Bolszewicka rewolucja seksualna. Szkoda, że dzisiejsi propagatorzy zmian obyczajowych tak rzadko odwołują się do swoich poprzedników

Fot. softmixer.com
Fot. softmixer.com

Oglądam stare czarno-białe sowieckie kroniki filmowe. Pokazują parady wolnej miłości organizowane przez bolszewików w Związku Sowieckim w latach 20-tych XX wieku. Na ciężarówkach z plandekami jedzie rozweselone towarzystwo, jedni poprzebierani za popów, drudzy za zakonnice, jeszcze inni całują się namiętnie, obmacują lub wykonują sprośne gesty. Nad nimi transparenty domagające się wolnej miłości i rewolucji seksualnej oraz potępiające Boga, chrześcijaństwo i duchownych. Przeżywam deja vu: te same obrazki (tylko może mniej przaśne i siermiężne) widziałem całkiem niedawno na paradach gejowskich i feministycznych w Berlinie, Amsterdamie czy Rzymie.

Ci, którzy postulują dziś rewolucję obyczajową i domagają się od Kościoła zmiany w kwestiach nauczania moralnego, zwłaszcza zaś etyki seksualnej, nie prezentują nic nowego. Powtarzają w sumie to samo, co Sowieci przed niemal stuleciem.

Żądanie „rewolucji seksualnej” nie narodziło się wśród amerykańskich bitników czy hippisów. Jako pierwszy określenie to wprowadził do obiegu zaraz po zdobyciu władzy przez bolszewików działacz komunistyczny i psychoanalityk Wilhelm Reich. To on założył w Wiedniu Socjalistyczne Towarzystwo Konsultacji i Badań Seksuologicznych, a w Berlinie Niemieckie Towarzystwo Proletariackiej Polityki Seksualnej. Był też autorem programu proletariackiej edukacji seksualnej (tzw. prol-sex).

Hasło „wolnej miłości” także nie powstało w epoce Woodstock i dzieci-kwiatów, lecz rozpropagowała je Aleksandra Kołłontaj, rosyjska komunistka, twórczyni socjalistycznego feminizmu, minister do spraw społecznych w pierwszym rządzie bolszewickim. Zasłynęła ona twierdzeniem, że stosunek płciowy powinien być jak wypicie szklanki wody.

Oglądam sowiecki plakat propagandowy z tamtych czasów. Dwie postaci: męska i żeńska, dwa napisy: „Każdy komsomolec może i powinien zaspokajać swoje pragnienia seksualne”. „Każda komsomołka zobowiązana jest wyjść mu naprzeciw, inaczej okaże się mieszczanką”.

Pierwsze zajęcia z edukacji seksualnej wprowadzono do szkół nie na Zachodzie w latach siedemdziesiątych XX wieku, lecz pół wieku wcześniej – podczas rewolucji komunistycznej na Węgrzech. Ministrem kultury w rządzie Beli Kuna został marksistowski filozof György Lukacs. To on narzucił szkołom program edukacji seksualnej, w ramach którego uczono dzieci, że monogamiczne małżeństwo jest przeżytkiem, promowano „wolną miłość” oraz atakowano chrześcijaństwo jako religię zakazującą człowiekowi doznawania rozkoszy.

Wszystkich zwolenników bolszewickiej rewolucji seksualnej cechowała jeszcze jedna wspólna cecha: nienawiść do religii chrześcijańskiej. W sumie więc nic nowego. Szkoda tylko, że dzisiejsi propagatorzy zmian obyczajowych tak rzadko odwołują się do swoich poprzedników.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.