"Znamię na potylicy. Opowieść o rotmistrzu Pileckim". Publikujemy fragment świetnej powieści Romana Konika

Publikujemy fragment powieści wydanej przez wydawnictwo Zysk i Spółka, poświęconej rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu:


Oficjalny proces tak zwanej grupy Pileckiego odbył się w siedzibie warszawskiego Wojskowego Sądu Rejonowego przy ulicy Nowowiejskiej, na rozprawy dowożono oskarżonych wojskową ciężarówką. Sprawę powierzono pułkownikowi Janowi Hryckowianowi, dawnemu kapitanowi Armii Krajowej. Oskarżycielem był major Czesław Łapiński, dawny rekrut ze szkoły podchorążych rezerwy artylerii z Wołynia, który walczył obok Pileckiego w powstaniu. Proces rozpoczął się niemal rok po zatrzymaniu Witolda, trzeciego marca tysiąc dziewięćset czterdziestego ósmego roku. Na pierwszej rozprawie była żona Pileckiego, Maria. Widziała, jak Witold chowa pod stołem pozbawione paznokci dłonie, dostrzegła jego irytację wobec własnego ciała, nad którym nie potrafił już w pełni panować. W ciągu ostatnich miesięcy jakby się postarzał o dwadzieścia lat. Sam Pilecki nie miał wątpliwości, jaki może być werdykt końcowy, gdy w pierwszych słowach aktu oskarżenia został zaklasyfikowany jako płatny rezydent obcego wywiadu przygotowujący zamach na czołowe postacie życia publicznego w Polsce Ludowej.

Obok Witolda na ławie oskarżonych siedzieli Maria Szelągowska, Tadeusz Płużański, Ryszard Krzywicki, Maksymilian Kaucki, Jerzy Nowakowski, Makary Sieradzki i Witold Różycki. Pilecki, spokojny i jakby pogodzony z losem, mówił w końcowych wyjaśnieniach poprzedzających ogłoszenie wyroku:

— Wysoki sądzie, nie przyznaję się do zarzutu aktu oskarżenia, jakobym szpiegował na rzecz obcego mocarstwa. Nie przyznaję się też do tego, jakobym przygotowywał zbrojny zamach na funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, nie przyznaję się też do przyjmowania korzyści majątkowych od generała Andersa.

Pilecki zrobił przerwę, spojrzał na prokuratorów, wziął oddech i mówił dalej:

— Przyznaję się natomiast do zorganizowania na terenie Warszawy siatki wywiadowczej i do założenia trzech magazynów broni, broni, która nigdy od czasów powstania nie była użyta, co pewnie potwierdzą stosowne badania. Przyznaję się do używania fałszywych dokumentów i do tego, że jako oficer nie stawiłem się do Rejonowej Komendy Uzupełnień w celu demobilizacji. Na koniec dodam jedynie, że pracowałem dla legalnego rządu polskiego na emigracji, więc nie kwalifikuję się jako szpieg obcego mocarstwa. Działałem sam, dlatego proszę, by karać jedynie mnie. Reszta tu siedzących miała szczątkowe informacje o całości misji, traktowali to raczej jako pomoc koleżeńską, nie wiedząc do końca, w czym uczestniczą.

Pilecki wiedział, że nie jest istotne, co powie, gdyż rozstrzygnięcia zapadły już poza salą sądową. Piętnastego marca w samo południe na salę weszli prokuratorzy i ławnicy. Witold siedział ze zwieszoną głową, wiedząc, że dziś zapadnie wyrok. Jak zawsze do tej pory, przeczucia nie myliły go.

Gdy stał podczas ogłoszenia wyroku, jakby zza ściany usłyszał:

— Witold Pilecki za zdradę stanu i zdradę narodu polskiego na podstawie artykułu siódmego dekretu z trzynastego czerwca tysiąc dziewięćset czterdziestego szóstego roku zostaje skazany na karę śmierci i pozbawiony jest tym samym praw publicznych oraz obywatelskich na zawsze.

Podobny wyrok usłyszała po chwili Marysia Szelągowska, którą zaklasyfikowano jako płatną informatorkę i kierowniczkę biura studiów wywiadu Andersa. Tadeusz Płużański jako płatny agent Andersa również został skazany na karę śmierci. Makaremu Sieradzkiemu zasądzono dożywotnie więzienie, Kauckiemu dwanaście, Krzywickiemu osiem, a Nowakowskiemu pięć lat więzienia. Po ogłoszeniu wyroku Pileckiemu zezwolono na kilkuminutowe spotkanie z żoną.

Gdy podeszła do oddzielającej go od niej drucianej siatki, zaczęła płakać. Przez łzy mówiła cicho:

— Witold, ja do Bieruta pójdę, przecież zrozumie, że to jakieś nieporozumienie, jesteś bohaterem, a nie zdrajcą, co oni tu wygadywali?

Pilecki stał spokojnie, chowając za siebie zmasakrowane dłonie.

— Nie rób tego Marysiu, to nic nie da. Ja już żyć nie mogę. Oświęcim to była igraszka…

Marię odciągnięto od siatki, kończąc jej ostatnie widzenie z mężem. Dwa dni później Szelągowską i Płużańskiego ułaskawiono od kary śmierci. Uznano, że mimo zdradzieckiej działalności Szelągowskiej, można jej złagodzić wyrok do kary dożywotniego więzienia jedynie ze względu na płeć. Płużańskiemu zamieniono karę śmierci na dożywocie ze względu na podrzędną rolę w organizacji szpiegowskiej. Witold ostatkiem sił napisał do prezydenta Bieruta pełen godności list z prośbą o łaskę. Bolesław Bierut z prawa łaski nie skorzystał. Podobnie Józef Cyrankiewicz odmówił prośbom Tadeusza Pietrzykowskiego i Ludmiły Serafińskiej, by ratować ochotnika z Auschwitz. Na jego temat nie chciał z nikim rozmawiać.

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.