Najważniejszym wyzwaniem dla Polski jest sprawienie, by Polacy przestali wyjeżdżać z kraju, mieli po co tutaj wrócić i chcieli mieć w Polsce dzieci. To moje credo obecności w polityce i swoje działania publiczne staram się mu podporządkowywać.
Nie da się tego celu osiągnąć bez instytucjonalnego i prawnego poprawienia sytuacji rodziny, zwłaszcza pełnej rodziny wychowującej dwójkę i więcej dzieci. Konieczna jest też zmiana społeczna w postrzegania rodzin wielodzietnych i wielodzietności.
Dlatego wziąłem udział w Kongresie Rodzin i Kobiet Konserwatywnych organizowanym w Poznaniu. Organizatorom gratuluję pomysłu i dziękuję za zaproszenie. Mam nadzieję, że impreza ta będzie miała charakter cykliczny i zaczyna proces integracji i sieciowania osób i organizacji działającymi na rzez rodziny, co jak pokazują inicjatywy legislacyjne większości rządowej uderzające w tradycyjną rodzinę – jest bardzo potrzebne.
Zanim przejdę do konkretów, napiszę o dwóch sprawach bardzo osobistych. Moje postrzeganie rodziny ukształtowały przede wszystkim dwa doświadczenia. Pierwsze, negatywne: rozpad małżeństwa moich rodziców – które jak każde dziecko musiałem w sobie przepracować i wydaje mi się, że ta praca nigdy się nie zakończyła. Drugie, fantastyczne doświadczenie, to moje małżeństwo i ojcostwo czwórki dzieci, które dają mi siłę do pracy nad sobą i do pracy w ogóle.
Konkrety zacznę od „cytatu”, przypisanego mi przez dziennikarkę „Gazety”, a później napiszę, co myślę o sprawach rodziny i o czym mówiłem podczas Kongresu.
Najpierw „cytat”:
„- Ludzie z rodzin wielodzietnych to lepsi obywatele, od dziecka uczą się prospołecznych postaw - zaznacza Wipler. Jego zdaniem trudno o dzietność w skażonym środowisku, w którym żyją dziś polskie rodziny. Mówi o programie telewizyjnym, w którym występował wraz z posłanką Anną Grodzką. - Gdy weszła do garderoby, czteroletnia córka złapała mnie przerażona za nogę: "Tato, a dlaczego ten pan jest w sukience?". Co miałem jej odpowiedzieć? Ja, jak byłem w jej wieku, to nawet w telewizji takich rzeczy nie widywałem - wspomina. Jak mówi, aby oszczędzić swoim dzieciom traum, wybrał dla nich przedszkole i szkołę, do których nie są przyjmowane dzieci rozwodników i samotnych rodziców.”
A teraz, co myślę w tych sprawach i o czym (po części) mówiłem na Kongresie:
-
Dyskryminacja. Pełna rodzina wychowująca dzieci jest w Polsce dyskryminowana. System podatkowy, system emerytalny, zasady dostępu do usług publicznych (żłobki, przedszkola), system socjalny – dyskryminują rodziny pełne, wychowujące dzieci. Mówiłem o tym na Kongresie, podawałem przykłady (m.in. przykład kolegi, który znalazł zatrudnienie dla żony na czas zapisów do przedszkola w Bytomiu, na które szanse mieli tylko rodzice samotnie wychowujący dzieci lub oboje rodzice pracujący poza domem). Tak po prostu jest, to jest patologia i trzeba to zmienić. Nie można rodziców dyskryminować za to, że starają się sami jak najdłużej wychowywać dzieci sami, poświęcając im swój czas i rezygnując dla nich z pracy na drugi etat poza domem. To kwestia wolnego wyboru rodziców – model wychowania dzieci, decyzja o oddawaniu ich do żłobka bądź osobistym wychowaniu – nie powinny być karane. Środki publiczne przekazywane na ten cel powinny być dystrybuowane w sposób neutralny. Z wszystkich rodzajów dyskryminacji występujących w Polsce najbardziej pilna jest walka z dyskryminacją pełnych rodzin wielodzietnych.
-
Kapitał społeczny. Rodzina wielodzietna i wielopokoleniowa jest fantastycznym generatorem kapitału społecznego. Kultura egoizmu w której funkcjonujemy ma duży związek z kulturą „jedynaków”. To, co kiedyś było pewną oczywistością, teraz wymaga dowodów naukowych. Dzieciom z rodzin wielodzietnych co do zasady łatwiej się adoptować w grupie, mają pewne przewagi nad jedynakami. Rodzina jest podstawowym, a jednocześnie niedocenianym miejscem produkcji kapitału społecznego, zaufania. Za wykazywanie podobnych oczywistych prawd i analizowanie ich nagrody Nobla dostawali ekonomiści. Gary Becker badał szeroko ekonomię rodziny (polecam zwłaszcza “Human Capital and the Rise and Fall of the families” – tutaj cały tekst w PDF.: http://www.nber.org/chapters/c11237.pdf) a James Heckman postawił i obronił tezę, że nie ma inwestycji o lepszej stopie zwrotu niż inwestycja w dobrą rodzinę (tutaj wykład profesora w tym temacie: http://www.heckmanequation.org/content/resource/family-matters). Ten kapitał społeczny sprawia, że dzieciom z rodzin wielodzietnych jest co do zasady łatwiej: mają inne relacje w grupie, nawyki, przyzwyczajenia. Od maleńkości muszą negocjować, wypracowywać kompromisy, ustępować, mierzyć zamiary na siły. Jako dorośli – jak wynika z wielu badań, chętniej angażują się w życie społeczne, działają na rzecz swojej wspólnoty, przejawiają postawy obywatelskie.” W wielu miejscach na świecie sprawy te są przedmiotem poważnych, wieloletnich badań statystycznych – jako przykład takiego miejsca mogę podać na przykład The Marriage and Religion Research Institute (http://www.marri.us/). Ekspert tej instytucji Dr. Henry Potrykus przyjechał do Polski na zaproszenie Fundacji Republikańskiej i zaprezentował nam, jak to się robi w USA. Realizując projekty w ramach Federally Funded Research and Development Centers (FFRDCs) zdobył doświadczenie, dzięki któremu mógł pokazać nam, jak Amerykanie nie tylko badają te sprawy, ale starają się je przekładać na działania polityczne i prawne. Dobrze funkcjonując rodzina wielodzietna generuje kapitał społeczny, jest efektywna ekonomicznie, daje dobry star dzieciom. Co oczywiście nie uprawnia do twierdzenia włożonego mi w usta przez dziennikarka „Gazety”, że „Ludzie z rodzin wielodzietnych to lepsi obywatele.” Różnie z tym bywa – zwłaszcza na konkretnych przypadkach. Moja żona jest jedynaczką, a nieporównanie bardziej poważnie podchodzi do swoich obowiązków obywatelskich niż niejedna znana mi osoba z rodziny wielodzietnej…
-
Anna Grodzka. Osoba funkcjonująca w polityce w oparciu o to, że ze swojej seksualności uczyniła znak rozpoznawczy. Nie wiem jakie ma poglądy na gospodarkę, sprawy społeczne, właściwie jakiekolwiek inne niż te dotyczące tematyki LGBT i związków partnerskich. Rozmowa z 4. letnią córką nie mającą cienia wątpliwości w sprawie płci Anny Grodzkiej i wytłumaczenie jej, dlaczego Anna Grodzka jest w sukience – to było poważne wyzwanie. Anna Grodzka moim zdaniem wie, że takie reakcje wywołuje (nie tylko u dzieci) i uczyniła z tego swój znak rozpoznawczy w życiu publicznym. Jako rodzic starający się dzieciom tłumaczyć na czym świat polega, czym jest rodzina, małżeństwo, czym się różnią chłopcy od dziewczynek (na każdej płaszczyźnie), co jest dobre a co złe – miałem nie lada wyzwanie. Dlatego na Kongresie przytoczyłem ten przykład jako znak tego, jak bardzo świat się zmienia. A zmienia się bardzo.
-
Szkoła, przedszkole. Wybór przedszkola, szkoły – to wybór miejsca, które może rodzicom pomagać w wychowaniu dzieci, może im też ten proces właściwie uniemożliwić. To wybór otoczenia w którym nasze dziecko spędza kilkadziesiąt godzin w tygodniu. Ja wybrałem miejsce, które stawia na współpracę z rodzicami, miejsce które ma być przedłużeniem tego co dzieje się w naszym domu. Nie jest to szkoła o charakterze wyznaniowym, ale o jasnym modelu wychowawczym. Rodzice uczniów zgadzają się co do tego, że podstawą wychowania jest naturalna rodzina oparta na trwałym związku mężczyzny i kobiety. Wychowanie jest rodzajem budowania – bardzo trudnego i wymagającego, ponieważ dotyczy człowieka. Stosując pewną analogię można porównać je do budowania domu. Domy mogą wyglądać bardzo różnie, ale zawsze muszą mieć solidne fundamenty, które jakościowo nie będą się od siebie różniły. Podobnie jest z naszymi rodzinami. Są bardzo różnorodne, każda z nich jest jedyna w swoim rodzaju, ale każdej zależy, aby ten fundament był solidny. Stowarzyszenie prowadzące szkołę tworzą rodzice i nauczyciele pragnący dobrze i kompetentnie wychowywać dzieci. Ten wspólny mianownik łączy ludzi pochodzących z bardzo różnych środowisk i grup zawodowych, mających różne zainteresowania, a niejednokrotnie należących do różnych wyznań (i także niewierzących). Szkoła ma też rys solidarystyczny i promujący wielodzietność – również w wymiarze finansowym. Rodziny, którym możliwości finansowe nie pozwalają na opłacanie czesnego w pełnej wysokości mają możliwość skorzystania z tzw. „indywidualnego ustalenia wysokości czesnego”. Jednym z głównych założeń szkoły, od początku jej funkcjonowania, jest to, aby kryterium ekonomiczne nie było najważniejszym (lub co gorsza jedynym) kryterium przyjęcia rodziny. Po czterech latach współpracy z naszym przedszkolem i szkołą jestem przekonany, że wybraliśmy miejsce wyjątkowe. Więcej: chciałbym, żeby wszystkich polskich rodziców było stać na taki wybór. Przyjęcie czwartego dziecka było dla nas zdecydowanie łatwiejsze w otoczeniu, w którym czwórka dzieci na rodzinę to średnia…
-
Rozwody. To dramatyczne doświadczenie, coraz częstsze. Mieszkam i pracuję w Warszawie – mieście, w którym co drugie małżeństwo się rozpada. Mając do wyboru przedszkole czy szkołę, w której prawie nie ma dzieci dotkniętych przeżyciami związanymi z rozwodem rodziców, lub szkołę do której chodzi 70% dzieci dotkniętych tym zdarzeniem – bez wahania wybrałbym pierwszą opcję. W momencie, gdy nasza najstarsza córka zaczynała swoją przedszkolną przygodę na ten aspekt praktycznie nie zwracałem uwagi. Mam jednak wielu przyjaciół, znajomych, którzy posłali dzieci do drogich przedszkoli i szkół, w których ma miejsce druga sytuacja. Historie, które opowiadają sobie o rozwodzących się rodzicach dzieci w przedszkolu i które przynoszą do domu to ta część dzieciństwa, która póki co omija nasze dzieci. I nie jest to problem skali mikro. Tak jak silna opiekuńcza wielodzietna rodzina buduje kapitał społeczny – rozwód go dewastuje. Zainteresowanym polskimi opracowaniami na ten temat polecam materiały z kampanii społecznych Fundacji „Mama i Tata”. (www.mamaitata.org.pl). Zwłaszcza polecam „Raport o rozwodach” tej fundacji z grudnia 2011 r. – porażająca lektura. Jeśli ktoś chce polemizować w tym zakresie, niech polemizuje merytorycznie ze specjalistami, którym ja wierzę.
