Ile potrzebuje Kościół? Pytanie to jakoś współbrzmi z tytułową kwestią w filozoficznej nowelce Lwa Tołstoja: „Ile ziemi potrzebuje człowiek”

fot. sxc.hu
fot. sxc.hu

Mówienie o ośmiu miliardach złotych, których rzekomo Kościół potrzebuje na swoją działalność, jest co najmniej niefortunne i mylące. Tym bardziej mylące jest z twierdzenie o dwóch miliardach złotych, które w tej kwocie mają pochodzić z dotacji budżetu państwa. Nawet jeśli w ustach konkretnego hierarchy miało to być argumentem wskazującym na nikły promil, jaki w tej sumie być może stanowić będą wpływy z odpisu podatkowego. Bo zarówno szacowanie potencjalnych wpływów z dobrowolnego odpisu 0,5 proc. od wysokości podatku jest pisaniem palcem na wodzie, ponieważ nie należy spodziewać się aby więcej niż połowa uprawnionych dokonała odpisu. Jak i wyliczenia owych ośmiu milionów opierają się na fałszywych przesłankach. I to w całej sprawie jest najważniejsze, chodzi bowiem o prawdę. A cały efekt medialno – społeczny, jaki owe miliardy wywołały, to już kwestia wtórna, ale przy obecnej nagonce na Kościół też warta zauważenia. Tylko czekać, a nawet już chyba nie trzeba czekać, aż owe bajeczne miliardy będą uzasadnieniem dla żądań dodatkowego opodatkowania Kościoła i potwierdzeniem mitów o jego bogactwie. Podkreślam, że chodzi o żądania dodatkowego opodatkowania, ponieważ twierdzenie, że Kościół, czyli jego duchowieństwo i kościelne instytucje dotąd nie płacą podatków jest wierutnym kłamstwem.

Ile zatem pieniędzy potrzebuje Kościół? Pytanie to jakoś współbrzmi z tytułową kwestią w filozoficznej nowelce Lwa Tołstoja: „Ile ziemi potrzebuje człowiek”. Według Tołstoja, tak naprawdę niewiele. Dokładnie tyle, ile zajmuje pojedyncza mogiła. W przypadku kościelnych pieniędzy odpowiedź brzmi podobnie. Kościół potrzebuje pieniędzy bardzo mało, albo nawet wcale. Wszystkie bowiem środki, których Kościół naprawdę potrzebuje, Kościół w całości posiada. Środki nadprzyrodzone daje Chrystus przez Ducha Świętego, a środki materialne, te konieczne do działalności Kościoła są w kieszeniach wiernych. Kościół nie musi więc wyciągać i nie wyciąga ręki do państwa po pieniądze na działalność, która należy do istoty Kościoła. Może co najwyżej i powinien to robić chyba śmielej, upominać się o sprawiedliwe traktowanie w państwie. Nie o przywileje, ale o sprawiedliwość. W tym kontekście trzeba patrzeć również na proponowany odpis 0,5 procenta od podatku, jako na bardzo mizerną formę zadośćuczynienia za majątki, które państwo zabrało Kościołowi, a ich zwrot nie jest w ogóle brany pod uwagę. Skalę zawłaszczeń i obecnych przekłamań w tej sprawie przedstawia szczegółowo Ewa Czaczkowska w aktualnym numerze „Idziemy”. Tłumaczenie niektórych przedstawicieli strony kościelnej, że Polski nie stać na pełne zadośćuczynienie Kościołowi choćby w takiej formie, jakie zaproponowano z zlaicyzowanych Czechach, było przedwczesnym kapitulanctwem ryzykowną zmianą ról w negocjacjach z państwem. Zaś brak stanowczości w podkreślaniu prawdziwego powodu zastosowania odpisu podatkowego sprawił, że dzisiaj mówi się już o „finansowaniu” w ten sposób Kościoła przez państwo.

A wracając do owych dwóch miliardów, które rzekomo już otrzymuje od państwa Kościół w postaci dotacji do katolickich szkół, uczelni, palcówek Caritas, pensji dla katechetów, kapelanów szpitalnych, więziennych, wojskowych i innych, to warto zwrócić uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, państwo w ten sposób realizuje swoje zobowiązania wobec obywatela, a nie wobec Kościoła. W pewnych szczególnych okolicznościach życia państwo ma zapewnić obywatelowi opiekę lekarską, prawną i także duchową na takim poziomie, na jakim jej potrzebuje. Jeśli państwo gwarantuje człowiekowi adwokata z urzędu czy lekarza w więzieniu, to nie może mu również odmówić opieki kapelana. Jeśli żołnierzom zapewnia się pomoc psychologa, to nie ma prawa odmówić tym mundurowym, którzy bardziej niż psychoanalizy na przykład potrzebują spowiedzi czy wiatyku. Podobnie rzecz ma się z katolickim szkolnictwem, opieką hospicyjną i działalnością Caritas. Są to ustawowe obowiązki państwa. A Kościół jedynie wręcza państwo, robiąc to zresztą za dużo mniejsze pieniądze.

Czy Kościół musi to robić i czy będzie to robił dalej? Wiele zależy od atmosfery, jaką stworzy się wokół działalności instytucji Kościelnych. O ile bowiem duszpasterstwo i praktyczna miłość bliźniego jest naszym obowiązkiem, o tyle zastępowanie państwa w jego ustawowych powinnościach i jeszcze przyjmowanie z tego powodu niesprawiedliwych oskarżeń o pazerność, takim obowiązkiem już nie jest. Czy dotacje do uczelni katolickich są prezentem dla Kościoła, czy raczej dopłacaniem do usług edukacyjnych świadczonych przez Kościół na rzecz obywateli? Zwłaszcza, że kształcą nie tylko wiernych katolików, ale również takich obywateli jak Janusz Palikot czy Kazimiera Szczuka. Z mówieniem o miliardach dla Kościoła trzeba być zatem ostrożnym, aby nawet w dobrej wierze nie strzelać goli do własnej bramki.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych