Relacja z procesu Wojciecha Sumlińskiego o rzekomą płatną protekcję podczas procesu weryfikacji żołnierzy WSI

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Przedstawiam Państwu kolejną relację z procesu, w którym Prokuratura, powołując się na art.230 par.1 kodeksu karnego, oskarża dziennikarza śledczego Wojciecha Sumlińskiego oraz byłego wysokiego funkcjonariusza kontrwywiadu PRL, płk. Aleksandra L., o rzekomą płatną protekcję podczas procesu weryfikacji żołnierzy WSI, prowadzonym przez komisję pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza w czasie likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych.

Rozprawie, która rozpoczęła się o godz. 10-tej, a zakończyła ok. 13:30, przewodniczył SSR Stanisław Zdun, oskarżonego Aleksandra L. reprezentowała aplikant adwokacki Sandra Orzechowska, a Wojciecha Sumlińskiego aplikant adwokacki Małgorzata Pyziak (w trakcie rozprawy dołączyła do niej aplikant adwokacki Konstancja Puławska, a pod koniec także mecenas Waldemar Puławski). Prokuraturę reprezentował prokurator Robert Majewski.

Na rozprawę stawił się świadek, dr Leszek Pietrzak. Zanim rozpoczęło się jego przesłuchanie, o głos poprosił Wojciech Sumliński, który wygłosił dwa krótkie oświadczenia. W pierwszym odniósł się do faktu, że nie stawił się na rozprawę w dn.16.04.2013 r. Oświadczył, że nie było to spowodowane "obowiązkami zawodowymi", jak to odnotowano w protokóle, ale była to jego świadoma decyzja, ponieważ nieco wcześniej otrzymał informację od swojego obrońcy, Waldemara Puławskiego, że na rozprawę nie stawi się żaden z wzywanych świadków i z dużym prawdopodobieństwem zostanie odroczona. Wojciech Sumliński podkreślił, że nie ma dla niego ważniejszych obowiązków zawodowych, niż toczący się przeciwko niemu proces i chce uczestniczyć we wszystkich rozprawach, o czym świadczy chociażby fakt, że przybył na dzisiejszą, mimo zatrucia pokarmowego.

Drugie oświadczenie oskarżonego dziennikarza odnosiło się do wskazania Sądu z poprzedniej rozprawy, aby zapoznał się z materiałami dotyczącymi skazania prawomocnym wyrokiem sądowym płk.Leszka Tobiasza (skazanego najpierw przez WSO w Warszawie, a potem potwierdzonym przez Izbę Wojskową Sądu Najwyższego, wyrok opiewał na pół roku więzienia w zawieszeniu za przekroczenie uprawnień - przyp.aut.) Dziennikarz powiedział, że zapoznał się z jawną częścią dokumentów z tego procesu (część była tajna, m.in. uzasadnienie wyroku przez Sąd), z których jasno wynika, że płk.Leszek Tobiasz wielokrotnie kłamał, co oznacza, że w jego sprawie Prokuratura oparła się na zeznaniach kłamcy. Wojciech Sumliński stwierdził, że widzi wiele analogii w odniesieniu do obydwu spraw - przed wszystkim zmienność i twórcze rozwijanie zeznań, w zależności od rozwoju sytuacji.

Dziennikarz przypomniał, że początkowo płk. Tobiasz w ogóle nie uwzględniał jego osoby w swoich zeznaniach (podobnie, jak Krzysztof Bondaryk, były szef ABW, a także Bronisław Komorowski, obecny Prezydenta RP) - dopiero po pewnym czasie płk. Tobiasz "przypomniał" sobie o rzekomym udziale dziennikarza w sprawie rzekomej korupcji. Wojciech Sumliński dodał, że bardzo wiele dokumentów związanych z płk.Tobiaszem jest oznaczonych klauzulą "ściśle tajne", jak np. akta spraw karnych przeciwko płk.Tobiaszowi, które zawieszono, kiedy został świadkiem Prokuratury. Tajność dotyczy równiez sprawy "Anioł", w której płk.Tobiasz złamał prawo, ponieważ inwigilował biskupa katolickiego (chodzi o Arcybiskupa Paetza - przyp.aut.), będąc funkcjonariuszem WSI, co zdecydowanie wykraczało poza zakres jego kompetencji.

Wojciech Sumliński podkreślił, że z materiałów sprawy, z którymi się zapoznał, wynika, że płk.Tobiasz był kłamcą - i właśnie na zeznaniach kłamcy oraz przestępcy, skazanego prawomocnym wyrokiem, Prokuratura oparła akt oskarżenia w jego sprawia, co, jego zdaniem, w odróżnieniu od zdania Prokuratury, ma istotne znaczenie.

Wojciech Sumliński oświadczył również, że wystąpi do Sądu z wnioskiem o wyznaczenie posiedzenia zamkniętego, aby Sąd mógł się zapoznać z materiałami ze spraw dotyczących płk.Tobiasza, objętych klauzulą tajności i przekonać się osobiście, z jak niewiarygodną postacią ma tym przypadku do czynienia. Dziennikarz dodał, że będzie prosił Sąd o zapoznanie się także z umorzoną przez Prokuraturę sprawą dotyczącą rzekomego handlu Aneksem do Raportu o WSI, aby Sąd zobaczył, jak bardzo płk. Tobiasz nakłamał w tamtej sprawie, co został potwierdzone przez Prokuraturę decyzją o jej umorzeniu.

Po oświadczeniach złożonych przez Wojciecha Sumlińskiego, Sędzia Stanisław Zdun przystąpił do odczytywania kolejnych fragmentów stenogramów rozmów, nagranych przez płk.Tobiasza - jak wynika z opisu samego płk.Tobiasza, było to drugie nagranie rozmowy z Leszkiem Pietrzakiem, lecz jednocześnie ich czwarte spotkanie, które odbyło się 15.02.2007 ok. godz.21-ej w restauracji na ul.Piwnej. Początkowo rozmowa krążyła wokół sprawy o kryptonimie "Anioł". Leszek Pietrzak, mówiąc, że "(...)wsadził mnie pan na minę (..)", starał się uzyskać od płk.Tobiasza informacje, po co ta sprawa była robiona, skoro nie należała do kompetencji WSI, a także wskazując, że nie było o niej poinformowane kierownictwo MON. Płk.Tobiasz ripostował, że informacje poszły "bardzo wysoko", do ministra MON, a może nawet do samego ówczesnego Prezydenta (Kwaśniewskiego - przyp.aut.) i tłumaczył, że jego zdaniem należałoby go za tę sprawę pochwalić, a nie ganić.

Źródło, na podstawie którego rozpoczęto tę sprawę, osoba o pseudonimie "Magnat", zdaniem płk.Tobiasza, było bardzo wiarygodne, a od osoby, którą to źródło wskazało, a która to osoba miała dostęp do materiałów z Instytutu Gaucka, uzyskano informację, że arcybiskup mógł zostać, za pomocą szantażu opartego na rzekomych skłonnościach homoseksualnych biskupa, zmuszony do współpracy ze STASI, wschodnio-niemiecką służbę bezpieczeństwa. Płk.Tobiasz sugerował także Leszkowi Pietrzakowi, że był to jakoby odprysk innej sprawy, prowadzonej o szpiegostwo (jak zrozumiałem, ze strony GRU - przyp.aut), i dlatego prowadziło ją WSI. Płk.Tobiasz zajął sie sprawą arcybiskupa Paetza, ponieważ dostał taką "komendę" od szefa zarządu kontrwywiadu i stwierdził, że nawet dostał za nią nagrodę. Leszek Pietrzak pytał płk.Tobiasza, dlaczego w takim razie teczka tej sprawy jest zdekompletowana, a spis dokumentów nie zgadza się z jej zawartością. Płk.Tobiasz tłumaczył, że on w tamtym czasie otrzymał awans, został szefem oddziału i nie kontrolował, co dalej działo się w tej sprawie, natomiast teczkę przekazał w absolutnym porządku.

Na stwierdzenie Leszka Pietrzaka, że WSI nie powinno zajmować się tą sprawą, a poza tym wygląda to jak sprawa prowadzona przeciwko Kościołowi, płk.Tobiasz odpowiedział, że oni (WSI) nie robili niczego, żeby "podejść" pod Arcybiskupa, a on nie mógł przejść obojętnie obok sytuacji, że ktoś mógłby Arcybiskupa szantażować, biorąc pod uwagę pogłoski, że cała dokumentacja STASI znalazła się w Moskwie.Po odczytaniu tego fragmentu stenogramu, nastąpiła seria pytań do świadka. Jako pierwszy zadał je Sąd, pytając, czy Leszek Pietrzak przypomina sobie tę rozmowę. Świadek odpowiedział, że słabo, ale zwrócił uwagę, że była to jego czwarta rozmowa z płk.Tobiaszem, a drugie nagranie, co, jego zdaniem, świadczy o tym, że nagrania te zostały poddane selekcji, co było manipulacją, aby odpowiednio ukierunkować działania organów ścigania. Sąd zapytał następnie, co świadek miał na myśli, kiedy mówił podczas rozmowy do płk.Tobiasza "pan nie powiedział wszystkiego, pan mnie na minę wsadził". Leszek Pietrzak odparł, że nie pamięta, ze względu na upływ czasu (ponad 6 lat - przyp.aut.), co miał na myśli, ale wszystko, co mówił, było podyktowane celem, w jakim prowadził te rozmowy i w zdecydowanej większości nie polegało na prawdzie. Sąd zapytał Leszka Pietrzaka, czy rzeczywiście była taka sprawa o kryptonimie "Anioł" i czy zapoznawał się ze sprawą inwigilacji Arcybiskupa Paetza - świadek odpowiedział, że pojawiał się taki wątek, pisały o takiej sprawie media i nie może wykluczyć, że się nią zajmował, ale nie jest pewien, kiedy to było. Świadek nie był też pewien, czy w tej sprawie zostało złożone doniesienie do Prokuratury.

Sąd dopytywał też o dokumenty z Instytutu Gaucka, ale Leszek Pietrzak odparł, że ze względu na upływ czasu, nie potrafi sobie przypomnieć, czy takie dokumenty istniały i czy teczka sprawy "Anioł" faktycznie była zdekompletowana.Prokurator zapytał świadka, jakie ma dowody, że rozmowa, której fragment stenogramu odczytano, była wyselekcjonowana - Leszek Pietrzak zwrócił uwagę, że pojawiają się w niej wątki, które, jego zdaniem, są kontynuacją jakiejś poprzedniej rozmowy między nim a płk.Tobiaszem. Prokurator Majewski dopytywał, które wątki świadek ma na myśli, skoro to nagranie ma być dowodem na selekcję - Leszek Pietrzak odpowiedział, że chodziło mu o to, że całość nagrań została poddana selekcji, poprzez wyłączenie niektórych z nich. Prokurator ponownie zapytał świadka, czy w takim razie odczytany przed chwilą fragment stenogramu został zdaniem świadka wyselekcjonowany - Leszek Pietrzak powtórzył, że mówiąc o selekcji, odnosił się do całości nagrań i poprosił o nie manipulowanie jego wypowiedzią, na co prokurator zareagował krótkim "co?"Na pytanie Sądu, co to "co?" miało oznaczać, prokurator Majewski odpowiedział, że był to wyraz jego zdziwienia słowami świadka i poprosił, aby świadek wyjaśnił, co miał na myśli - Leszek Pietrzak odpowiedział, aby nie odwracać jego wypowiedzi. Leszek Pietrzak przypomniał, że sam płk.Pietrzak mówi na początku odczytywanego przez Sąd nagrania, że jest to ich czwarte spotkanie, ale drugie nagranie.Prokurator zapytał Leszka Pietrzaka, że skoro jego zdaniem "to nagranie do dowód selekcji", czy w takim razie jest w stanie wskazać te wątki z odczytywanego nagrania, które są kontynuacją jakichś poprzednich rozmów (nie zarejestrowanych przez płk.Tobiasza - przyp.aut.).

Leszek Pietrzak odpowiedział, że w tej chwili trudno jest mu te wątki wskazać, bo materiał jest bardzo obszerny, a on nie zapoznał się ze stenogramami. Prokurator chciał się też dowiedzieć, czy świadek znalazł jakieś dowody, że dwa nagrania zostały zniszczone przez nagrywającego. Leszek Pietrzak zauważył, że nie odczytano jeszcze całości stenogramów, więc nie może się do tego odnieść, choć ma przekonanie, że sprawa "Anioł" musiała być poruszana podczas wcześniejszych rozmów.Po tej wypowiedzi świadka, na wniosek Aleksandra L., Sąd zarządził przerwę. Chwilę wcześniej jedna z osób z publiczności podała jakąś kartkę Wojciechowi Sumlińskiemu - prokurator zwrócił się z wnioskiem, aby dziennikarz przedłożył tę kartkę do wglądu Sądowi, co dziennikarz niezwłocznie uczynił. Kartka ta nie miała prawdopodobnie nic wspólnego z toczącą się sprawą, bowiem Sąd nie wyciągnął żadnych konsekwencji z tego zdarzenia.Po przerwie Sąd kontynuował odczytywanie stenogramu drugiego nagrania rozmowy pomiędzy Leszkiem Pietrzakiem i płk.Tobiaszem. W dalszym ciągu obracała się ona w kręgu sprawy o kryptonimie "Anioł" - Leszek Pietrzak powiedział płk.Tobiaszowi, że najważniejsze, aby ta sprawa nie znalazła się w Raporcie i żeby nie było w tej sprawie żadnego doniesienia. Płk.Tobiasz ponownie przywołał osobę o pseudonimie "Magnat", mówiąc, że to zarejestrowane "źródło z tradycjami", które brało udział w grach operacyjnych, dlatego sygnały od niego zostały potraktowane poważnie. Płk. Tobiasz dodał, że ze wszystkich działań pisał raporty, wszystko jego działania były wiadome kierownictwu, a dokumentację oznaczał klauzulą "ściśle tajne", ze względu na podejrzenia o szpiegostwo, nie zniszył też ani jednej karteczki z teczki "Anioł".

Następnie płk.Tobiasz zaczął opowiadać Leszkowi Pietrzakowi o sprawie jakiegoś generała, funkcjonującego w strukturach NATO w Niemczech, pilnie poszukującego pożyczki w kwocie 200 tys. zł, którego osobą zajmował się od strony kontrwywiadowczej pod koniec swojej służby w WSI, a także o swoich niedawnych rozmowach w MON, w departamencie kadr, w sprawie objęcia przez niego jakiegoś stanowiska w attaszacie wojskowym.W tym momencie Sąd przerwał odczytywanie stenogramu i zapytał świadka, czy przypomina sobie ten fragment rozmowy, w tym słowa wypowiedziane przez świadka, że " trzeba powalczyć, żeby pan się w załącznikach nie znalazł, żeby nie było doniesienia". Leszek Pietrzak odpowiedział, że samej rozmowy nie pamięta, ale, jego zdaniem, były to konstruanty słowne na potrzeby tej rozmowy, miały budować zaufanie płk.Tobiasza do jego osoby. Nie miał też żadnej wiedzy w tamtym czasie, czy miało zostać złożone jakieś zawiadomienie do organów ścigania wobec osoby płk.Tobiasza, choć takiej możliwości nie wykluczał - on sam jednak nic na ten temat nie wiedział. Sąd zapytał, czy w takim razie słowa świadka skierowane do płk.Tobiasza to był czysty blef - świadek potwierdził, że tak.

Prokurator zapytał, jak świadek się odniesie do jednego z fragmentów odczytanego stenogramu, że opiniował sprawę płk.Tobiasza (przed komisją weryfikacyjną - przyp.aut.). Leszek Pietrzak odparł, że to także był blef wyłącznie na potrzeby tej rozmowy.Po tych wyjaśnieniach świadka, Sąd odczytał kolejne fragmenty stenogramu, w których znów była mowa o sprawie "Anioł" - Leszek Pietrzak sugerował płk.Tobiaszowi, aby ten, w razie pytań, mówił, że sprawa "Anioł" została mu zlecona do wykonania, a on informował o działaniach podejmowanych w tej sprawie swoje szefostwo. Leszek Pietrzak mówił także płk.Tobiaszowi, aby w swoich ewentualnych rozmowach w MON, dotyczących stanowiska w attaszacie, podkreślał swoje doświadczenie w tego typu pracy. Potem rozmowa znów wróciła do sprawy o kryptonimie "Anioł" - płk.Tobiasz mówił, że istniały dokumenty źródłowe z Instytutu Gaucka, podał kryptonim kolejnej osoby w nią zaangażowanej, "Rektor", mówił o dziennikarzu, który miał te materiały opublikować, a także starał się przekonać Leszka Pietrzaka, że powinien być protokół przekazania dokumentacji tej sprawy, kiedy on awansował i odchodził na stanowisko szefa oddziału. Opowiadał też Leszkowi Pietrzakowi historię, że tuż przed swoim awansem pozyskał informację, że w Polsce będzie przebywać żona wysokiego oficera służb specjalnych Uzbekistanu, co mogło być interesujące ze względu na zaangażowanie polskich sił zbrojnych w pobliskim Afganistanie - miało to prawdopodobnie podkreślić zaangażowanie i pracowitość płk.Tobiasza w oczach Leszka Pietrzaka. Przez tą swoją pracowitość i skrupulatność, miał ponoć być nie za bardzo lubiany przez swoich ówczesnych szefów. Opowiedział też Leszkowi Pietrzakowi, jak pewnego razu został zaczepiony przez jakąś Rosjankę w okolicach Dworca Centralnego, aby wskazał jej drogę - nawet takie sytuacje raportował, bo bał się, że mogły być elementem jakiegoś sprawdzania jego osoby lub przygotowywania jakiejś wymierzonej w niego prowokacji.Po odczytaniu tego fragmentu, Sąd zapytał świadka, czy pamięta treść tej rozmowy. Leszek Pietrzak odpowiedział, że wątek "kościelny" przewijał się w jego rozmowach z płk.Tobiaszem, bo był dla niego interesujący, liczył na jego pogłębienie, starał się zachęcić płk.Tobiasza do zwierzeń, aby uzyskać na ten temat więcej informacji, np. czy płk.Tobiasz niszczył dokumenty ze swoich działań, a przy tym cały czas starał się stworzyć u płk.Tobiasza wrażenie, że nadal ma szansę na karierę zawodową, co z jego strony było blefem. Odnosząc się do fragmentu dotyczącego MON,

Leszek Pietrzak stwierdził, że w latach 2006 - 2008 nie miał żadnej wiedzy, na jakich zasadach minister MON wyznacza osoby do pracy w attaszatach wojskowych, a jego współpraca z Aleksandrem Szczygło, byłym ministrem MON w czasach rządów PiS, miała miejsce dopiero od jesieni 2008 r., kiedy został jego współpracownikiem w ramach BBN ( śp.Aleksander Szczygło był szefem BBN do tragicznego dnia 10.04.2010 r. - przyp.aut.)Prokurator Majewski zapytał świadka, czy rady, jakie zdaniem prokuratora, Leszek Pietrzak dawał podczas tej rozmowy płk.Tobiaszowi, jak ten ma się zachowywać podczas ewentualnych zeznań przed Komisją Weryfikacyjną WSI, jak ma się tłumaczyć np. ze sprawy "Anioła", były również grą operacyjną. Leszek Pietrzak odpowiedział, że w jego rozumieniu, nie były to żadne rady, chodziło o budowę zaufania pomiędzy nim, a płk.Tobiaszem, a on tylko reasumował to, co wcześniej mówił sam płk.Tobiasz.

Prokurator zapytał, czy w związku z tymi radami, Leszek Pietrzak nie powinien jednak zarejestrować formalnie prowadzonej przez siebie gry operacyjnej z płk.Tobiaszem, jako że rady te, zdaniem prokuratora, były bardzo szczegółowe - Leszek Pietrzak odparł, że to nie były żadne rady, traktował swoje rozmowy z płk.Tobiaszem na zasadach sondażowych, czy będzie możliwe, aby płk.Tobiasz podzielił się swoją wiedzą przed Komisją Weryfikacyjną WSI.Na tym rozprawa została zakończona - kolejna odbędzie się we wtorek, 28 maja o godz.11:30, w sali 29 Sądu Rejonowego dla Warszawa - Wola, ul.Kocjana 3.

Niestety, na relacjonowanej przeze mnie rozprawie, po raz kolejny zabrakło przedstawicieli mediów niezależnych. To, że na proces nie przychodzą dziennikarze i reporterzy z mediów "zaprzyjaźnionych" z władzą, jest dla mnie w gruncie rzeczy oczywiste - niestety, nie potrafię zrozumieć, dlaczego tą jedną z najważniejszych spraw sądowych toczących się w naszym kraju, nie interesują się media, którym powinno na tym najbardziej zależeć - powody są chyba oczywiste...

Uprzejmie proszę Szanownych Czytelników tej relacji, aby w ewentualnych komentarzach posługiwać się imieniem i inicjałem nazwiska, współoskarżonego w tym procesie wraz z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim, byłego wysokiego oficera kontrwywiadu PRL, Aleksandra L., ponieważ nie wyraził on zgody na podawanie w relacjach z procesu na swoich danych osobowych ani na publikowanie swojego wizerunku.

bloger ander

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych