także alarmy w lotach treningowych w czasie odejść na drugi krąg, kiedy samolot zgodnie z procedurami oddalał się w górę od ścieżki ILS (GLIDESLOPE). A takich odejść mogło być kilka w jednym locie treningowym - wg narracji Laska te wszystkie ćwiczone odejścia to błędy załogi! TAWS potrafił wreszcie włączyć się wtedy, gdy maszyna (zgodnie z rozkazem i planem lotu) musiała wylądować na pasie o długości mniejszej niż przewidują cywilne normy, i należało w końcówce lotu tak zmienić prędkość opadania, aby idealnie trafić w próg, a nie miejsce oddalone od niego o 300 metrów, aby nie „przesmarować” i nie zatrzymać się poza pasem z uszkodzonym podwoziem. Piloci wojskowi byli zmuszeni do nauczenia się i stosowania manewrów, które cywilom - takim jak doktor Lasek - po prostu się nie śniły.
Porażająca skala niekompetencji, która wychodzi z cytowanej wypowiedzi Laska każe poważnie zastanowić się, czy komisja w ogóle analizowała poszczególne przypadki włączenia się TAWS, czy tylko bezmyślnie spisała liczbę „125” z dostępnej dokumentacji 36 splt i na podstawie własnej niewiedzy, ewidentnie złej woli oraz politycznego zapotrzebowania wydała ustami swojego przewodniczącego wyrok na całą eskadrę.
Idąc tokiem rozumowania doktora Laska, włączenie się w pilotowanym przez niego samolocie podczas przelotu przez turbulencje alarmu TAWS WINDSHEAR („uskok wiatru”) lub wykonanie odejścia na drugie zajście w ścieżce ILS musiałyby skutkować jednoznacznym wnioskiem, że sam doktor po prostu nie potrafi latać. Niech więc i tak będzie. Bo na to, że Maciej Lasek potrafiłby stutonową maszyną przemknąć między afgańskimi górami, i tak raczej liczyć nie możemy. Jednak jego stwierdzenie o „niskim standardzie wykonywania lotów” przez załogi 36 splt w kontekście powyższych informacji jest wyjątkowo bezczelne.
JEDEN TAWS INCYDENTU NIE CZYNI
Przyjmijmy jednak na chwilę, że Lasek ma rację, i polscy piloci tupolewów jak rasowi kamikaze notorycznie kozaczyli przed lotniskami, nawet tymi, które w bazie danych się znajdują. A jeśli tak, to równie dobrze o tym, co robili piloci, wiedziała miejscowa kontrola ruchu lotniczego i służby bezpieczeństwa lotów, profesjonalne i nienawykłe do zamiatania ułańskich incydentów pod dywan. W lotnictwie, o czym Lasek najwyraźniej wybiórczo zapomniał, obowiązują procedury, i łatwo z niezależnych źródeł sprawdzić, ile z tych 125 alarmów TAWS, o których wspomniał, rzeczywiście oznacza incydenty lotnicze, a w szczególności- zagrożenia bezpieczeństwa lotu.
W razie zauważenia potencjalnego naruszenia bezpieczeństwa przez załogę polskiego tupolewa, odpowiednie służby z lotniska, w okolicy którego zauważono takie wątpliwe zachowanie, obligatoryjnie przesyłały odpowiedni raport do polskiego Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Oznacza to, że każde złamanie przepisów, o którym mówi Lasek, zostawiłoby swój ślad nie tylko w Polsce, ale i za granicą. A ponieważ za granicami Polski doktor nie ma monopolu na dawkowanie informacji, możemy mieć nadzieję, że ktoś skutecznie sprawdzi, jakie to naruszenia procedur miały miejsce w Paryżu i Tel-Awiwie, a niewykluczone, że i w innych ze wspomnianych 125 przypadków.
SĘDZIOWIE WE WŁASNEJ SPRAWIE
Raport, który trafiał do Urzędu Lotnictwa Cywilnego, był kierowany dalej do Sił Powietrznych, do Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów, kierowanego przez… prawą rękę doktora Laska w Komisji Millera, podpułkownika (obecnie pułkownika), Mirosława Grochowskiego. W każdej takiej sprawie należało wszcząć postępowanie, aby potwierdzić lub wykluczyć zaistnienie zagrożenia bezpieczeństwa lotów. Na okoliczność tak otrzymania każdej sprawy z ULC, jak i przeprowadzenia postępowania powinny być ślady w dokumentacji Inspektoratu.
