Film „Nasze matki, nasi ojcowie” to element oficjalnej niemieckiej polityki historycznej, czyniącej z Polaków wspólników Hitlera

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Kadr z filmu "Nasze matki, nasi ojcowie"
Fot. Kadr z filmu "Nasze matki, nasi ojcowie"

W tym filmie nic nie jest przypadkowe, nie wynika z ograniczeń budżetowych czy fantazji twórców. Wszystko w miniserialu „Nasze matki, nasi ojcowie” jest zamierzone i na swoim miejscu. Każda scena jest bardzo precyzyjnie skomponowana, żeby wywołać zamierzony efekt. A sam film jest przede wszystkim skierowany do widzów za granicą. Wszystko jest więc elementem szerszego planu, zaś Telewizja Polska była tego planu ważnym ogniwem. I wykonała 200 proc. normy w napisanym dla nie scenariuszu.

Plan, o którym mowa, to niemiecka polityka historyczna. Do czasu rządów Angeli Merkel ważnym elementem polityki zagranicznej wobec Niemiec była niemiecka wina. Kiedy Niemcy robili się zbyt hardzi albo wykorzystywali swoją polityczną i ekonomiczną przewagę, można było rzucić im w twarz niemiecką winą i nie mogli tego pomijać. I w tamtych czasach, choć już słabo za kanclerstwa Helmuta Kohla, Niemcy musieli się z przypominaniem ich winy liczyć, by nie narazić się na zarzut unikania odpowiedzialności za niebywałe zbrodnie.

Austriacki minister spraw zagranicznych w latach 1987-1995 Alois Mock nieprzypadkowo namawiał Jarosława Kaczyńskiego podczas jego wizyty w Austrii, aby Polacy grali kartą niemieckiej winy. Bo Niemcy nie mogli sobie wtedy pozwolić na ignorowanie tego argumentu. Po zjednoczeniu Niemiec, szczególnie po dojściu do władzy byłej obywatelki NRD Angeli Merkel, w Republice Federalnej świadomie przestano reagować na argument niemieckiej winy. Niemcy powiedzieli: dość urzędowego kajania się i godzenia z rolą potwora nowożytnej Europy.

Wraz z odrzuceniem argumentu niemieckiej winy, przystąpiono do tworzenia wielkiej polityki historycznej oraz równie imponujących kampanii kulturowych, w których Niemcy byli opisywani jako ofiary Hitlera na równi z podbitymi przez nich oraz systematycznie niszczonymi narodami i krajami. Na tę politykę i kampanie wydano miliardy marek: na edukację w szkołach, wielkie produkcje filmowe i masę programów telewizyjnych, na działalność niemieckich fundacji za granicą urabiających miejscowe elity i oferujących im granty oraz studia, wykłady gościnne czy wyjazdy szkoleniowo-edukacyjne, na działania propagandowo-edukacyjne placówek dyplomatycznych, na wystawy, wydawnictwa, konferencje.

W niemieckiej polityce historycznej i kampaniach kulturowych z wielkim zaangażowaniem brały i biorą udział niemieckie media, w tym największe prywatne koncerny medialne. Biorą też udział korespondenci niemieckich mediów rozsiani po świecie oraz przekonani do „niemieckiej wizji” przedstawiciele lokalnych elit. Niemcy dysponują więc ogromną armią ludzi i wielką siłą, by propagować nową politykę historyczną w kraju i na świecie. I wydają na to ogromne sumy.

Celem jest zdjęcie z Niemców piętna zbrodniarzy i antysemitów i uczynienie z nich wzorcowego „nowego narodu”, który przeszedł nie tylko reedukację, ale może być wzorem dla innych. Nie w tej polityce niemieckiego patentu na eksterminację całych narodów i ich traktowanie jak podludzi, lecz rozmycie tych niebywałych niemieckich zbrodni w szerszych procesach historycznych skutkujących różnymi totalitaryzmami. Podmiotem tego procesu nie są Niemcy, lecz grupa bezpaństwowych w istocie zwyrodnialców zwanych nazistami. Naziści wzięli dobrych z natury Niemców w niewolę, a z niektórych wywołali ukryty w nich pierwiastek zła.

