Jan Rokita opowiedział o tym, jak Donald Tusk wymagał od niego symulowania w 2005 r. rozmów w sprawie powołania rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Rokita udzielił wywiadu rzeki, a jego fragmenty znalazły się w „Polityce”. Opowiedział też o braku po stronie PO scenariusza na wygraną PiS. W efekcie wielka koalicja PO-PiS okazała się w praktyce niemożliwa.
Tyle tylko, że Jan Rokita zdaje się przedstawiać jeśli nie fikcyjną, to w każdym razie subiektywną wersję wydarzeń. Z relacji uczestników tamtych negocjacji wynika bowiem, że właściwie od początku była to mission impossible, ale z zupełnie innego powodu niż w wersji Jana Rokity. A ta jego wersja i tak jest znacznie bliższa realiów niż to, co oficjalnie mówią politycy PO.
Dziś patrzymy na to, co się działo w 2005 r. przez pryzmat późniejszych wydarzeń i ich skutków. Już siedem lat temu uczestnicy rozmów mieli jednak przekonanie, że istnieje jakaś tajemnicza, dodatkowa przeszkoda w zawarciu koalicji. Bo istniała też przeszkoda w postaci urażonych ambicji Donalda Tuska oraz przekonania, że wepchnięcie PiS w konieczność tworzenia innej koalicji bardzo się platformie opłaci. Ale chyba równie ważny był powód utajony, z czego większość uczestników nie zdawała sobie nawet sprawy. Nie wiedzieli, co to jest i dlaczego otrzymują niezrozumiałe instrukcje. Czy Rokita należy do tych niewtajemniczonych? To mało prawdopodobne.
Sprawa polegała na tym, że projekt IV RP (nazwę wymyślił już w 1998 r. Rafał Matyja, a hasło to podjął w styczniu 2003 r. Paweł Śpiewak), który PiS lansowało w kampanii 2005 r., zakładał odcięcie polityki od grup interesów. Często te grupy interesów mieszały się z grupami przestępczymi, i ważne było wyświetlenie tego, jak w przeszłości one i przestępcze podziemie wpływały na politykę. Jak inspirowały różne działania, w jaki sposób wikłały polityków świadcząc im różne przysługi i zapewniając medialną osłonę oraz dając pieniądze, np. na kampanie. W 2005 r. wydawało się, że PO jakoś wyraźnie projektowi IV RP się nie sprzeciwia. Pozornie.
Z relacji najważniejszych, a więc i najbardziej wtajemniczonych uczestników tamtych negocjacji wynika, że w pewnym momencie postawiono problem „gwarancji bezpieczeństwa” dla Platformy. Kiedy pojawiło się pytanie, czy PiS jest gotowe takie gwarancje przyrzec i zapewnić, większość uczestników nie wiedziała, o co chodzi. Na pytania szczegółowe zadawane przez niektóre osoby, padała zagadkowa odpowiedź: „No, przecież wiesz/wiecie”. Ale większość jednak nie wiedziała, o co może chodzić.
Z kontekstu prowadzonych wtedy, a dość enigmatycznych rozmów wynikało, że chodzi o coś, co działo się w roku 2001 i 2002, czyli wtedy, kiedy Platforma Obywatelska powstawała i tworzyła swoje struktury, a co napawało wtajemniczonych strachem. W tym kontekście pojawiało się m.in. nazwisko Mirosława Drzewieckiego, od 2003 r. skarbnika partii. O szczegółach owych „gwarancji bezpieczeństwa” nigdy nie mówiono, jakby to był temat niebezpieczny i wstydliwy. Mówiono natomiast, że Platformie na tych gwarancjach bardzo zależy.
Kiedy ostatecznie do zawarcia koalicji nie doszło, niektórzy uczestnicy negocjacji próbowali rozwikłać, o co chodziło z „gwarancjami”, ale natrafiali na mur milczenia. Może Jan Rokita mógłby wyjaśnić sprawę „gwarancji bezpieczeństwa”, bo wydawało się, że dla PO miała ona bardzo duże znaczenie. Dla opinii publicznej także byłoby ważne, żeby ta tajemnica została ujawniona, bo może rzucić inne światło nie tylko na fiasko PO-PiS, ale także na okoliczności powstania i początków Platformy.
CZYTAJ TEŻ: Jan Rokita o kulisach niepowstania koalicji PO-PiS: "Tusk zażądał ode mnie symulowania negocjacji rządowych z Marcinkiewiczem"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151986-jan-rokita-nie-odslania-calej-prawdy-o-negocjacjach-w-sprawie-po-pis-bo-nie-mowi-o-tym-czym-mialy-byc-gwarancje-bezpieczenstwa-dla-po