Platforma Oburzonych. Piotr Duda: "Wiele nas może dzielić, ale jedno łączy – wszyscy dostaliśmy po tyłku od rządzących"

Fot. PAP / Michał Walczak
Fot. PAP / Michał Walczak

- Chcemy powołać front organizacji obywatelskich, które nie akceptują aktualnej sytuacji społecznej. To może doprowadzić do powtórzenia sytuacji z Bułgarii i obalenia antypracowniczego rządu – mówi Piotr Duda, przewodniczący Solidarności w rozmowie z Jerzym Kłosińskim

 

- Wiosna 2013 roku, czy to będzie czas wybuchu społecznego niezadowolenia z powodu coraz trudniejszej sytuacji pracowników i ich rodzin? Co zamierza zrobić "S"?

- Jako pracownicy musimy podjąć rękawicę rzuconą przez liberalny rząd Donalda Tuska. Widać, że z drugiej strony konsekwentnie, krok po kroku, zabierają nam nie żadne przywileje czy uprawnienia, tylko możliwość cywilizowanej, normalnej pracy, takiej jak w Unii Europejskiej. Nie bronimy żadnych przywilejów, super socjalnych rozwiązań w kodeksie pracy. Nie, my bronimy pracowników przed niewolnictwem, bo że mamy wyzysk to doskonale wiemy.

 

- Społeczeństwo jest dość bezradne wobec poczynań koalicji PO-PSL. Polacy popierają związek, ale nie są w stanie przeciwstawić się ciągłemu zaciskaniu pasa. Przeciętne pensje, i tak niskie, stoją w miejscu lub maleją, wzrasta bezrobocie, minister finansów wymyśla różne formy wyciskania z obywateli pieniędzy. Czy "S" ma pomysł na odwrócenie społecznej apatii?

- Nie wiem gdzie jest ta granica, kiedy wreszcie coś pęknie. Widzimy jak w innych krajach przychodzi taki moment, dochodzi się do granicy, za którą pewne rzeczy pękają. Najlepszym przykładem jest Bułgaria. Jedna podwyżka cen energii doprowadziła do tego, że ludzie wyszli na ulice i obalili rząd, choć punktów zapalnych wcześniej nie brakowało. Nie wiem gdzie znajduje się granica wytrzymałości polskich pracowników. Niedobrze, że od kilkunastu lat utrwalił się taki sposób działania, że pracownicy mówią liderom związkowym – idźcie i załatwiajcie. A my bez wparcia pracowników, bez związkowej armii, zostajemy często bezsilni. Jeżdżę po kraju i staram się ludzi do tego przekonywać. Ale mobilizować muszą się nie tylko związkowcy. Kiedy w ubiegłym roku protestowaliśmy przeciwko wydłużeniu wieku emerytalnego, to przed sejmem były nas tysiące, a nie miliony. A przecież ta sprawa dotyczy wszystkich zatrudnionych. Podobnie jak wprowadzenie rocznych okresów rozliczeniowych czasu pracy. Stajemy się pracownikami na rozkaz, bez prywatnego życia. W tej sprawie przygotowujemy kampanię, by uświadomić to wszystkim. Jako Komisja Krajowa nie poddamy się tej apatii. Prędzej zrezygnuje z funkcji przewodniczącego, niż się poddam.

 

- Jest oczekiwanie, by Solidarność  wskazała drogowskaz – co robimy dalej? Bo to Solidarność jest liderem ruchu protestu.

- Dlatego nie możemy zawieść ludzi, którzy na nas liczą. Marcowa Komisja Krajowa wyznaczy strategię kolejnych akcji. Nie ma już na co czekać, bo z tygodnia na tydzień, nam pracownikom coraz mocniej przykręca się śrubę.

 

- Ale podkreśla Pan potrzebę zjednoczenia organizacji społecznych, grupy „niezadowolonych”.

- Musimy iść szerszym frontem. Różnego rodzaju organizacje, stowarzyszenia są niezadowolone z aktualnej sytuacji politycznej i społecznej. Zastanawiamy się dlaczego połowa Polaków nie chodzi na wybory. Najwyraźniej niektórzy zawiedli się na całej klasie politycznej, uznają, że nie ma na kogo głosować. Partiokracja spowodowała, że ludzie się wycofali. Widzą w parlamencie tych samych ludzi, którzy raz są w koalicji, raz w opozycji, ale nie rozwiązują problemów społecznych, a zajmują się sobą. I przestali wierzyć politykom. Dlatego zaprosiłem przedstawicieli organizacji i stowarzyszeń obywatelskich na spotkanie 16 marca do Sali BHP w Gdańsku. Bo wiele nas może dzielić, ale jedno łączy – wszyscy dostaliśmy po tyłku od rządzących. Chcemy powołać Platformę Oburzonych – front organizacji obywatelskich, które nie akceptują aktualnej sytuacji społecznej. Na początek mamy trzy sprawy. Po pierwsze – zmianę ustawy o referendum ogólnokrajowym. My zebraliśmy 2,5 mln podpisów pod wnioskiem o referendum emerytalne, a koalicja rządowa wywaliła to do kosza. W ubiegłym roku łącznie zebrano 4,6 mln podpisów pod różnymi inicjatywami obywatelskimi i wszystkie zostały odrzucone. Dlatego musimy zmienić ustawę, tak, by po zebraniu odpowiedniej liczby podpisów referendum było obligatoryjne i nie mógł go odrzucić sejm. Bo teraz trudzimy się, zbieramy 2,5 mln podpisów, a rządzący mówią „nie” i lekką ręką odrzucają. Po drugie – chcę rozmawiać o referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych. System proporcjonalny ogranicza nasze prawa, bo to szefowie partii decydują kto znajdzie się na liście wyborczej i na którym miejscu – biorącym czy niebiorącym. Ja chciałbym, żeby poseł Janusz Śniadek i wszyscy posłowie rozliczali się przed swoim elektoratem, a nie przed szefem partii. Może należy wprowadzić system mieszany, będziemy dyskutować. I trzecia sprawa – referendum w sprawie skrócenia kadencji sejmu. Ten parlament nie zdał egzaminu. Te trzy pomysły działania to taki nasz  „trójpak”. Chodzi o to, by społeczeństwo miało więcej władzy i przekonanie, że uczestniczy w podejmowaniu najważniejszych w państwie decyzji, mogło się wypowiadać w najważniejszych kwestiach. W tych sprawach możemy współpracować, dlatego idźmy razem.

 

Cała rozmowa w nowym numerze "Tygodnika Solidarność".

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.