Premier Tusk łamie konstytucję, chcąc za publiczne pieniądze walczyć z Polakami, którzy nie akceptują raportu komisji Millera

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP / R. Pietruszka
fot. PAP / R. Pietruszka

Specjalną kampanię propagandową z udziałem członków komisji Jerzego Millera zapowiedział premier Donald Tusk. Kampanię za publiczne pieniądze, bo wspieraną przez Centrum Informacyjne Rządu. Ma ona dać odpór „naszym oponentom”, czyli przekonywać Polaków, że to, co komisja Millera podała do publicznej wiadomości jest prawdą objawioną. A wszelkie inne wersje wydarzeń i inne wyjaśnienia są z definicji niesłuszne, kłamliwe, a wręcz nielegalne, dlatego trzeba im dać stanowczy odpór. Rządowa instytucja za publiczne pieniądze ma zatem prowadzić kampanię przeciwko własnym obywatelom.

Członkowie komisji Millera, z Maciejem Laskiem na czele, którzy nie dopełnili elementarnych zasad staranności, sumienności, rzetelności oraz bezstronności w ustalaniu stanu faktycznego w związku z katastrofą smoleńską mają teraz swoje zaniechania, błędy i pochopne wnioski zaklajstrować tym, że dadzą komuś odpór. Za publiczne pieniądze i przy wsparciu CIR mają reedukować tych obywateli, którzy nie uznają za wartościowe i prawdziwe ustaleń opartych na kłamstwach i matactwach strony rosyjskiej. Opartych na nieprawdziwych protokołach sekcji zwłok, na badaniach, których nikt nie kontrolował, a nawet nie wiadomo, czy w ogóle zostały przeprowadzone, czy tylko Rosjanie zapisali z góry przyjęte wnioski.

Za publiczne pieniądze członkowie komisji Millera mają reedukować tych obywateli, którzy nie przyjmują do wiadomości ustaleń dokonanych bez solidnych własnych badań dowodów, bez nieograniczonego dostępu do dowodu głównego, czyli wraku samolotu, bez dostępu do dowodów dotyczących funkcjonowania lotniska w Smoleńsku i kontroli lotów na tym lotnisku. A przecież to nie ci obywatele wymagają reedukacji, lecz gruntownej weryfikacji wymaga praca tych, którzy teraz chcą reedukować innych. To oni mają problem, a nie ci, którzy kwestionują ich raport i oparte na nim publiczne wypowiedzi.

Pomysł rządowej kampanii propagandowej przeciwko „naszym oponentom” jest absolutnym kuriozum. Rząd nie może, a wręcz nie ma prawa, bo zakazuje tego konstytucja, piętnować jakiejkolwiek grupy obywateli tylko dlatego, że nie podzielają oni poglądów, które uważają za kłamstwo i oszustwo. Żaden demokratyczny rząd nie ma prawa traktować grupy obywateli, która nie łamie prawa jako oponentów, bo wszyscy są równi wobec prawa. Natomiast obywatele, w oparciu o konstytucję i ustawy, mają prawo nie przyjmować niczego jako prawdy objawionej. Mają prawo kwestionować wszelkie ustalenia i decyzje i na własną rękę rekonstruować stan faktyczny. Mają prawo robić wszystko, co chcą, jeśli nie łamią konstytucji i przepisów.

Rządowa kampania propagandowa przeciwko „naszym oponentom” jest działaniem bezprawnym i niekonstytucyjnym. W istocie byłaby przecież działaniem przeciwko części obywateli. Ani premier Donald Tusk, ani rząd, ani żadna instytucja państwowa nie mogą dzielić obywateli ze względu na stosunek do jakiegokolwiek raportu, ustaleń czy stanowisk. Premier Tusk, jego rząd i organy państwa są natomiast zobowiązane, żeby wyczerpać wszelkie możliwości dochodzenia do prawdy i ustalania stanu faktycznego. A jest masa argumentów i dowodów na to, że te możliwości wciąż jeszcze pozostają ogromne i nie są nawet w małym stopniu wykorzystywane.

Premier Tusk, jego rząd i organy państwa nie mogą fundować sobie i obywatelom kampanii propagandowej zamiast dochodzenia do stanu faktycznego, bo to nie tylko próba mydlenia oczu, ale wręcz zaniechanie, które podlega prawnej ocenie. A już w żaden sposób premier Tusk nie może dyskryminować części obywateli ignorując ich prawa, a na korzystanie z tych praw reagując pomysłem swoistej reedukacji. Jeśli ktoś zapracował na reedukację, to sam premier Tusk, jego ministrowie i urzędnicy. Bo już mają na koncie zaniechania, a reedukacyjna kampania propagandowa za publiczne pieniądze będzie wręcz nadużyciem władzy.

Premier nie jest kimś, kto może dzielić obywateli wedle ich nastawienia do czegokolwiek. Jako premier nie ma żadnych „naszych oponentów” wśród obywateli, bo to jest partyjny a nie państwowy punkt widzenia. Premier nie może stać na żadnej barykadzie przeciwko jakiejkolwiek grupie obywateli korzystających ze swoich praw. A jeśli uważa, że istnieją jacyś „nasi oponenci”, to właściwie wobec kogo jest lojalny? I czyje interesy realizuje jako szef polskiego rządu?

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych