Czy wiedzą państwo, co to jest męski, przemocowy dyskurs? I co ma wspólnego z symbolem Polski Walczącej, Kotwicą?

fot. PAP / T. Gzell
fot. PAP / T. Gzell

Wpisana w kobiece ciało Kotwica stała się symbolem niedzielnej feministycznej Manify. Same feministki zdają sobie sprawę, że sięgnięcie po symbol Kotwicy, musi budzić kontrowersje. Nie chciałabym uronić głębi feministycznego przekazu. Albo też, co gorsza, być podejrzewana, że złośliwie go parodiuję. Pozwolę sobie więc zacytować fragment tekstu organizatorek Manify:

Z jednej strony słychać obrazę, wywołaną „nieodpowiednim” wykorzystaniem symbolu narodowego. Z drugiej - niechęć środowisk feministycznych zdziwionych rzekomym legitymizowaniem przez Manifę dominujących, męskich, przemocowych dyskursów.

Jak należy sądzić, „męski, przemocowy dyskurs” związany z symbolem Kotwicy, to walka o wolność Polski w czasie II wojny światowej. Trudno się dziwić, że to okropne i niemodne określenie po prostu nie może przejść feministkom przez usta. Z tekstu wynika, że mniej rozgarnięte feministki czują się zaniepokojone, iż sięgając po Kotwicę, usprawiedliwia się tę, z gruntu niesłuszną, walkę.

I dlatego feministki bardziej rozgarnięte tłumaczą, że legitymizowanie jest „rzekome”. Kotwica zostaje zdekonstruowana. Nie powinna się już kojarzyć z żadną narodową martyrologią i dominującym przemocowym dyskursem. Co najwyżej z walką pod hasłem „mój brzuch należy do mnie”.

Pod tekstem podpisane są trzy panie doktor — przepraszam, trzy panie doktorki — w tym znana feministka Agnieszka Graff, a także jeden pan doktor z „Krytyki Politycznej”. Oraz jedna pani bez tytułu, więc słusznie figuruje na ostatnim miejscu za panem doktorem.

Całemu towarzystwu udało się nie tylko zdekonstruować Kotwicę, ale, mimochodem i przy okazji, język polski. Metafora obrazy, którą słychać, jest niezwykle świeża i odkrywcza.
Dekonstrucja symboli to podstawa polskiego feminizmu. Zasada jest prosta — sięga się po  symbol, cenny dla pewnych środowisk. Oczywiście tych związanych z „dominującym, męskim, przemocowym dyskursem”.
Na przykład Maria Konopnicka. Co prawda kobieta, ale zaplątała się w niewłaściwy dyskurs ,napisała „Rotę” i inne utwory gloryfikujące niesłuszne idee. Ale można ją zdekonstruować — uznać, że była lesbijką i żyła w związku z Marią Dulębianką. Niech bezsilnie pieni się prawica, przypominając, że Konopnicka urodziła ośmioro dzieci. Maria Konopnicka, jako lesbijka, i w pakiecie z Marią Dulębianką, zostaje przygarnięta przez feministki i stają się razem patronkami gender studies przy Instytucie Badań Literackich PAN.

Dekonstrukcja w ujęciu feministycznym polega bowiem na zawłaszczeniu cudzych symboli.Trzy panie doktorki, ich koleżanka bez tytułu oraz pan doktor z „Krytyki Politycznej” określają ten zabieg jako „subwersywne, emancypacyjne wykorzystanie symboli narodowych” i „rozmontowanie polskich heroicznych narracji”.
Jeśli nie można czegoś stworzyć, zawsze można rozmontować, lub odcisnąć własne piętno. To logika typa, który na pomniku pisze „Rysiek z Kalisza tam był”.

Nie chcę jednak być niesprawiedliwa: feministki potrafią też wnieść swój własny twórczy, intelektualny wkład w rozwój naszej cywilizacji. Na przykład niedawna akcja „Nazywam się miliard”. Czy to nie wspaniałe, że feministki i wspierający je postępowi mężczyźni wyszli na ulice, by przy dźwiękach „Break the chain” tańczyć przeciwko przemocy?

Pokazując, że prawdziwa walka nie polega na męskim przemocowym, dyskursie. O czym z jakiś niezrozumiałych  powodów zapominali mężczyźni i kobiety spod znaku Kotwicy.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych