Wbrew powszechnej opinii, że feministki nienawidzą mężczyzn, w rzeczywistości nienawidzą one przede wszystkim kobiet, które pragną mieć udane życie rodzinne, męża, dzieci i wnuki. Są one celem feministycznego ataku za swój "konserwatyzm", a zwłaszcza za oddanie własnej rodzinie. Rodzina zaś, w której widzą one warunek swojego szczęścia, traktowana jest jak jarzmo, przeciwko któremu prowadzona jest feministyczna krucjata.
Feministki nie dzielą ludzi na proletariat i burżuazję, tak jak to robi tradycyjna dialektyka marksistowsko-leninowska, feministki dzielą ludzi na dominujących mężczyzn oraz zniewolone kobiety i wzywają do ich wyzwolenia z męskiej dominacji ucieleśniającej się w rodzinie. To echo marksistowskiej dialektyki, która rozwój społeczny widzi nie we współpracy społecznej czy twórczości, ale w konflikcie, agresji i nierozłącznej z nią nienawiści. Mechanizm walki klasowej został zastąpiony mechanizmem walki płci, walki z całym arsenałem agresji, nienawiści i obelg. Polskie feministki to przede wszystkim weteranki ruchu komunistycznego i ich postkomunistyczne towarzyszki, doświadczone w walce z wszelkimi strukturami społecznymi.
Fałsz feministycznej ideologii wynika z fałszywej koncepcji osoby ludzkiej. Feminizm widzi kobietę jako wyabstrahowaną jednostkę, zniewoloną przez warunki społeczne ucieleśnione w płci męskiej. Tymczasem człowiek nie jest wyabstrahowaną jednostką, ponieważ Bóg stworzył go jako kobietę i mężczyznę. Ze swej natury człowiek nie jest istotą samowystarczalną, i to zarówno w płaszczyźnie biologicznej, jak i społecznej, kulturowej, psychicznej, ekonomicznej i moralnej. Każdy człowiek w swym istnieniu skazany jest na innego człowieka i na innych ludzi. Bez rodziny, bez społeczeństwa nie może on istnieć. Dlatego tak ważne jest, aby wszystkie struktury społeczne, w których człowiek żyje, funkcjonowały sprawnie, ponieważ od tego zależy jego rozwój osobowy. Najważniejszą, choć nie jedyną, taką strukturą jest rodzina: miejsce narodzin każdego z nas, wychowania, poznania języka i ojczystej kultury, pierwsze miejsce społecznej i kulturowej socjalizacji. Bez rodziny człowiek nie może się narodzić i bez rodziny nie może prawidłowo się rozwijać. Rodzina jest niszą, w której on żyje, ale jest także ochroną ludzkiej godności i rozwoju. Niewystarczalność osoby ludzkiej niejako "skazuje" zarówno mężczyzn, jak i kobiety na rodzinę. To właśnie w niej i kobieta, i mężczyzna odkrywają sens swego istnienia i potwierdzają swoją kobiecą i męską tożsamość. Rodzina jest niezbędnym warunkiem zrealizowania się zarówno kobiety, jak i mężczyzny - właśnie jako kobiety i mężczyzny. Tej tezy nie unieważnia celibat osób konsekrowanych, który wprowadza do ludzkiego powołania porządek nadprzyrodzony.
Natomiast marksistowskie podglebie feminizmu widzi w rodzinie przede wszystkim jarzmo współczesnej kobiety. Stąd różnorakie postulaty feministyczne, które są wymierzone w rodzinę, w rolę matki, żony i babci. Role, od których zależy samospełnienie się i szczęście każdej kobiety, role, które traktowane są jako zagrożenia "równoprawnego statutu kobiet i mężczyzn". Feminizm przede wszystkim kwestionuje nierozerwalność małżeństwa. Wzywa do wyswobodzenia się z więzów małżeńskich w każdym przypadku, gdy pojawiają się rodzinne problemy, nie zważając na fakt, że ofiarą rozwodów są nie tylko dzieci zagrożone w swym osobowym, psychicznym i emocjonalnym rozwoju, ale także same kobiety. W takiej sytuacji to na kobietę najczęściej spada ciężar wychowania dzieci oraz wysiłek zapewnienia sobie i im ekonomicznej egzystencji. Rozwód w znacznie większym zakresie uderza w kobietę niż w mężczyznę, którego często zwalnia się z odpowiedzialności za rodzinę. Rozwód to przede wszystkim przywilej dla nieodpowiedzialnych mężczyzn, a nie prawo kobiety. Bo to "prawo" niszczy przede wszystkim ją samą. Pomimo empirycznego materiału ukazującego tragedię porzuconych żon feminizm wzywa same kobiety do działań rozbijających rodzinę, które w konsekwencji prowadzą do ludzkiego nieszczęścia. Podobnie jak inne postulaty ten także prowadzi kobiety na manowce.
Zabijanie dzieci poczętych
Następna kwestia to traktowanie zabijania dzieci poczętych jako "prawa kobiety". Należy podkreślić, że kobieta realizuje się przede wszystkim w macierzyństwie, które jest dla niej wielkim powołaniem i szczęściem. Jeśli z przyczyn zdrowotnych nie może mieć dzieci, przeżywa ten brak macierzyństwa jako wielką tragedię. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że jej samorealizacja w macierzyństwie jest fundamentalnym warunkiem realizacji własnej kobiecości. Kobiety, które nie przeżyły macierzyństwa, czują się niezrealizowane jako kobiety. I to poczucie jest głęboko osadzone nie tylko w jej naturze psychicznej, ale i biologicznej.
Wezwanie do zabicia własnego dziecka przez feministki, to wezwanie do okaleczenia siebie jako kobiety. Jest to okaleczenie i degradacja własnej kobiecości. Można powiedzieć, że przestaje ona wtedy być kobietą. I sądzę, że jest to zasadniczy rys feminizmu. Pozbawia on kobiety kobiecości, ale tym samym degraduje je w ich ludzkiej godności. Nie można bowiem zrobić kobiecie większej krzywdy, niż skłonić ją do zabicia własnego dziecka. Ta degradacja ludzkiej godności w takich przypadkach przejawia się w różnorakich skutkach zdrowotnych (liczne schorzenia nowotworowe), ale przede wszystkim psychicznych, takich jak stany lękowe, psychozy, nerwice, a wreszcie nienawiść do tych, którzy nie doznali takiej tragedii. Dlatego też w celu samousprawiedliwienia się wiele kobiet, które uśmierciło własne dziecko, angażuje się w kampanie propagujące zabijanie dzieci poczętych i w ruch feministyczny. Poprzez upowszechnianie dzieciobójstwa dzieci poczętych, próbują przekonać same siebie, że są normalne, że dzieciobójstwo to powszechna norma i one zachowują się tak jak wszystkie inne kobiety. Agresja przeciwko dzieciom poczętym i kobietom w stanie błogosławionym pod pretekstem "życzliwej rady" zabicia dziecka jako rozwiązania problemu obrazuje zakres psychopatii tych kobiet. Kobietom, które zabiły własne dziecko, można współczuć, ale te, które chcą, aby inne postępowały tak samo, zasługują tylko na uczucie żałosnej litości.
Kariera i awans społeczny
Celem tzw. wyzwolenia kobiet ma być ich kariera i awans społeczny. W ich imię mają poświęcić rolę żony i matki. I wiele, niestety, poświęca. Ale kariera, podobnie jak pieniądze, tylko do pewnego stopnia daje zadowolenie. Później pozostaje pustka, zgorzknienie, uczucie niespełnienia, zazdrość wobec tych kobiet, które mają rodziny, i często nienawiść do nich. Aby zasłonić to narastające poczucie pustki, feministki próbują wydłużyć wiek emerytalny, tak aby praca zawodowa je zagłuszyła. I za nic mają odczucia zdecydowanej większości kobiet, które nie chcą później przechodzić na emeryturę.
Wypełnianie roli żony i matki nie musi stać w sprzeczności z karierą zawodową. Po odchowaniu dzieci kobiety mogą realizować się zawodowo i społecznie. I wiele tak robi. Uderzające jest to, że np. w amerykańskim Senacie i Kongresie jest tak wiele kobiet matek, które mają czworo lub pięcioro dzieci. Tym kobietom nie przeszkodziła własna rodzina i macierzyństwo. Nie trzeba walczyć ani z mężczyznami, ani z rolą matki i żony, żeby sprawdzić się w roli zawodowej i społecznej.
W pewnym sensie mężczyzna jest skazany na kobietę, a kobieta na mężczyznę, i tę solidarność feminizm próbuje zakwestionować poprzez stworzenie nowego powołania dla kobiet. Ale to powołanie jest próbą wyprowadzenia kobiet na manowce, jest ich unieszczęśliwianiem. W rzeczywistości marksistowska dialektyka nienawiści do grup społecznych prowadzi feministki przede wszystkim do nienawiści wobec kobiet. I to nienawiść do własnej płci jest istotą feminizmu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/152387-wbrew-powszechnej-opinii-ze-feministki-nienawidza-mezczyzn-w-rzeczywistosci-nienawidza-one-przede-wszystkim-kobiet