-
Polityka prorodzinna. 30 grudnia 2010 r. premier Donald Tusk na pytanie dziennikarza o to, czy planowana w przyszłości reforma systemu emerytalnego pozwoli rozbroić „bombę demograficzną”, odpowiedział: „Bomby demograficznej nie rozbroi nikt, poza nami samymi. My możemy napisać 150 ustaw, zbudować 65 systemów emerytalnych, a bomba demograficzna po polsku nazywa się: za mało dzieci. A skoro za mało dzieci, to nie trzeba pisać ustaw, tylko wziąć się do zupełnie innej roboty”.
Jak pokazują ostatnie miesiące – i w tej sprawie zmienił zdanie. Polityka ta powinna polegać na nie przeszkadzaniu rodzinom, zabieraniu im mniejszej ilości podatków i danin publicznych i eliminacji mechanizmów sprawiających, że państwo czy samorząd traktują lepiej dzieci z rodzin niepełnych. Projekt takiej polityki zaproponowali moi koledzy z Fundacji Republikańskiej w raporcie „Polityka prorodzinna w Polsce”. Wskazują w nim, że skuteczna i sprawiedliwa polityka prorodzinna powinna spełnić trzy kryteria:
1) Powszechność – polityka prorodzinna powinna być oddzielona od pomocy społecznej. Świadczenia powinny przysługiwać wszystkim rodzicom, a nie tylko wybranym ze względu na kryterium niskich dochodów. Polityka prorodzinna ma nie tyle zapobiegać ubóstwu, ile rekompensować rodzicom (przynajmniej częściowo) niedogodności finansowe, często o charakterze fiskalnym, związane z ponoszonym przez nich trudem posiadania i wychowania dzieci.
2) Progresywność – polityka prorodzinna powinna bardziej wspierać rodziny wielodzietne niż te posiadające jedno czy dwójkę dzieci. Rodziny wielodzietne ponoszą większy koszt wychowania dzieci, a decyzja o trzecim i kolejnym dziecku wiąże się bardzo często z koniecznością rezygnacji na dłuższy czas jednego z rodziców z pracy zawodowej.
3) Neutralność – polityka prorodzinna powinna pozostawiać rodzicom wolność wyboru co do sposobu wychowania lub edukacji dzieci i w żaden sposób nie faworyzować jednych kosztem innych Ludzie różnią się między sobą. To, co dobre dla jednego, nie musi być dobre dla innego. Decyzja o tym, kto będzie zajmował się dzieckiem, zależy od wielu indywidualnych uwarunkowań i trudno określić jeden, obowiązujący, narzucany odgórnie schemat, do którego powinni stosować się wszyscy – rodzina sama najlepiej wie, co jest dla niej najlepsze”.
Podobnie jak autorzy raportu z Fundacji Republikańskiej uważam, że czas na prorodzinną rewolucję. Za parę lat żadna, nawet najbardziej kompleksowa polityka prorodzinna już nam nie pomoże. Jeśli jej nie wprowadzimy, żadna inna polityka w Polsce nie będzie działała.
Jeśli ktoś uważa inaczej – jestem otwarty na polemikę. Ale z moimi poglądami, a nie z ich karykaturą. W kraju z którego wyjechały ponad 2. miliony głównie młodych ludzi, z którego co trzeci Polak chce wyjechać i w którym dzietność oscyluje wokół 1,3 dziecka na mamę, od tej debaty nie uciekniemy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/157847-przemyslaw-wipler-o-rodzinie-jesli-ktos-uwaza-inaczej-jestem-otwarty-na-polemike-ale-z-moimi-pogladami-a-nie-z-ich-karykatura