Niemcy ulegli złu, ale przecież ulegały mu także inne narody. Zło antysemityzmu tliło się na przykład, wedle nowej niemieckiej polityki historycznej, w Polakach. Ukraińcach, Węgrach, Litwinach, Łotyszach czy Rumunach. Nazistowska, bo przecież nie niemiecka okupacja tylko to zło wyciągnęła z ukrycia. I te narody, a szczególnie Polacy włączyli się w nazistowski plan zamordowania narodu żydowskiego. Było to więc często wspólne dzieło nazistów i Polaków, ale przecież nie Niemców. Było więc niejako naturalne, że obozy zagłady powstały na okupowanym terytorium Polski bądź w jego pobliżu, bo Polacy nie tylko nie protestowali, ale chętnie w mordowaniu Żydów uczestniczyli.

Te oczywiste kłamstwa i oszczerstwa nie są żadną fantazją scenarzystów i realizatorów filmu „Nasze matki, nasi ojcowie”, lecz są absolutnie celowe i z premedytacją do filmu wprowadzone. Twórcy miniserialu chcieli wyraźnie powiedzieć, że Polska była wprawdzie okupowana, ale Polskie Państwo Podziemne i jego wojsko, czyli Armia Krajowa uczestniczyły w eksterminacji Żydów, bo w ogromnej masie składały się z zoologicznych antysemitów. Niemcy nie byli w stanie zatrzymać machiny zagłady, skoro naziści znaleźli sprzymierzeńców w Polakach.

Niemieckiej nowej polityce historycznej potrzebne jest pokazanie, że „nowy naród niemiecki” jest już wolny od zła, zreedukowany i otwarty, natomiast Polacy wciąż tkwią w okowach antysemityzmu i otaczają kultem żołnierzy Armii Krajowej, w których Niemcy odkryli tkwiące w nich zło, a sami Polacy nie chcą tej niemiłej prawdy o sobie przyjąć do wiadomości. Nie ma więc niemieckiej winy, lecz wina nazistów i Polaków. Nie ma żadnego niemieckiego fenomenu zbrodni. Niemcy się z nazizmu wyleczyli, są miłymi ludźmi kochającymi inne narody i chętnie pomogą takim jak Polacy wyplenić zło tkwiące w ich duszach.

Gdyby 30 czy jeszcze 20 lat temu te całkiem jawne cele niemieckiej polityki historycznej zostały przedstawione, wywołałyby na świecie oburzenie i protesty. Ale przez te 20 lat niemieckie instytucje zrobiły kawał dobrej roboty, co przy ignorancji historycznej współczesnych społeczeństw sprawia, że niemiecka wersja jest już prawie oficjalną wersją globalną. Film „Nasze matki, nasi ojcowie” jest już tylko podsumowaniem, swoistą wisienką na torcie, gdzie bezczelnie kłamliwy niemiecki punkt widzenia jest pokazywany bez cienia żenady. I po emisji filmu w wielu krajach świata stanie się powszechnie akceptowaną wersją wojennej historii.

Zanim film państwowej ZDF okrąży świat, Niemcom potrzebne było jego wyświetlenie w Polsce. Bo emisja w publicznej TVP1 najbardziej tezy filmu uwiarygodnia. Proszę bardzo, będą mówić, Polacy chcieli to obejrzeć i nawet zorganizowali debatę, więc przesłania filmu nie odrzucili. Co najwyżej spierają się w kwestii różnych szczegółów. I teraz ta emisja w TVP będzie dla Niemców alibi, że obraz jest prawdziwy, choć może nie pokazuje wszystkiego. Dlatego emisja tego filmu w TVP jest ogromną głupotą i szkodnictwem. Władze TVP dały się wykorzystać jak dzieci na nowym etapie niemieckiej polityki historycznej. Zło się stało i się nie odstanie, choć ktoś powinien za to odpowiedzieć.

Polska się nie przeciwstawi hańbiącej nas niemieckiej polityce historycznej, bo obecne władze mają to gdzieś, a podmioty niepaństwowe nie mają pieniędzy na jakąś kontrkampanię. Świat przyjmie więc do wiadomości, że wojnę wywołali źli naziści (i to w 1941, a nie 1939 r.), wciągnęli w nią dobrych Niemców, a pomagali im Polacy równie źli jak naziści. Czyli 68 lat po zakończeniu wojny zostaliśmy znowu napadnięci i podbici, tylko przy pomocy zupełnie innej armii i innej broni. I świat nie będzie nam współczuł, bo jak można współczuć wspólnikom nazistów.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych