Pornografia śmierci. "Czy te dzieci także, przed śmiercią, podpisały stosowne oświadczenie pozwalające na wykorzystywanie ich ciał?"

fot. YouTube
fot. YouTube

Gdy w ubiegłym tygodniu zabrałem głos w sprawie wystawy The human body odbywającej się w Gdańsku wiele osób za punkt honoru uznało desperacką obronę wystawy, odsłaniając de facto nie naukowy, lecz ideologiczny wymiar sprawy. Wystawa ta bowiem nie ma nic wspólnego z naukowością, choć płytko ujęty scjentyzm ma być w istocie sensem istnienia tego przedsięwzięcia.

Zasadniczo powtarzały się tylko dwa argumenty (poza inwektywami) – primo – że wystawa ma charakter naukowy, nauce ma służyć i poszerzaniu wiedzy społeczeństwa. Drugi argument, jeszcze bardziej kuriozalny był taki – wszak ciała na wystawię „pochodzą” od osób, które dobrowolnie zapisały je na cele naukowe. Nikt więc nie ma prawa wyrażać krytyki, a jeśli wyraża – cóż – ciemne społeczeństwo polskie zabroni wszystkiego.

Zacznijmy od tego drugiego argumentu – oczywiście, z formalnego, prawnego punktu widzenia jest to prawda. Tak – ciała ludzkie wykorzystywane (nazywajmy rzeczy po imieniu) na wystawie pochodzą od „darczyńców” z Chin. Jednak tylko osoba skrajnie naiwna, albo posiadająca dość nikłe pojęcie o świecie może uważać, iż kraj pochodzenia ogromnej większości wystawionych zwłok nie budzi zastrzeżeń i wątpliwości. Chiny są krajem ogromnych dysproporcji i równie ogromnej biedy, szczególnie na wsi. Trudno więc nie zapytać czy nie dochodzi do zwyczajnego handlu zwłokami – odkupywania ciał zmarłych od rodziny. Dla wielu Chińczyków taka gratyfikacja często oznacza różnicę między życiem a głodową śmiercią. I tylko błagam – bez rzucania statystykami gospodarczymi Chin. Chyba wszyscy wiemy jakim kosztem osiągane są zyski garstki uprzywilejowanych w tym kraju, w jak skrajnej nędzy trwają ludzie tuż za rogatkami wielkich metropolii.

Ponadto na wystawie można też ujrzeć ciało kobiety w ciąży – wraz z widocznym w jej brzuchu dzieckiem, a także ciała nienarodzonych dzieci, w różnym stadium rozwoju płodu. Słucham? Czy te dzieci także, przed śmiercią, podpisały stosowne oświadczenie pozwalające na wykorzystywanie ich ciał? Bo o kwestii aborcyjnego szaleństwa w Chinach pisać chyba nie muszę? nie jest to jednak sprawa, którą tutaj mam zamiar jednoznacznie rozstrzygać – tym powinny już zająć się sądy i służby specjalne, albowiem handel zwłokami jest przestępstwem – także w świetle prawa międzynarodowego.

Ale przejdźmy teraz do argumentu naukowości. Naukowość, edukacja ma być sensem istnienia wystawy. Przypomnę więc kilka faktów historycznych, co do których obecnie nie ma wątpliwości w kwestii ich prawdziwości, ani nie trwają debaty nad ich oceną moralną.

Na początku XX wieku najwyższym stadium nauki była przecież eugenika – zbrodnicza, szalona ideologia, której największy rozkwit miał miejsce podczas Wielkiego Kryzysu. To właśnie wtedy naczelną podstawą naukową do uśmiercania ogromnych rzesz osób biednych, ich sterylizacji, a także – redukcji mniejszości etnicznych, miało być „dziedziczenie biedy”. Owszem – dziedziczenie ubóstwa jest faktem socjologicznym, jednak jeśli remedium na nie ma być eugenika to jest to już wejście w obszary szaleństwa i zbrodni. Pójdźmy dalej – przyjmując argumentację zwolenników wystawy, największym naukowcem XX wieku musiał być Józef Mengele oraz inni zbrodniarze nazistowscy z Auschwitz, Buchenwaldu i innych obozów zagłady.

Niemcy dokonywali rozmaitych eksperymentów na więźniach – podejmowano próby przeszczepów kości, ścięgien i mięśni na więźniach, którzy z czasem umierali w mękach, gdy ich organizmy taki przeszczep odrzucały. Prowadzono też eksperymenty z wysokim i niskim ciśnieniem – więźniowie obozów byli dosłownie gotowani, poddawano ich też eksperymentom w komorach ciśnieniowych – bardzo bolesnych, w większości przypadków – śmiertelnych. Wszystkie te (i wiele innych – polecam literaturę) eksperymenty były prowadzone z pobudek naukowych właśnie – wykonawcy zarzekali się, iż „badania” miały na celu rozwój, postępy nauki. Eksperymenty miały przecież w ich opinii służyć medycynie wojennej – ratowaniu żołnierzy na polu walki, miały pomagać czołgistom w przetrwaniu w ekstremalnych warunkach et cetera. Dlaczego więc, zwolennicy postępu i nauki, potępiacie zbrodniarzy? Gdzie tu logika? Przecież nauka dla Mengele i jego „kolegów” była wartością nadrzędną.

