Pisać, protestować, interweniować! Prosto z Picadilly o amerykańskiej nagonce na "Smoleńsk". Chcą abortować zanim się narodzi

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Na zdj. Maciej Pawlicki (producent filmu), Ewa Dałkowska (zagra Marię Kaczyńską) i reżyser Antoni Krauze. Fot. fundacjasmolensk2010.pl / Artur Wożniakowski
Na zdj. Maciej Pawlicki (producent filmu), Ewa Dałkowska (zagra Marię Kaczyńską) i reżyser Antoni Krauze. Fot. fundacjasmolensk2010.pl / Artur Wożniakowski

W rozmowie z Janem Pospieszalskim dla „GPC” Maciej Pawlicki, producent filmu „Smoleńsk”, wspomniał o artykule w „New York Timesie”, w którym pojawiły się wypowiedzi dyskredytujące tę produkcję.

Dziennik cytował wypowiedzi dokumentalisty Borysa Lankosza, który pół roku przed zakończeniem prac nad „Smoleńskiem” stwierdził autorytatywnie, że „film bazuje na kłamstwie”, a znany reżyser Juliusz Machulski  zaproponował, aby temat ująć w konwencji a la Borat lub Monty Python.

Od kilku dekad pracuję jako krytyk filmowy, ale takie tempo pisywania recenzji - na rok przed premierą - to chyba rekord Guinnessa!

To, że „Gazeta Wyborcza” ma gotowe recenzje książek czy filmów, które jeszcze nie powstały to już wiedziałem. Dziwi mnie natomiast, że także „New York Times” zastosował tę metodę. Myślę, że to rzadki przypadek. „NYT”, pozorując obiektywizm, wydrukował jednostronny, napastliwy tekst o filmie, nad którym praca dopiero się zaczęła

- mówił Pawlicki.

Moim zdaniem to nie przypadek, lecz metoda, w dodatku ta sama co zawsze! Amerykańska prasa liberalno-lewicowa wiele razy zasłynęła z masakrowania filmów, seriali lub książek, zanim jeszcze pojawiły się na rynku. Że przypomnę ostatni przypadek z dystrybucją, także polską, filmu „Cristiada” czy film „Pasja”, po którym przejechał się walec politycznej poprawności. Jedno nieostrożne, podobno antysemickie zdanie, wypowiedziane na potężnym kacu przez aktora i reżysera Mela Gibsona zakończyło jego karierę! Znając amerykańskie realia, aż dziw, że po obrazie „Gran Torino” media liberalne nie dobrały się jeszcze do Clinta Eastwooda, choć obowiązkowa dyskusja nad „rasizmem” i „brakiem tolerancji” oczywiście się odbyła. Martwię się także o dalsze losy wykonawców głównych ról w „Cristiadzie”, uznanych aktorów Andy'ego Garcii i Evy Longorii, bo Peterowi  O’Toole’owi już nic nie jest w stanie zagrozić.

Polowanie na „Smoleńsk” Antoniego Krauzego odbywa się według tego samego co zwykle scenariusza – abortować, zanim się narodzi. A jeśli nie można tego zrobić samemu, bo reputacja „GW” mocno już zszargana, bo już nie ta skuteczność perswazji, należy poprosić o pomoc przyjaciół zza granicy. Ileż to razy byliśmy świadkami takiej „bratniej pomocy”?  Przed, a i po 1989 roku. Ileż to razy środowiska, związane z „Gazeta Wyborczą” zyskiwały dla swoich wystąpień przyjazne łamy brytyjskiego „Guardiana”, włoskiej „Unity” czy francuskiego „L’Humanite”. Teraz padło na „New York Times”, który profilem niewiele się przecież różni od „Guardiana”.  I tak dziennikarz „NYT” Dan Bilefasky, podobno Polak z pochodzenia, wespół – zespół z Joanną Berendt, osobą zajmująca się także „kobiecym coachingiem”, cokolwiek by to miało znaczyć, wysmażyli tekst, w którym na pół roku przed ukończeniem produkcji, stwierdzili, że dzieło Krauzego może stać się „polityczną maskaradą”. Choć równie dobrze można powiedzieć, że stanie się „dziełem, który wygeneruje polski społeczny gniew”!

A serio, wystarczy przekartkować „Guardiana” czy nawet „Financial Timesa”, posłuchać newsów w BBC, aby się zorientować „jak działa jamniczek”. Akcje jak ta powstają przy biurku naczelnego, potem dramat rozpisuje się na kilku aktorów, którzy wykonują swoje role. Obserwuję brytyjski rynek mediów liberalnych od lat i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. I bez względu na to, co Kolega Maciej Pawlicki powiedziałby obojgu autorom artykułu, nic by to nie zmieniło. Był to po prostu jeszcze jeden tekst na polityczne zamówienie. I teraz, czy na takie dziennikarskie przekręty jest jakaś metoda? Tak, ale trzeba by tu zmienić cały system, a to daleka droga. Docelowo doprowadzić do sytuacji, by na rynku medialnym proporcje konserwatyści – liberałowie układały się mniej więcej w proporcjach 50:50. Jak w Wielkiej Brytanii, Francji czy Hiszpanii. Przy pluralistycznym rynku jest szansa na dialog i skuteczną obronę takich przedsięwzięć jak film „Smoleńsk”. Zawsze tych 50% mediów będziemy mieli za sobą. Tymczasem jednak można, a nawet trzeba, pisać listy protestacyjne. I dobrze, że producent filmu Maciej Pawlicki zamierza to zrobić.

Z mojej praktyki korespondenta wynika, że wszędzie gdzie zachodzi przypadek świadomego niszczenia czyichś, także filmowych, dóbr osobistych, czarnego PR-u, należy protestować, dementować, pisać. Wierzę w indywidualne interwencje, wyjaśnienia, dawanie odporu. Sama robiłam to wielokrotnie, pozwolę sobie przypomnieć tylko dwa przypadki. Rok 1994, na postkomunistycznym kanale Channel 4 pojawia się nowa soap-opera „Brookside”, dumna z tego, że pokazuje bieżące kłopoty społeczne Brytyjczyków. A pośród bohaterów Polka, Anna Wolska, jakby żywcem wyjęta z „dirty Polish jokes”, atrakcyjna, elegancka, lekko traktująca znajomości z panami. Traci pracę kelnerki i ląduje na ulicy. Coś mi biednej Polki zostawić na ulicy nie pozwalało, napisałam więc list do executive producera serialu Mela Younga. Że znam wiele Polek na Wyspach, aktorki Rulę Leńską, Joannę Kańską, żonę lorda Belhaven and Stentona, sama jestem żoną publicysty „Observera”, ale takiej jak Anna Wolska – nie znam. Że obawiam się, iż reżyser informacje o Polakach czerpie nie z rzeczywistości, lecz rasistowskich dowcipów, i trudno nam zgodzić się z tym, że flagowy serial Channel 4 istotnie poważnie traktuje swoją obietnicę, że będzie „najbardziej realistycznym ze wszystkich brytyjskich soap-oper”. Że „gdyby Kanał 4 wiedział więcej o polskiej gospodarce, Anna Wolska, ze swoją znajomością angielskiego, natychmiast wróciłaby do świetnie prosperującej Polski, a nie siedziała w dryfującej w głębokiej recesji Anglii”, przypominam, był to rok 1994. W ciągu 10 dni otrzymałam uprzejmą odpowiedz od Mela Younga, oczywiście rodzaj bla-bla-bla. Ale po 6 tygodniach, dokładnie tyle, ile trwa praca nad odcinkiem serialu od pomysłu do emisji, Anna Wolska zniknęła z ekranu. Została wysłana do Polski!

I jeszcze jeden przykład, tym razem znacznie poważniejszy. Kiedy po katastrofie w Smoleńsku przeglądałam listę gości wybierających się na pogrzeb Prezydenckiej Pary na Wawelu, nie dostrzegłam nazwiska Davida Camerona, wówczas szefa gabinetu cieni. Napisałam mail, w którym wyraziłam swoje rozczarowanie, jako Polka, jako polska korespondentka na Wyspach, przypomniałam wspaniałe osiągnięcia Prezydenta Kaczyńskiego w zakresie polityki międzynarodowej, wspólne elementy programowe brytyjskich i polskich konserwatystów, i zakończyłam delikatnym przypomnieniem, że za miesiąc, 5 maja 2010 roku, mamy na Wyspach wybory parlamentarne. Że zamieszkuje tu aktualnie około 800 000 Polaków, i jeśli brytyjskiej Partii Konserwatywnej zależy na otrzymaniu przynajmniej połowy ich głosów, David Cameron powinien być na Wawelu. Oczywiście, chmura pyłowa, było jak było, a ja w ciągu 8 dni otrzymałam od prywatnego sekretarza Davida Camerona, Laurenta Manna, długi list, dyskontujący zasługi Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w propagowaniu mądrej, odważnej i przyjaznej polityki zagranicznej. Szkic listu pisał pewnie jakiś ekspert ds. Europy Srodkowej, Polak z pochodzenia, ale niech tam. W tym samym czasie Jarosław Kaczyński otrzymał od Davida Camerona piękny list kondolencyjny, jak wspominał potem, „najbardziej wzruszający ze wszystkich, jakie dostał”, i cieszyłabym się, gdyby moja interwencja w jakikolwiek sposób się do tego przyczyniła.

Słowem, wierzę w indywidualną interwencję, i bardzo do tego Kolegę Maćka Pawlickiego, dzielnego producenta filmu „Smoleńsk”, zachęcam. Serdecznie pozdrawiam całą ekipę „Smoleńska”.

 

Felieton ukazał się na sdp.pl.

 

 

----------------------------------------------------------------------------

--------------------------------------------------------------------------------

Polecamy wSklepiku.pl: "Alfabet Braci Kaczyńskich"

autorzy:Jarosław Kaczyński, Michał Karnowski, Piotr Zaremba, Lech Kaczyński

"Alfabet Braci Kaczyńskich"to pasjonująca opowieść o życiu dwóch niezwykłych postaci: odważnych i mądrych polityków, kochających się braci i synów. W przypadku Prezydenta - także kochającego męża i ojca. Ta książka to historia ich prywatnego i publicznego życia, przesiąkniętego codziennym patriotyzmem, poświęceniem Polsce.

 

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych