Socjaldemokraci od siedmiu boleści. Pytania do Tuska i Millera, ale nie tylko do nich

Fot. PAP / Tomasz Gzell
Fot. PAP / Tomasz Gzell

Wywiad Donalda Tuska dla „Polityki” stał się małą sensacją, bo premier zasugerował koalicję z SLD. Powiedział też, że jako szef rządu nabiera socjaldemokratycznej wrażliwości, bo widzi, jak bardzo trzeba się troszczyć o słabszych. I użył nieco już zużytej metafory Leszka Kołakowskiego o „konserwatywno-liberalnym socjaliście”.

Naturalnie każda współczesna partia jest programowo i ideowo niejednorodna. Można to mówić i o PiS, i o PO. Niemniej formułka Kołakowskiego została zużyta już dawno temu przez tych, którzy woleli nie kojarzyć się z konkretnymi poglądami, za to rządzić jak najdłużej. Na przykład na początku lat 90, sięgali po nią zwolennicy Michnikowo-Geremkowej jedynie słusznej partii „Solidarność”, która na szczęście nie powstała.

Co do koalicji PO z SLD, o ile PiS nie weźmie w przyszłej kadencji bezwzględnej większości, pewnie jesteśmy na nią skazani. Aczkolwiek teraz to głównie bat na ludowców. Którzy stają się niespokojni. Tyle.

Ale kilka stron dalej „Polityka” drukuje reportaż Edyty Gietki „Przychodzi Tadzio do lekarza”. Jest to opowieść o współczesnym staczu, który w Tarnowie wynajmuje się za pieniądze. Nie do kolejek sklepowych, a do przychodni lekarskich.

Chwała „Polityce”, tygodnikowi, który zwykle krytykuję, że dopuszcza taką rzeczywistość na łamy. Rzecz w tym, że poleciłbym tę lekturę zarówno wrażliwemu społecznie Tuskowi, jak i jego rozmówcom, redaktorom Janickiemu i Władyce. Którzy ciągle o tym samym. Że winny jest sondażom, panie premierze, Jarosław Gowin, przed którym my tu od dawna, panie dziejku, przestrzegaliśmy.

Ten reportaż to spokojna kronika ludzkiej męki. Opowieść o ludziach zapisujących się de lekarzy na miesiące naprzód, w sytuacji gdy między ich dolegliwościami a tą upragnioną wizytą znika jakikolwiek przyczynowo-skutkowy związek. I o tym, jak trudno czekać na przyjęcie w przychodni ludziom chorym. I o tym, że limity przyjęć nieustannie się kurczą, choć Ewa Kopacz, a teraz Bartosz Arłukowicz, zapewniają nas, że jest coraz lepiej (to ostatnie to już mój komentarz).

Także o absurdalnych regułach. Najstraszniejszy fragment:

Reforma najbardziej sparaliżowała tych w gipsie. Zamawiają stanie u Tadka nawet z innych powiatów. U nich pierwsze wolne terminy na zdjęcie gipsu u ortopedy wypadają za 4 miesiące. Więc totalnie unieruchomieni. Jeśli sami zechcą uwolnić się z gipsu, nie dostaną odszkodowania z ubezpieczenia.

To jak cytat z makabrycznej komedii, prawda? Kto z tej makabry rozliczy coraz społecznie wrażliwszego premiera? Ale i jego potencjalnego koalicjanta Leszka Millera, którego wypada zapytać o pomysły, aby tym ludziom ulżyć.

Rzecz jednak nie ogranicza się tylko do partyjnych wytykanek. Tak naprawdę, choć można wskazać tę czy inną nieżyciową procedurę, rzecz cała sprowadza się głównie do pieniędzy w tak zwanym systemie. Czym medycyna bardziej skomplikowana i nowoczesna, tym droższa. Cięcie limitów i narzekanie na pacjentów, że jest ich za dużo, i za często chodzą się leczyć, nasuwa się samo.

Od dawna głoszę niepopularny pogląd, że z systemem ochrony zdrowia można robić wiele. Można go nawet cząstkowo urynkowić, na przykład wprowadzając konkurencję kilku ubezpieczalni (PO to obiecywała już w roku 2007). Ale tak czy inaczej nie unikniemy pytania, czy jesteśmy gotowi dawać więcej ze wspólnej klasy. Tam, gdzie zwłoka w leczeniu oznacza tak naprawdę wyrok. Często wyrok śmierci maskowany rozmaitymi frazesami.

To jest pytanie do rządzących, ale tak naprawdę do całej klasy politycznej. Czy warto dać więcej na ratowanie tych ludzi z czegoś rezygnując. Na przykład z obiektów sportowych, to pierwsze skojarzenie po Euro, ale nie jedyne.

Je tej refleksji nie widzę, a to by wymagało chyba jakiegoś ponadpartyjnego porozumienia. Sojuszu ponad podziałami – w tej jednej sprawie. Kto się jednak na taki maksymalizm zgodzi? Łatwiej czytać tragikomiczne reportaże o staniu w przychodniach. A czasem o tym, że ktoś umarł, bo nie dostał drogiego leku.

 

 

 

---------------------------------------------------------------------------------

--------------------------------------------------------------------

Polecamy wSklepiku.pl:Dwumiesięcznik "Na poważnie" Nr 9/10 (marzec-kwiecień-maj 2013)

Tytuł numeru to "Giganci Ducha", a w środku m.in. rozmowa Marcina Wikły z prof. Andrzejem Zybertowiczem pt. "Nie wystarczy być obywatelem raz na cztery lata". Poza tym stałe felietony Piotra Zaremby i Ryszarda Czarneckiego oraz artykuły: Michała Komudy "Wokół płonącego Getta", Pawła Skibińskiego o "Recepcie na Uniwersytet", a także prof. Aleksandra Nalaskowskiego, Mileny Kindziuk i prof. Jana Żaryna.

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.