Pójdźmy dalej, żeby nie było demaskowania jakichś moich antyniemieckich fobii – Rosjanie w latach 40-tych prowadzili eksperymenty mające na celu stworzenie super-żołnierza. Więźniom gułagów i łagrów próbowano wszczepiać tytanowe kości, wstrzykiwano im do krwioobiegu substancje chemiczne – także i te eksperymenty kończyły się śmiercią w męczarniach wielu pacjentów. Dalej – Japonia. W Azji kontynentalnej już od lat 30-tych działała grupa zadaniowa naukowców, z czasem określona jako Oddział 731. Zajmowała się ona badaniami nad bronią chemiczną oraz wytrzymałością i odpornością ludzkiego organizmu przy zastosowaniu tego rodzaju broni. „Obiektami” na których eksperymentowano byli (chichot historii) Chińczycy, a także Koreańczycy i z czasem amerykańscy jeńcy wojenni, pojmani w czasie wojny na Pacyfiku. „Obiekty” (tak dosłownie nazywano jeńców na których eksperymentowano) były poddawane działaniom rozmaitych wirusów i mikrobów – wstrzykiwano im między innymi pałeczki wąglika, po czym badano długość życia zarażonego. Eksperymentowano także z temperaturą – więźniów poddawano długotrwałemu zamrażaniu. Na tych, którzy przeżyli dokonywano sekcji. Tak właśnie – więźniów poddawano sekcji żywcem. Argumentem miała być znów nauka – badacze chcieli sprawdzić dokładne zachowanie ludzkiego ciała po eksperymencie. Zresztą – działania Oddziału 731 dość długo skrywała mgła tajemnicy – zaczęto je badać po przypadkowym odkryciu ogromnych zbiorowych mogił podczas budowy jednej z autostrad.

Mógłbym o para-naukowych eksperymentach pisać i pisać, odeślę natomiast zainteresowanych do literatury – tą można znaleźć bez trudu. Jak mantra powtarza się w zeznaniach zbrodniarzy jedno: wszyscy działali w imię nauki.

Pionierem plastynacji (a więc techniki dzięki której możliwe jest „wystawienie” zwłok na podobnych jak w Gdańsku wystawach) jest Gunther von Hagens zwany czasami Gunther von Horror. To on jako pierwszy dokonał skutecznej plastynacji, zaś znajdujący się w Guben ośrodek Hagensa oferuje plastynację dla każdego kto zechce zapłacić. Można zamówić tam wypreparowane zwłoki ludzkie na ślub, kolację biznesową… można też zamówić ozdobę do domu, na przykład plaster z człowieka. Podobny do wypreparowanych skór ludzkich z obozu w Buchenwaldzie. Jednym z „dzieł” Hagensa jest tzw. człowiek-ptak. Wypreparowane ciało ludzkie ze skrzydłami wykonanymi z ludzkiej skóry.

Weźmy człowieka, zwykłego, z ulicy. Wpuśćmy go do prosektorium, dajmy mu narzędzia, wskażmy ciało i powiedzmy: „Masz, badaj”. Czy będzie on faktycznie badał tajemnice ludzkiego organizmu, czy raczej nie mając kulturowych i administracyjnych hamulców wykorzysta możliwość do zaspokojenia jakichś chorych fascynacji? To dobre pytanie.

Wystawa The human body z całą pewnością nie ma służyć edukacji – przecież by badać ludzkie ciało nie potrzeba rzeczywistych ludzkich zwłok. Technika poszła do przodu i w samym Internecie można posiąść niezwykle kompleksową wiedzę na ten temat, również anatomiczną, z wykorzystaniem dokładnych wizualizacji, opisów i grafik. W końcu jest jakiś powód dla którego badania zwłok ludzkich mają miejsce dopiero na poziomie studiów medycznych a nie, dajmy na to, w szkole podstawowej.

Po desperackiej obronie „wystawy” nie mam wątpliwości – jest to projekt na wskroś ideologiczny. Nie mam pojęcia tylko czemu właściwie ma służyć? Przybliżeniu nam śmierci, ukrytej pod szpitalną, schludną, białą ceratą? To przecież właśnie ci sami pionierzy postępu ją tam odesłali. Wystarczy pojechać na prowincje, na wieś, by przekonać się, że wśród zamieszkujących ją ludzi śmierć nie jest tematem tabu – jest czymś naturalnym, a szacunek dla doczesnych szczątków zmarłego, dla ciała bliskiej osoby jest wartością nadrzędną. Ci ludzie nie odsuwają śmierci, nie chowają jej pomiędzy biel i czystość prosektorium.

Historia wróciła z ponurym chichotem. I znów zwyczajne barbarzyństwo ukrywa się pod scjentycznym listkiem figowym.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.