Byli strażnicy komunistycznego systemu zniewolenia wciąż brylują na salonach polityki

Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Lewica rozmnaża się przez pączkowanie. Prócz reprezentowanej w Sejmie, największej partii SLD Leszka Millera, mamy jeszcze Ruch Janusza Palikota, który uważa się za lewicowy, oraz poza Sejmem najnowszy pączek „centrolewicy” Aleksandra Kwaśniewskiego - Europa Plus. Jeszcze nie partii, bo teraz chodzi niby o tylko o kandydatów na poselskie synekury w Parlamencie Europejskim, ale kto wie, co będzie później. Byłego premiera Millera trafił szlag, ponieważ były prezydent, „szorstki przyjaciel” Kwaśniewski stawia go w roli petenta, wyłuskuje mu ludzi i osłabia jego pozycję.

Mnie to zniesmacza, bo jest co robić w polskiej polityce, jest co robić na lewicy…

- skwitował w radiu Tok FM były premier, były marszałek Sejmu, były minister spraw wewnętrznych, dziś wiceprzewodniczący SLD Józef Oleksy.

Mnie to też zniesmacza, lecz z innego, o wiele ważniejszego powodu niż gra na lewicy w „gorące krzesła”; krzeseł jest mniej niż uczestników, którzy krążą wokół nich, a kto nie zdąży usiąść, gdy przestanie grać muzyka, ten odpada. Zadziwia mnie i irytuje niezniszczalność tych, którzy mimo różnorakich kompromitacji nadal stanowią jej główne twarze. Paweł Jasienica wierzył, że pamięć może wymierzać sprawiedliwość. Gdyby ów pisarz, notabene szpiegowany przez własną żonę-agentkę SB, o czym nie wiedział, dożył naszych czasów, pewnie zmieniłby zdanie. Weźmy Ryszarda Kalisza, który wedle sondaży cieszy się największym zaufaniem społecznym po Bronisławie Komorowskim. Do PZPR, „przewodniej siły narodu” wstąpił 35 lat temu, wcześniej był działaczem Socjalistycznego Związku Studentów Polskich, a aplikację sądową uzyskał w stanie wojennym. Czyli, dobry komunista i wypróbowany towarzysz. Tak godny wiary, że rzecznik Ruchu Palikota Andrzej Rozenek już obiecał poparcie Kalisza, jeśli tylko zechce on być kandydatem centrolewicy na prezydenta. Dorobek ma, w końcu przez dwa lata, jako szef kancelarii Kwaśniewskiego tak dzielnie go bronił, że sam popadł w konflikt z prawem. Ale, kto dziś pamięta jego proces karny za pomówienia, jakoby przeciwnicy prezydenta przygotowali na niego zbrojny atak podczas wiecu wyborczego? Kto pamięta późniejsze zabiegi Kwaśniewskiego o ułaskawienie Kalisza? Kto pamięta o jego zasługach w roli ministra spraw wewnętrznych, którą odgrywał przez półtora roku, a kończył w oparach spekulacji o mafijnych powiązaniach ludzi z Komendy Głównej Policji? Kto pamięta o jego niezłomnej postawie przeciw „bezprawiu” Prawa i Sprawiedliwości, gdy kierował komisją badającą okoliczności śmierci Barbary Blidy?

Parę lat temu tygodnik „Wprost” umieścił na okładce nagich królów lewicy: „szorstkich przyjaciół” Kwaśniewskiego i Millera, Józefa Oleksego oraz nieopierzonego Wojciecha Olejniczaka. Oleksy należał do PZPR od 1969 r., był uczelnianym sekretarzem, etatowym „ideowcem” w Komitecie Centralnym, szefem Komisji Rewizyjnej itd. Na boku służył ustrojowi jako tajniak, co z przyzwyczajenia zataił był w oświadczeniu lustracyjnym. Szef MSW Andrzej Milczanowski oskarżył go w Sejmie o pracę na rzecz Rosjan - werbunku miał dokonać Władimir Ałganow z ambasady ZSRR, ale kto dziś o tym pamięta? Był „Olinem”, czy nie, ważne, że to dobry komunista i wypróbowany towarzysz. I jaki znany wśród młodzieży, sam Kazik zadedykował mu utwór pt. „Łysy jedzie do Moskwy”… Kto pamięta o „taśmach Oleksego” z 2006 roku - jego rozmowach z Aleksandrem Gudzowatym, w których rozprawiali o tym, kto, gdzie, co „wziął” i z czego nie zdoła się rozliczyć, jak np. Kwaśniewski?

Żadnemu nie wierzę z lewicy. Wszyscy są upaprani w różne kombinacje i interesy

- charakteryzował Oleksy postkomunistyczną kamarylę, którą znał doskonale, bo sam do niej należał.

Twórca Europy Plus nazwał go wówczas „kretynem” i „zdrajcą”, więc nic dziwnego, że Oleksy jest potępia w czambuł najnowszą inicjatywą ich „mordy”, że wspomnę, jak czule zwrócił się do trzeźwiejącego Kwaśniewskiego obecnie senator Marek Borowski, członek PZPR od 1967 r. W kwestii formalnej, Sojusz zawiesił Oleksego, ten urażony wystąpił z niego w 2007 r., lecz poznał, co znaczy samotność, skruszał, przeprosił i w 2010 r. towarzysze z SLD ponownie przyjęli go w swe szeregi, a nawet powierzyli mu ostatnio funkcję wiceprzewodniczącego.

Jeszcze bardziej zniesmaczony adorowaniem niby-lewicowca Palikota przez Kwaśniewskiego jest prawdziwy lewicowiec Miller, który - co zapowiedział - nie zniży się do jego poziomu. Oj tam, oj tam. Zniżał się i to nie raz. Ostatnio, gdy zadarł z PZPR-owskimi towarzyszami doli i przytulił się do Andrzeja Leppera. Jednak z ramienia „Samoobrony” nie udało mu się zdobyć fotela w Sejmie, więc „syn marnotrawny” wrócił na łono partii matki. Nie da się zaprzeczyć, miejsce Millera, wychowanka socjalistycznej młodzieżówki, w PZPR od 1969 r., absolwenta wyższej szkoły przy KC PZPR, byłego sekretarza partii, czołowego aparatczyka, odpowiedzialnego m.in. za „wychowanie młodzieży w duchu socjalistycznym”, członka Biura Politycznego PZPR przed jej kilkakrotną zmianą nazwy, jest w SLD. Kto dziś pamięta o „moskiewskiej pożyczce”, która miała pomóc postkomunistom w utrzymaniu się na politycznej powierzchni?

Kto pamięta, wezwania Włodzimierza Cimoszewicza (w PZPR od 1971 r. aż do jej ostatnich dni, a po upadku komunizmu byłego marszałka, ministra i premiera), aby skompromitowany towarzysz Miller nie przystępował do poselskiej przysięgi? Kto przypomina sobie efemerydę, Polską Lewicę, której w 2008 r. Miller przewodniczył, a po roku wypiął się na nią i wrócił do Sojuszu?

Co robi w tym towarzystwie Andrzej Olechowski? To samo, co Robert Kwiatkowski: nudzi się i czeka, może z pomocą Kwaśniewskiego i Palikota znów uda mu się zaistnieć, lecz już nie w kraju. Tyle razy mu nie wyszło, więc teraz myśli o Brukseli. Obaj panowie mają czym się pochwalić. Olechowski od młodych lat bywał za granicą, pracował dla socjalistycznej ojczyzny, m.in. pod pseudonimami „Tener” i „Must”, na dodatek nie kłamał w oświadczeniu lustracyjnym, a wielki świat nie jest mu obcy, był w końcu szefem polskiej dyplomacji. Dodatkowym bonusem Olechowskiego jest to, że Platformy Obywatelskiej, którą współtworzył, nie kocha z wzajemnością. Teraz, jak powiedział jego imiennik z Ruchu Palikota, rzecznik Rozenek,  chce - cytuję - „poświęcić się pracy dla Polski w europarlamencie”… Taki jest skłonny do poświęceń na rzecz ojczyzny. Podobnie Kwiatkowski, wierny syn PZPR, który partyjną legitymację zdobył jeszcze w czasach studenckich, a potem mężnie wspierał lewicę z mostka kapitańskiego TVP. Aktualnie łączy przyjemne z pożytecznym: jest członkiem władz Stowarzyszenia Ordynacka i członkiem rady programowej think tanku Ruchu Palikota. Jak im nie ufać i nie nagrodzić jakimś miejscem na liście kandydatów do Parlamentu Europejskiego? Aaa, byłbym zapomniał, rzecz jasna znajdą się także miejsca dla Anny Grodzkiej i Roberta Biedronia, za wybitne osiągnięcia w ciągu niezbyt długiego czasu.

Miejsc jest wiele, Europa Plus zamierza wystawić 50 aspirantów. Według Palikota, który dla Kwaśniewskiego zdobył się nawet na przeproszenie byłej koleżanki Wandy Nowickiej za wypowiedź o gwałcie, chęć przystąpienia do „centrolewicy” wyraziły już Socjaldemokracja Polska, Unia Lewicy i Racja Polskiej Lewicy, a z Unią Pracy, Partią Demokratyczną, Stronnictwem Demokratycznym i Partią Kobiet „toczą się rozmowy”. Miller na razie z Palikotem i Kwaśniewskim rozmawiać nie chce. Szef SdPl Wojciech Filemonowicz apeluje, by przewodniczący SLD „się opamiętał” i liczy, że ten skruszeje. Nie bez podstaw, parę razy już kruszał.

Donald Tusk wezwał ostatnio partyjnych kolegów ze skrzydła konserwatywnego PO do większej tolerancji. Rzecz jasna, nie chodziło mu o pospolite ruszenie Kwaśniewskiego, lecz o stosunek do jednopłciowych par, bo „w latach 70. homoseksualizm był zboczeniem, podobnie jak masturbacja” i, gdyby dziś „to potraktować poważnie, trzeba by wykluczyć 90 proc. populacji”, przytoczył Tuska tygodnik „Newsweek”. To prawda, obyczaje się zmieniają, nie tylko w tej sferze. Definicję premiera można rozciągnąć na szeroko pojmowaną politykę. Co kiedyś było synonimem zła, dziś uchodzi za normalne zjawisko; polscy legaci Kremla, byli strażnicy komunistycznego systemu zniewolenia, którzy latami słowem i czynem przekonywali naród o „jedynie słusznej linii” partii i odrywali z tego tytułu kupony, wciąż brylują na salonach polityki, rozdają stanowiska, przywileje i apanaże. Lewica rozmnaża się przez pączkowanie. Co będzie z najnowszym pączkiem postkomunistycznej „centrolewicy”? Czas pokaże. Pozostaje tylko pytanie, czy nasze społeczeństwo cierpi na sklerozę?

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.