Salonowe Bajki Gadowskiego (7): Efekt Motyla. "Dziś potrzebował czegoś więcej. Czegoś z czego jego resortowy tatuś byłby szczególnie kontent"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

-  Panie Kuboo, obciąć panu ten kosmyczek nad czołem?

-  A, jakoś się do niego przywiązałem, zostaw. Jest taki rozwichrzony, zbuntowany...jak ja.

Miał dziś nagranie kolejnego programu i od rana wymyślał nowe grepsy. W żelaznym repertuarze miał zawsze kilka dowcipów w stylu „po trupach do celu” (cała „Śpilka” szalała z zachwytu, gdy pierwszy raz to wygłosił), mógł znów wsadzić do psiej kupy polska flagę, ale dziś potrzebował czegoś więcej, czegoś na swoją miarę. Czegoś z czego jego resortowy tatuś byłby szczególnie kontent.

-  Może przyjdę do studia z Matką Boską w klapie, a potem powiem, że znalazłem ją w klopie? Albo pośmieje się z chędożenia ukraińskich sprzątaczek?  Coś w tym jest,... ale nie na ten program. Na taki popis, to muszę zaprosić księdza Kazia, równiacha z niego, to się razem pochichramy. - rozmyślał czując jak mięciutki fryzjer delikatnie masuje jego, co tu dużo mówić – wyjątkową, głowę.

***

W mieszkaniu panował artystyczny, nieład. Zalatywało lekko przetrawioną imprezą.

-  Wezwę Kuźniara, to mi posprząta – pomyślał złośliwie.

Wszedł do łazienki i zastygł przed dużym lustrem, z kuchni dobiegały  właśnie dźwięki radiowego serwisu: kobiecy głos mówił o tsunami w Japonii.

-  Kurcze, z tym trzydniowym zarostem jestem jeszcze bardziej przystojny – szepnął sam do siebie.

Ubrał nowe trampki od Gucciego i poszedł szukać natchnienia w kilku modnych knajpach.

Postanowił też przetestować na „dupeczkach” świeże dowcipy o Kaczorze.

Po drodze spotkał Korę z nowym pieskiem, piesek był wyraźnie na haju.

Opowiedziała mu o tym, jak przypomniała sobie o kolejnym księdzu, który gwałcił ją spojrzeniem, gdy była małą dziewczynką. Znudziła go trochę, bo ile można – gdyby choć jakiś seks grupowy, albo widowiskowa orgietka, ale ksiądz i dziewczynka – to już tak oklepane przez Lisa, że aż mało trendy.

To się nosiło w zeszłym sezonie.

Ostatnio ludzie trochę go nużyli.

Po osiemnastej był już studiu Najlepszej Telewizji.

Zawsze ekscytował go moment, gdy zapalały się światełka kamer, czuł przypływ energii i wiedział, że znów zadziwi Polskę, wykreuje nowe osoby, strąci w otchłań patałachów, dostanie pochlebne recenzje od prezesa, a na konto popłynie mu rozsądna sumka.

Wszystko to sprawiało, że doskonale czuł się sam ze sobą, sam na sam ze swoimi pomysłami.

Miał w nosie Wielkiego Prezesa, nie lubił jak ktoś nad nim góruje, ale przezornie nie wchodził mu w drogę i spełniał jego zachcianki. W końcu było to kilka minut nieprzyjemności i potem długie godziny rozkosznego liczenia szmalu, królowania na szczycie; blasku, który dawał mu poczucie siły i samodzielności.

Na korytarzu kręcił się jakiś krępy, nieznany, osobnik. Wytłumaczyli mu, że to oświetleniowiec.

-  Może być, ale następnym razem poszukajcie jakiegoś bardziej cool – warknął do kierownika planu. Wyraźnie czuł, że osobnik taksuje go spojrzeniem.

Dziś zaprosili mu sobowtóra Lecha Wałęsy i... rewelację – odnalezionego ostatnio sobowtóra Lecha Kaczyńskiego.

Facet całe życie był w PZPR, nienawidził zmarłego prezydenta, ale będzie gratka!

-  Pojedziemy najpierw „zimnym Lechem”, potem kilka dowcipów, które ostatnio słyszał w „Szpulce” i na koniec kpinki z Jarosława. - planował.

Wszystkiego miał dopilnować siedzący „na uchu” redaktor Kwaśnica.

Lekko, łatwo i przyjemnie, a na dodatek znów dopieprzy cholernym katolom.

Program rozwijał się jak najlepiej, sobowtór martwego Lecha kompromitował się zgodnie ze scenariuszem, sobowtór Wałęsy gadał inteligentnie jak oryginał – był drive, program najbardziej inteligentnego człowieka w Polsce nabierał tempa.

Naraz niesforny kosmyk zsunął mu się z czoła i przesłonił lewe oko.

Zaiskrzyło, nagle poczuł jak wzbiera w nim fala rozdrażnienia, przestał słuchać nadchodzących przez słuchawkę tropów.

-  Kaczka jest fajna, kaczka była cool – wyrecytował, wiedział, że w tym momencie w reżyserce zawrzało. Chciał im zrobić na złość

-  Jemu kosmyk na oko, no to im kij w oko! - myślał z satysfakcją.

Jeśli on jest nie w sosie, - to te ch...je w reżyserce też nie będą miały lekko. - postanowił.

-  Ty! Przestań, to nie Kwasek daje ci na ucho, tylko teraz sam Prezes, Wielki Prezes, Syn Wielkiego Prezesa – usłyszał spłoszony szept.

-  Niech się goni! Cała ta koreańska dynastia do utylizacji - mruknął do mikrofonu.

-  Akurat, prezesem mnie będą straszyć, ten pewnie śpi spokojnie na Karaibach – pomyślał.

W tym momencie obecna w reżyserce żona Ojca - Prezesa, Wielka Prezesowa, ze złości złamała złotego tipsa i przygryzła botoks.

-  Oj chyba skończy się piękne życie gwiazdeczki, wyciągniemy mu prąd z dupeczki – teatralnym szeptem ozwał się Prezes – Syn.

-  Oj syneczku, jaki ty jesteś subtelny – jęknęła zraniona Matka – Prezes.

W reżyserce zapadło ciężkie milczenie.

-  No co tak patrzycie? Jutro znajdziecie mi nową pacynkę, pod warunkiem, że mamusia ją polubi – Prezes – Syn, ucałował zranioną dłoń Prezes – Matki.

W studia zgaszono światła.

Zaskoczony gwiazdor dojrzał, jak naraz wyrósł przy nim krępy oświetleniowiec.

-  Na drugi raz trzeba bardziej dbać o kosmyczek – krępy nieznajomy uśmiechnął się do niego przyjaźnie.

Wychodząc z telewizji gwiazdor zauważył, że towarzyszy mu chłodne milczenie.

Nikt już nie posyłał mu przymilnych spojrzeń i nie wystawiał zeszycików z prośba o autograf.

Kątem oka zauważył też jak przysadzista ochroniarka odłożyła na kontuar gazetę „Rewia gwiazd”, na pierwszej stronie było jego zdjęcie, z najnowszym, trzydniowym zarostem, czerwony tytuł krzyczał:

„Kuba - kolorowy motyl polskiej rozrywki”.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.