Po tekście "Polityki" o Pileckim: "Wielu ludziom przeszkadza tworzący się typ wartości wzorowany na etosie żołnierzy podziemia niepodległościowego"

Fot. ipn.gov.pl
Fot. ipn.gov.pl

Witold Pilecki nikogo nie obciążył swoimi zeznaniami – z prof. dr hab. Wiesławem J. Wysockim, autorem książki „Rotmistrz Witold Pilecki 1901-1948” i wykładowcą UKSW rozmawia Mateusz Rawicz.

 

Panie profesorze, czy można zgodzić się z tezą Andrzeja Romanowskiego, że rotmistrz Witold Pilecki zdecydował się na lojalność wobec władz komunistycznych?

To ewidentne nadużycie, tego typu stwierdzenie w żadnym wypadku nie jest prawdziwe, nawet przy najbardziej nieżyczliwej interpretacji. To wyjątkowa złośliwość i brak dobrej woli.

 

Z czego wynika taka interpretacja?

Celem jest podważenie idei Żołnierzy Wyklętych, których właściwie należałoby nazywać Żołnierzami Niezłomnymi. Wielu ludziom przeszkadza tworzący się typ wartości wzorowany na etosie żołnierzy podziemia niepodległościowego. Coraz więcej młodych ludzi odkrywa te wartości i przyjmuje jako swoje. Rotmistrz Pilecki jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych Żołnierzy Wyklętych. Ponad dwadzieścia szkół nosi jego imię, jest patronem wielu ulic i miejsc pamięci. To wszystko irytuje „ancien regime”, który próbuje temu przeciwdziałać. Jeżeli zbruka się świetlaną postać rotmistrza to zbruka się wszystkich Żołnierzy Wyklętych, między katem a ofiarą nie będzie różnicy. I to w gruncie rzeczy jest celem takiego działania – zrównanie celów komunistycznego totalitaryzmu z celami podziemia i zatarcie wszelkich wartości. To jest właśnie odwartościowanie życia publicznego, które w pewnych środowiskach jest dzisiaj bardzo modne. Przy okazji jest to uderzenie w IPN, który jest dzisiaj główną instytucją zajmującą się szerzeniem wartości wyznawanych przez Żołnierzy Niezłomnych i prawdy historycznej niewygodnej dla ludzi starego systemu, który ciągle nie przegrał, tamten czas i tamci ludzie niestety nie zostali z niczego rozliczeni.

 

Andrzej Romanowski jako dowody na potwierdzenie swojej tezy przytacza m.in. wierszowany list Pileckiego z 14 maja 1947 r. do nadzorującego śledztwo pułkownika Goldberga-Różańskiego i słowa rotmistrza z Pańskiej książki „Ja już żyć nie mogę – mnie wykończono”.

Znam wszystkie materiały o Witoldzie Pileckim, więc przypuszczam, że wiedział, że jeśli napisze zwykły list do Różańskiego to ten go z pewnością nie przeczyta. List w formie wiersza stwarzał szansę, że adresat go przeczyta. Pilecki zawarł w nim pewne porozumienie, jakie można zawrzeć w więzieniu, taki układ zawarł np. z Niemcami pułkownik Albrecht, takie porozumienia zawierali z komunistami pułkownicy sztabowi Armii Krajowej, bo wierzyli w etos słowa honoru oficerskiego. Wydawało im się, że niezależnie od munduru czy ideologii jest coś takiego jak szacunek oficera do noszonego munduru. Okazało się, że u ludzi pokroju Różańskiego takie umowy nie miały żadnego znaczenia, mogli zawierać każde porozumienie i żadnego nie dotrzymywali. W jakiś sposób Pilecki mógł czuć się oszukany, aczkolwiek trzeba powiedzieć, że uratował wiele osób, które były włączone w jego działalność. W filmie Bugajskiego Różański wypomina to Pileckiemu.

 

Czy można twierdzić, jak robi to autor tekstu w tygodniku Polityka, że Pilecki doprowadził swoimi zeznaniami do wydania wyroku śmierci na Szelągowską?

W żadnym wypadku. W grupie Pileckiego byli prowokatorzy, śledczy mieli doskonałe rozeznanie co do składu grupy. Z dokumentacji operacyjnej sprawy wynika, że wiele osób było rozpracowanych pod względem charakterystyki i kontaktów konspiracyjnych. Jeżeli przesłuchania trwały wiele godzin albo wiele dni i z przesłuchania mamy jedną lub dwie kartki papieru to są to informacje operacyjne, które przesłuchujący wkładał w usta przesłuchiwanego, o których wiedział wcześniej z różnych materiałów operacyjnych i chciał tylko uzyskać potwierdzenie podczas przesłuchania. To nie były żadne donosy, tylko zeznania wymuszone torturami, o których przesłuchujący wiedzieli z innych źródeł. Ktoś, kto w ten sposób opisuje Pileckiego, albo nie ma dobrej woli albo nie ma wiedzy. Zakładam, że to pierwsze rozwiązanie jest bardziej prawdopodobne.

 

Czy można stwierdzić, że rotmistrz kogokolwiek obciążył swoimi zeznaniami? Czy są na to dowody?

Nie ma żadnych.

 

Andrzeja Romanowski nie wspomina o torturach, jakie przechodził rotmistrz.

Bagatelizuje przesłuchania. Pilecki miał kilka takich śledztw – zrywano mu paznokcie u rąk i nóg, miażdżono jądra, sadzano na nodze od stołka. Tortury trwały bardzo długo, Pilecki wycierpiał bardzo wiele, był więziony w izolatce. Dla śledczych uchodził za najbardziej groźnego z całej grupy, niezwykle groźny był także dla osoby, która przyczyniła się do jego śmierci.

 

Kogo ma Pan na myśli?

Józefa Cyrankiewicza.

 

Jak była jego rola?

Od nieżyjących kustoszy muzeum oświęcimskiego dowiedziałem się, że Cyrankiewicz workami wywoził stamtąd akta. Potwierdza to również Henryk Piecuch, oficer służb specjalnych Straży Granicznej. Przy okazji Piecuch dodaje, że bezpieka miała Cyrankiewicza doskonale rozpracowanego i dlatego był wobec nich posłuszny. Wszystko wskazuje na to, że Cyrankiewicz był w obozie konfidentem Gestapo. Wyjechał z Auschwitz w obawie przed zamachem, przygotowywanym na niego przez podziemie obozowe. Potem, jako dawny PPSowiec przeszedł na stronę komunistów i był ich konfidentem, były na niego kompromitujące papiery więc był dyspozycyjny  wobec nich.

 

Wywiad ukazał się w tygodniku „Nasza Polska” nr 21 (916) z 21 maja 2013 r.

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.