Świadomie czy podświadomie, Tusk usuwa się 10 kwietnia z publicznego widoku. Oddaje pole, i mówi: tego dnia Polska jest "ich" (czyli nasza)

 PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

Dawno nie usłyszeliśmy tak dobrej informacji.

3. rocznicę tragedii smoleńskiej, premier Donald Tusk spędzi w podróży do Nigerii. Jedynie "bardzo wcześnie rano" złoży kwiaty na Powązkach.

Decyzja o wyjeździe - który, nie trzeba tłumaczyć, można było spokojnie przesunąć lub przełożyć - będzie zapewne interpretowana jako sygnał o przejściu do kolejnego etapu "normalizacji". A więc owszem, kwiaty złożymy, ale poza tym - "business as usual". Ostentacyjnie będziemy pracowali jak każdego innego dnia, przesuwając tym samym tragedię do kategorii zdarzeń zamierzchłych, współcześnie marginalnych.

To jednak tylko jedna warstwa decyzji Tuska. Bo jednak to jest rejterada. Świadomie czy podświadomie, Tusk usuwa się 10 kwietnia z publicznego widoku. Oddaje pole, i mówi: tego dnia Polska jest "ich" (czyli nasza), tej sprawy już nie wygram, mogę tylko przeczekać najtrudniejszy dzień w roku w możliwie komfortowym otoczeniu.

Najlepiej takim, w którym nic nie przypomina o śmierci prezydenta, którego premier zwykł tytułować "Leszkiem", a którego najpierw wystawił potencjalnym wrogom (odbierając szacunek, demobilizując służby państwowe i orkiestrując działania z Moskwą), a następnie porzucił w smoleńskim błocie.

Tusk usuwa się więc z widoku. Na razie na jeden dzień. Ale to tylko początek. Wszyscy wiemy, że są w życiu sytuacje, gdy nie pojawienie się w jakimś konkretnym miejscu konkretnego dnia jest kapitulacją nie do odrobienia, jest pośrednio przyznaniem się do winy. To właśnie uczynił premier, zapowiadając wyjazd do Nigerii.

Na nic zapowiedzi kolejnych "ofensyw" w obronie raportu Millera. Ileż to już razy władza zapowiadała podjęcie rękawicy? Co najmniej kilka razy. Za każdym razem kończyło się na jednym, bladym wystąpieniu w przyjaznych mediach. I tak będzie tym razem. Nie sposób bronić raportu, w którym nawet wysokość niesławnej brzozy jest zaniżona o co najmniej półtora metra.

Sprawę Smoleńska przed zapomnieniem uratowały tradycyjne cechy polskie: zdolność do wspólnego działania (mniejszości, ale jednak) w obliczu wyzwań, szacunek dla tych, którzy zginęli służąc ojczyźnie, niezgoda na kłamstwo. Tusk też to wie. Dlatego jego rząd z taką pasją wspiera środowiska polskość demontujące, a i sam podejmuje tego typu działania - choćby w edukacji.

Przeczucie, trzeba przyznać, słuszne: jeśli polskość taka, jaką odziedziczyliśmy, przetrwa, Tusk znajdzie się na kartach historii jako człowiek symbolizujący ścieżkę więcej niż złą. Więc jedyne co premierowi zostało, to próbować stłuc cały kubek naszego dziedzictwa. Co oczywiście mu się nie uda, bo potężniejsi od niego próbowali - zawsze bez większych sukcesów.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.