Sam Grochowski co roku kontrolował 36 splt - i chciałoby się zapytać- jeśli wtedy było tak dobrze, dlaczego teraz jest tak źle? I gdzie są ślady tego nieprofesjonalizmu załóg, o którym właśnie teraz rozprawia doktor Lasek, w raporcie KBWL LP, zgodnie z deklaracją Jerzego Millera, „bardziej bolącego” niż raport MAK?
PROBLEMY, PROBLEMY
Dowódcy 36 splt wielokrotnie[2] monitowali szefostwo Techniki Lotniczej Inspektoratu Wsparcia SZ o dostarczenie przetłumaczonych na język polski uaktualnionych rosyjskich instrukcji do Tu-154M, dostosowanych do wyposażenia awionicznego polskich maszyn (np. w rosyjskich instrukcjach i ich używanym w pułku polskim odpowiedniku pochodzącym z PLL „LOT” nie zawarto procedur związanych chociażby z systemem TAWS, a także wieloma elementami zachodniego wyposażenia nawigacyjnego, których nie zawierała oryginalna dokumentacja OKB Tupolew). Notoryczny brak paliwa, także niezawiniony przez personel 36 splt, powodował konieczność wykorzystywania każdego fragmentu lotu dyspozycyjnego, w którym na pokładzie nie było pasażerów, do celów szkoleniowych- a co za tym idzie, pojawiały się biurokratyczne problemy ze spełnieniem wymogów pochodzącego jeszcze z lat 70-tych XX wieku systemu szkolenia, opracowanego dla samolotów bojowych, w ogóle nie uwzględniającego specyfiki lotnictwa transportowego.
W takim „kontekście sytuacyjnym” była zmuszona działać jednostka, o której teraz doktor Lasek ex cathedra wypowiada się w sposób lekceważący i widzi w niej całe zło.
Dopóki jednak nie zwróci on publicznie uwagi na faktycznie winnych braku finansowania rzeczy najbardziej niezbędnych do normalnej pracy personelu jednostki (np. paliwo, części zamienne) – a więc konkretnych posłów na sejm, uchwalających budżety MON, oraz kolejnych Ministrów Obrony Narodowej, i wreszcie nie wskaże imiennie odpowiedzialnych z najwyższych szczebli władzy - pozostanie tylko mizernym propagandystą na politycznych usługach partii rządzącej. Wiedzącym, czego trzeba[3], a czego nie należy dotykać, aby nie narazić się „górze” i nie stracić dostępu do konfitur, do których go dopuszczono z pieniędzy podatników.
NIEWYOBRAŻALNA HUCPA
Kuriozalny występ doktora Laska należy zauważyć także z jeszcze jednego powodu - otóż, powołuje się on na alarmy TAWS zapisane w polskich „czarnych skrzynkach” tupolewów z 36.splt. Cała dokumentacja związana z zapisami parametrów lotu samolotu „101” jest w gestii Prokuratury Wojskowej, a jej udostępnienie lub upublicznienie każdorazowo wymaga zgody prokuratorów prowadzących śledztwo.
Z własnego doświadczenia wiem, że prokuratorzy nie kwapią się do udostępniania żadnych danych środowisku naukowemu, zajmującemu się Katastrofą Smoleńską.
Tym gorzej wygląda w tej sytuacji decyzja śledczych, aby wziąć udział w firmowanym przez doktora Laska propagandowym przedsięwzięciu, polegającym na zarzuceniu całej eskadrze Tu-154M z 36 splt skrajnej niekompetencji – bo takie, niezależnie od intencji prokuratorów, są wyniki decyzji, na mocy której komisja Laska otrzymała od nich informacje z „czarnej skrzynki” Tu-154M „101” dotyczące liczby włączonych alarmów TAWS, a następnie zinterpretowała je w sposób wyjątkowo oszczędnie gospodarujący prawdą.
To żołnierze żołnierzom (nie tylko poległym pod Smoleńskiem, ale i żyjącym pilotom z 36 splt) zgotowali ten los, i warto o tym pamiętać, obserwując tych ludzi w polskich mundurach na kolejnej konferencji prasowej. Ludzi, którzy- jak sami zadeklarowali- nie mają zamiaru ujawnić żadnych szczegółów opinii psychologicznej na temat załogi tupolewa „101”, nawet tych, które byłyby dla tragicznie zmarłych lotników korzystne w obliczu procesu który niedługo ma zacząć się w Rosji - zasłaniając się, a jakże, własną empatią i troską o „dobro rodzin” pilotów.
NIEWYGODNE PYTANIA
Kłamstwo, którym uraczył publiczność doktor Maciej Lasek ma wprawdzie krótkie nogi, ale dokładnej skali bezczelnej hucpy, którą nam zafundował, nie poznamy, dopóki nie otrzymamy odpowiedzi na następujące pytania:
- ile raportów dotyczących możliwego spowodowania niebezpieczeństwa w ruchu lotniczym przez załogi eskadry Tu-154M z 36 splt wpłynęło do Urzędu Lotnictwa Cywilnego w latach 2008-2010?
- ile z nich zostało przekazanych do Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów, kierowanego przez płk. Mirosława Grochowskiego?
- ile postępowań w sprawie spowodowania niebezpieczeństwa w ruchu lotniczym przez załogi eskadry Tu-154M z 36 splt w latach 2008-2010 wszczął Inspektorat?
- ile z tych postępowań zakończyło się stwierdzeniem winy personelu latającego?
- gdzie był płk Grochowski, gdy miał osobiście zapoznawać się z ustaleniami specjalnej komórki 36 splt, zajmującej się tylko i wyłącznie analizami możliwych przekroczeń dopuszczalnych parametrów lotu, w tym alarmów TAWS, na podstawie „czarnych skrzynek”, i wtedy, gdy dawał 36 splt pozytywne oceny z bezpieczeństwa, organizacji i zabezpieczenia lotów oraz realizacji szkolenia lotniczego?
- czy płk Grochowski zgadza się z ostatnią narracją doktora Laska, według której wszystkie 125 włączeń alarmów TAWS było równoznaczne z błędami załóg? Czy w związku z zarzutami Laska, który de facto wczoraj udzielił mu 125-krotnego votum nieufności, nie powinien podać się do dymisji ze stanowiska szefa Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów, jako człowiek skrajnie nieporadny?
- jeśli zaś takiego znaku równości pomiędzy TAWS-ami a niekompetencją lotników postawić nie można- jaki jest sens marnowania publicznych pieniędzy na ciepłą posadkę dla doktora Macieja Laska- bardziej propagandysty, niż eksperta i pilota?
Dopiero odpowiedź na powyższe pytania unaoczni nam skalę manipulacji, której doktor Maciej Lasek próbuje dokonać, mając najwyraźniej nadzieję na mentalne „wdrukowanie” wyjeżdżającym akurat na wakacje rodakom zbitki pojęć „125 razy krzyczący TAWS = 125 razy błędy niedoszkolonej załogi samolotu = katastrofa w Smoleńsku”.
ODPOWIEDŹ BARDZIEJ NIEWYGODNA NIŻ PYTANIA
Jak się okazuje, do Urzędu Lotnictwa Cywilnego w latach 2008-2010 wpłynęła tylko JEDNA informacja – zawiadomienie o zdarzeniu związana z przekroczeniem procedur bezpieczeństwa samolotów Tu-154M z 36 splt, i to niezwiązana z lądowaniem, lecz niedotrzymaniem wymaganej prędkości wznoszenia po starcie w locie treningowym. W incydencie nie brał udziału śp. major A. Protasiuk. W sprawie incydentu KBWL nie wydała żadnych zaleceń dotyczących bezpieczeństwa lotów.
Jak teraz wygląda doktor Maciej Lasek z jego „„niskim standardem wykonywania lotów” przez załogi eskadry tupolewów 36 splt i 125 alarmami TAWS- niech Czytelnicy ocenią sami.
Marek Dąbrowski
Niniejsze opracowanie stanowi wyłącznie wyrażenie poglądów autora.
[1] http://tvp.info/informacje/polska/przed-katastrofa-odnotowano-125-nieprawidlowych-ladowan-tu154/11644490
[2] Do dziś istnieje część dokumentacji wytworzonej po 2007 roku, wcześniej takie wystąpienia również miały miejsce, ale z powodu przekroczenia limitu 5 lat i rozformowania jednostki część korespondencji nie zakwalifikowana jako archiwalna została zniszczona.
[3] http://wiadomosci.wp.pl/wid,15786298,martykul.html?ticaid=110e20#.UdTRZiqCHAs.twitter
***
KUP wSklepiku.pl najnowszą, monumentalną pracę o śp. Lechu Kaczyńskim, który wraz z Małżonką i 94 przedstawicielami narodowej elity zginął w Smoleńsku. W tej pracy, napisanej żywym, pięknym językiem, bogato udokumentowanej, znajdziecie państwo odpowiedź na pytanie dlaczego śp. prezydent tak wielu osobom przeszkadzał. Bo był niezłomny.
Tytuł: Lech Kaczyński
Autorzy: Sławomir Cenckiewicz, Chmielecki Adam, Kowalski Janusz, Piekarska Anna K.
Wydawnictwo: Zysk i Spółka
Rok wydania: 2013
miękka, 1112 stron
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/161184-doktorze-lasek-dont-sink-dont-sink-wyjatkowa-bezczelnosc-szefa-rzadowego-zespolu