Kulisy działań krakowskiej delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego od wielu miesięcy budzą mój pełen wyrozumiałości uśmiech. Już wcale nie chodzi o to, ze nawet nie potrafią przeprowadzić dobrej obserwacji, a jak dokumentują fotograficznie, to czasem chcę podejść i nauczyć ich obsługi nowoczesnych lustrzanek z teleobiektywem. Nic to, że moje podatki idą na nieudolne próby wyśledzenia skąd też Gadowski czerpie swoje informacje. Nie lepiej, po prostu, podążyć tropem tych informacji i czasem złapać jakiegoś szpiega? No nie, bo potem jak wytłumaczyć się przed przełożonymi z takiego sukcesu?
Podsłuchujcie dziatki zatem i podglądajcie na zdrowie.
Czasem Gadowski, za prywatne pieniądze i w czasie wolnym, też was podglądnie – z efektem lepszym i taniej.
Krakowska ABW stała się przystanią niezwykle nienachalnie rozgarniętych i ideowych jak kij od szczotki gierojów pod wodzą zasłużonego – dla każdej ekipy – pana B. (tego od aresztowania doświadczalnych konopi indyjskich)
Prowadzi, ten pan, swoją – nielegalną jak sadzę, bo nierejestrowaną – agenturę, aby zbierać haki na co znaczniejszych ludzi z jego okolicy. Tak zadaniuje pewnego byłego dziennikarza, przedsiębiorcę etc.
Swój drogą dopilnuję , aby ktoś kiedyś sprawdził panu panie B. rozliczenie funduszu „O”. Drażni mnie bowiem, gdy załatwia swoje sprawy za moje pieniądze.
A teraz kolejny konkrecie z podwórka naszego ulubionego szefa delegatury.
Kilka miesięcy przed brawurową akcja ujęcia największego terrorysty Europy Środkowej i okolic, czyli Brunona, cztery tony trotylu, K. dzielni chłopcy pana B. wpadli na trop działalności terrorystycznej w mieście pod Wawelem.
Z agenturalnych i operacyjnych źródeł (tak to określają) – a praktycznie z wysiadywania na piwie w pewnym obskurnym barze na krakowskim Dąbiu - wywiadowcy dowiedzieli się, że istnieje na Dąbiu internauta, który przez internet, uzyskuje informacje na temat materiałów wybuchowych, oraz utrzymuje stosunki z Al. Kaidą i kilkoma innymi, równie sympatycznymi, organizacjami.
Pan B. wypiął pierś i usłużnie (inaczej nie potrafi) poinformował centralę, że osobiście trafił na trop siatki terrorystycznej, która zagnieździła się w Krakowie.
Rozpoczęła się, kosztująca grubo ponad dwieście tysięcy, operacja zbierania niepodważalnych dowodów aktywności terrorystycznej namierzonej grupy. Rychło okazało się, ze grupa to zaledwie jeden podejrzany internauta, ale - jak wiadomo – Teodor Kaczyński też był sam.
Do suszarni bloku mieszkalnego, w którym mieszkał podejrzany internauta, wprowadziło się dwóch funkcjonariuszy ABW. Założono tam – konspiracyjnie oczywiście – pancerne drzwi i wtachano sejf, do którego na noc zamykano laptop z oprogramowaniem.
Laptop przywieziono z Warszawy, miał – ściśle tajny – zatwierdzony (wiele lat temu) przez amerykańskie NSA, program do przejmowania aktywności internetowej z wybranego numeru IP.Jak twierdzi jeden ze znajomych informatyków – doskonały program ABW – miał się tak do dzisiejszych rozwiązań tak jak syrenka do mercedesa.
Codziennie, oddelegowani z Warszawy, wywiadowcy - wraz z bezcennym laptopem i programem - warowali w suszarni bloku, gdzie mieszkał podejrzany. Zgrywali dane na płytki i ściśle tajny kurier zawoził to do siedziby krakowskiej ABW na ulicę Mogilską 109.
Akcja trwała ponad półtora miesiąca. Nie udało się jednak złapać terrorysty in spe na gorącym uczynku. Operacyjne pieniądze wtopiono… i wtedy genialnemu szefowi delegatury oraz jego doradcom zaświtała w głowie genialna myśl.
- Zaraz, jest przecież doniesienie żony na męża, który majstruje w piwnicy z jakimiś podejrzanymi środkami!
Uff - odetchnęli dzielni stróże bezpieczeństwa. Dodali mu do kompanii trzech tajniaków i zadowoleni czekali na efekt prowokacji.
- Mamy terrorystę, nie ten, to tamten….brać go!
Dalej już Państwo wszystko wiecie. Złapano słowiańskiego Bin Ladena – Brunona K. Dzielny nieudacznik z ABW ocalił posadę i nawet odtrąbiono sukces.
Teraz, po moim tekście o rosyjskim szpiegu, uwiesili się na telefonie Gadowskiego – a może wykryjemy kolejnego szpiega i zanim Gadowski napisze tekst, to ogłosimy kolejny sukces…?
Kiedyś, gdy wykryłem szpiegowską firmę „Classic Diamond” prowadzoną przez pułkownika SWR i szpiclującą badania AGH m.in. na temat łupków działali tak udanie, ze Rosjanie zdążyli się spokojnie wyprowadzić spod Wawelu.
Brawo. Krakowska ABW – szczyt profesjonalizmu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151777-ten-pies-zjada-wlasny-ogon-krakowska-abw-w-dzialaniu-jak-brunon-k-stal-sie-bin-ladenem-znad-wisly